Artykuły

Komercja w teatrze Wilama Horzycy

"S.O.S. ginącej miłości " w reż. Julii Wernio w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

"Addio, pomidory", "Bo we mnie jest seks", "Piosenka jest dobra na wszystko" - Teatr Horzycy w "S.O.S. ginącej miłości" mierzy się z dorobkiem Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego.

Toruński teatr w pracę nad tym spektaklem zaangażował profesjonalistów cenionych na polskich scenach. Niestety, potencjał kompozytorski Piotra Salabera, choreograficzny Leszka Bzdyla i inscenizatorski Julii Wernio po prostu zmarnował się. Ich "S.O.S." pokazuje zjawisko doskonale znane i niekwestionowane - geniusz Przybory i Wasowskiego. Dorobku największych twórców polskiego kabaretu literackiego twórcy nie przedstawiają w innym świetle, niczego nowego w nim nie poszukują.

Teatru tu prawie nie ma. Nie ma budowania relacji między bohaterami, historia nie ma też wyraźnego zakończenia. Finał zastępuje po prostu piosenka. Scenografia, zespół muzyczny na scenie, aktorzy - wszystko służy tylko jako pretekst do pokazania największych utworów Kabaretu Starszych Panów. Opowieść zapisana jest w piosenkach Przybory i Wasowskiego - naszych bohaterów spotykamy, jak oczekują na przyjazd opóźnionego nocnego pociągu na podłej stacyjce.

Nie od dziś wiadomo, że toruński zespół doskonale wypada w spektaklach muzycznych. "Herbaciane nonsensy", "Kocham Paryż" i kameralne przedstawienia przygotowane poza sceną Horzycy cieszyły się tak wielkim zainteresowaniem widowni, że nie schodziły z afisza przez kilkanaście sezonów. Publiczność zapamięta też z pewnością dobre występy Małgorzaty Abramowicz (jako bufetowa zaśpiewała "Stacyjkę Zdrój", "Odrobinę mężczyzny", "Tango kat"), Grzegorza Wiśniewskiego (włóczęga w typie stachurowskim dał popis wokalny w "Podłej", "Upiornym twiście", "To było tak"), Wandy Ślęzak (jako zdziwaczała sprzątaczka wykonała "Dziecię tkaczy" i "Osculati") i Agnieszki Wawrzkiewicz (jako zagubiona i zblazowana arystokratka zinterpretowała "Na całej połaci śnieg" i "Zakochałam się w czwartek niechcący").

Na szczególną uwagę zasługuje Aleksandra Lis - młoda aktorka, która występuje dopiero w drugim toruńskim przedstawieniu. Tworzy postać efemerycznej Poetki Imogeny, która przechodzi zawód miłosny ("S.O.S"), wzdycha do kochanka ("O, Romeo"), uwodzi ("Bo we mnie jest seks"). W tej ostatniej piosence nie wciela się w seksbombę, a poszczególne wersy klasycznego utworu wyśpiewuje z lękiem i nieśmiałością, wywołując u widzów salwy śmiechu.

Wielkim atutem tego przedstawienia jest muzyka na żywo w wykonaniu pianisty Jakuba Mówki, kontrabasisty Macieja Młócińskiego i oboisty Adama Franciszkowskiego. Przy tym z nieznanej strony dały się poznać aktorki Matylda Podfilipska i Aleksandra Lis. Pierwsza z nich dołączyła do muzyków ze skrzypcami, druga zaś - z altówką.

Na scenie dramatycznej nie może zabraknąć spektakli skierowanych do widza, który od teatru oczekuje rozrywki, a nie duchowego wstrząsu, inspiracji, kontaktu z nową dramaturgią i inscenizacyjnych rewolucji. "S.O.S. ginącej miłości" - widowisko typowo komercyjne, któremu bliżej do programu kabaretowego niż przedstawienia - trafi zapewne do tego rodzaju publiki. Piosenki z Kabaretu Starszych Panów są wieczne. W wypadku "S.O.S. ginącej miłości" wydaje się, że dzieło Wasowskiego i Przybory poradziłoby sobie bez teatralnego opakowania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji