Artykuły

Andrzej Seweryn wraca na polską scenę

- Chciałabym, żeby nasz spektakl miał wyrazistą fakturę teatralną. Swój styl. Wydaje mi się to bardzo istotne, żeby teatr inaczej traktował dramat Szekspira, inaczej np. "Anioły w Ameryce", a jeszcze inaczej taki tekst jak "Dowód" - mówi ANDRZEJ SEWERYN o sztuce, którą reżyseruje w warszawskim Teatrze Polonia.

W spektaklu "Dowód" w Teatrze Polonia wystąpią ojciec i córka - Andrzej Seweryn i Maria Seweryn. Zagrają ojca i córkę.

On - Roberta - genialnego matematyka, który cierpi na schizofrenię. Ona - Catherine, która dla swojego ojca poświęca wszystko - talent, studia, odcina się od świata. O przygotowania do premiery, która odbędzie się 12 kwietnia w Teatrze Polonia, o swoim powrocie do źródeł, po 28 latach znów gra na polskiej scenie, opowiada reżyser przedstawienia Andrzej Seweryn.

Dorota Wyżyńska: W "Gazecie Wyborczej" ukazał się cykl tekstów "Powrót Taty" - ojcowie pisali o swoim dojrzewaniu do bycia ojcem, o błędach, które popełniali. Zwierzali się z tego, co w relacji z dzieckiem jest dla nich najważniejsze, a czego nie są w stanie przeskoczyć, bo się boją, nie potrafią. Gdyby pan miał zabrać głos w tej dyskusji...

Andrzej Seweryn: Pyta mnie pani o coś szalenie intymnego, osobistego. Niełatwo o tym mówić. Co jest dla mnie najważniejsze? Ważne jest zaufanie. Bez zaufania, z obu stron, byłoby nam trudniej. Trzeba też być godnym tego zaufania. Mam troje dzieci. I staram się im przekazać wartości, dzięki którym to zaufanie będzie możliwe.

A jak wygląda relacja ojciec - córki w sztuce "Dowód"? Jakie błędy popełnia Robert? Jakie błędy popełniają córki?

- Mówiąc bardzo ogólnie, ale celowo nie chcę wtajemniczać widzów przed premierą w szczegóły, to sztuka o tym, że miłość bez zaufania i wiary nie jest pełną miłością. Jakże inaczej potoczyłyby się losy tych ludzi, gdyby sobie ufali. To też sztuka o poświęceniu. Córki dla ojca. Takim bezgranicznym. Znam ludzi, którzy poświęcają się dla chorych na schizofrenię, ale to nie znaczy, że w związku z tym zrywają więzi z całym światem, odcinają się od znajomych. To poświęcenie Catherine jest poświęceniem niebywałym... A jednocześnie mam wrażenie, że Robert nie rozumiał córki, był w stanie przyjąć tylko to, co ona mu dawała w sposób bezpośredni. Ale nawet nie dostrzegł tego, co naprawdę ona dla niego zrobiła.

Robert to geniusz, talent matematyczny...

- Matematyczny rewolucjonista... Podobno autor, kiedy zaczął pisać tę sztukę, myślał o dwóch siostrach i królu Learze. A zakończył właśnie na matematykach.

I dlatego na próbach był u was profesor matematyki...

- Staraliśmy się nie być naiwnymi ludźmi teatru, którzy opowiadają o świecie, którego nie znają. Mam nadzieję, że w tej chwili nasza wiedza jest nieco większa. I okażemy się mniej naiwnymi.

Czy Robert jest królem Learem?

- Lear u Szekspira zachowuje się w sposób irracjonalny, trudno wytłumaczalny. Robert podobnie. Ma dwie córki, ale dla niego istnieje tylko jedna. To jest okrucieństwo. Nie tylko ojca, ale okrucieństwo życia. Chociaż właśnie dzięki Claire (czyli tej drugiej, niekochanej) Robert i Cathrine mogą żyć. Claire pomaga im finansowo. W tej sztuce mamy wiele niewiadomych. Co się stało z matką? Czy Robert przyczynił się w jakimś stopniu do jej śmierci? Dlaczego Claire zamieszkała w Nowym Jorku? Dlaczego jest tą niekochaną?

Trudno, sięgając po ten tekst, nie wspomnieć o filmie, który był na naszych ekranach... "Dowód" ("Proof") z 2005 roku w reżyserii Johna Maddena z Anthonym Hopkinsem i Gwyneth Paltrow...

- Traktujemy ten film jako pewną bazę, ale idziemy własną drogą. Trudno nie dostrzec wartości tego obrazu, ale gdybym mógł rozmawiać z twórcami wersji filmowej, zadałbym im na pewno kilka pytań. Rola Catherine ma wiele odcieni, to dla aktorki kopalnia bez dna.

Poszukiwanie Joanny Trzepiecińskiej i Łukasza Simlata, którym towarzyszę jako reżyser i partner na scenie, pasjonują mnie bardziej niż ich filmowe pierwowzory.

Chciałabym, żeby nasz spektakl miał wyrazistą fakturę teatralną. Swój styl. Wydaje mi się to bardzo istotne, żeby teatr inaczej traktował dramat Szekspira, inaczej np. "Anioły w Ameryce", a jeszcze inaczej taki tekst jak "Dowód", który jest w gruncie rzeczy bardzo prostym utworem, opartym w dużej mierze na aktorstwie. Wydaje mi się, że walka o styl, czyli o bogactwo teatru, powinna być naszą obsesją, jeśli nie obowiązkiem. Nie lubię ogłupiać publiczności. Nie lubię upraszczać historii. Mówić widzom, że człowiek jest albo kulawy, albo tylko ślepy. Staram się pracować z aktorami nad złożonością osobowości i przeżyć ich bohaterów.

Jaką "fakturę teatralną" będzie miał "Dowód" w Teatrze Polonia?

- To przedstawienie rozgrywa się w jednej dekoracji. Wszystko oparte jest na aktorach, ale chciałbym delikatnie zburzyć realizm tej sztuki... Mam wspaniałych współpracowników, Maciej Putowski robi scenografię, Magda Maciejewska projektuje kostiumy, Tomek Wert odpowiada za światło, a muzykę pisze Antek Łazarkiewicz. Jakkolwiek bym ich hamował, każdy z tych twórców naznaczy to przedstawienie swoją artystyczną wrażliwością. Myślę, że bardzo silnie zadziała tu muzyka... Ale nie chcę zdradzać zbyt wiele.

Na scenie spotyka się pan ze swoją córką Marią. Marysia powiedziała mi w wywiadzie, że dla niej jest to szczególne wyzwanie, bardzo trudna praca, bo nie chce zawieść oczekiwań swojego taty. A co dla pana znaczy to spotkanie?

- Jest w "Dowodzie" taka scena, kiedy ojciec mówi do córki: "Ja w twoim wieku miałem za sobą swoje najlepsze osiągnięcia matematyczne". Otóż uważam, że Marysia gra w taki sposób, pracuje w taki sposób, o jakim ja w jej wieku nie miałem zielonego pojęcia. Kiedy patrzę na intensywność jej prób, na jej propozycje rozwiązań kolejnych scen, na celność analizy postaci - mogę powiedzieć tylko jedno: ona dojrzewa aktorsko w sposób wspaniały... Bardzo mnie to cieszy. A praca tutaj w Teatrze Polonia jest dla mnie powrotem w szerokim tego słowa znaczeniu. Wracam do córki, wracam do Polski, do gry i reżyserii w polskim języku i na polskiej scenie. To wszystko to powrót do źródeł.

***

Aktorzy o "Dowodzie

O swoich postaciach, o pracy nad spektaklem mówią aktorzy: Maria Seweryn, Joanna Trzepiecińska i Łukasz Simlat

Maria Seweryn, Catherine:

Catherine poświęciła dla ojca... wszystko. Nie tylko studia, nie tylko talent, nie tylko swoje życie prywatne. Odcięła się od świata. Zrobiła to z wielkiej miłości córki do ojca, ale też z podziwu dla jego intelektu, geniuszu. Uznała, że jeśli on trafi do szpitala, to już nigdy nie wyjdzie z tej choroby. A ona wierzyła, że jej ojciec będzie zdrowy. Że mu pomoże.

Nie wiadomo, ile dokładnie miała lat, kiedy umarła jej mama, prawdopodobnie nie była jeszcze pełnoletnia. Siostra Claire wyjechała na studia do Nowego Jorku, a ona została z ojcem, który zaczął chorować. Zamknęła się w domu ze schizofrenikiem, weszła w świat jego fikcji.

Ta rola jest fascynująca psychologicznie. Chciałabym pokazać człowieka, który wychodzi z otchłani, rodzi się na nowo. Staramy się nie dawać gotowych odpowiedzi. Wydaje mi się, że ta postać nie będzie łatwa do polubienia. Catherine jest nieprzyjemna, agresywna, chropowata... Ale mimo mam nadzieję, że ją obronię. To dla mnie trudne zadanie.

Joanna Trzepiecińska, Claire:

Zdarzyło mi się oglądać fragment filmu "Dowód". Odniosłam wrażenie, że Claire przedstawiana jest tam jako żyjąca powierzchownie nowojorska lalka. Nie chciałabym, aby moja postać w spektaklu została odebrana podobnie. Mam wrażenie, że sztuka daje szansę zbudowania niejednoznacznych relacji i zależności między bohaterami.

Staramy się z reżyserem znaleźć takie środki, aby tę postać pogłębić. Pokazać człowieka z krwi i kości. Szukamy prawdziwych emocji.

To wcale nie jest tak oczywiste, że Claire była tą gorszą. Że opuściła ojca. Ona w Nowym Jorku pracowała na to, aby jej siostra i ojciec mogli żyć, mieli gdzie mieszkać, spłaciła kredyt na dom. To był dla niej duży wysiłek finansowy. Claire też część swojego życia podporządkowała ojcu, w inny sposób niż Catherine, ale nie można jej tak po prostu przekreślać. Jednocześnie stawia się pod znakiem zapytania, czy decyzja, którą podjęła Catherine, aby ojciec został w domu, a nie w szpitalu, była słuszna.

Claire zdaje sobie sprawę z pewnego podobieństwa między Catherine i ojcem. Widzi nieprzeciętne zdolności matematyczne swojej siostry, ale też pierwsze symptomy jej słabości psychicznej, rozedrgania emocjonalnego. Możemy dopowiedzieć sobie, że pewnie tego typu objawy widziała u siostry już wcześniej. Niepokoi ją też to, że Catherine jest zapuszczona, brudna. Próbuje się o nią zatroszczyć. Ale to wywołuje dodatkowy konflikt.

Sztuka daje wiele możliwości interpretacyjnych, stawia wiele pytań. Jestem pewna, że ilu będzie widzów, tyle odpowiedzi. To tekst psychologiczny, fantastyczny materiał dla aktora.

Łukasz Simlat, Hal

Hal był studentem Roberta. Teraz, po obronie pracy doktorskiej pod kierunkiem swojego nauczyciela, genialnego matematyka, sam naucza. I próbuje dotrzeć do tajemnicy związanej z tytułowym dowodem.

Dla Hala jako matematyka, prawdziwego fascynata, przeanalizowanie dowodu, dotarcie do notatek Roberta stanowi nie tyle wartość pieniężną, ile rewolucyjną. Przypuszcza się, że ten dowód, jeżeli się matematycznie potwierdzi, jest w stanie zrewolucjonizować przyszłość nie tylko tej dziedziny, ale też świata.

Jaki jest Hal? Większość czasu poświęca matematyce, więc odbija się to na jego sposobie bycia. Coś, co może widza w nim denerwować, to jego nadgorliwość zawodowa, która czasami przesłania mu dobre intencje innych osób. Jest to cecha, która też trochę utrudnia przedstawienie tej postaci w dobrym świetle. Pozwala za to na wykreowanie dość intrygującego i zamkniętego świata matematyków, który mnie jako laika zadziwia i zaskakuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji