Musicalowa gęba
"Ferdydurke czyli czas nieuniknionego mordu" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.
Próba przeniesienia "Iwony, księżniczki burgunda" na grunt opery, skończyła się klapą. Więcej szczęścia ma "Ferdydurke", którą Piotr Dziubek (muzyka), Rafał Dziwisz (libretto) i Wojciech Kościelniak (reżyseria) przerobili na musical.
Autorzy wybrali tylko jedną część powieści: szkołę. To wdzięczny temat do musicalu. Z jednej strony można operować tłumem, z drugiej - w szkole zawsze znajdzie się kilka indywidualności, na których można oprzeć akcję. Adaptacja szkolnej części "Ferdydurke" jest bardzo klarowana. Walka dobra ze złem, uczniowie kontra nauczyciele... A pośrodku nich Józio, zawieszony gdzieś pomiędzy. Wszystkie te światy: łobuzów, tak zwanych dobrych i grzecznych uczniów, lawirantów, znają doskonale ci, do których adresowane jest przedstawienie. Podobnie rzecz się ma z galerią nauczycieli. Oglądając kaliską "Ferdydurke" odniosłem wrażenie, że jestem we współczesnej szkole, gdzie zwalczają się wzajemnie dwa ugrupowania, gdzie nauczyciele nie radzą sobie ani z problemami wychowawczymi, ani z nauką. Smutne to, ale najlepszym sposobem na rozwiązywanie kłopotów szkolnych jest ciągle nieśmiertelna pała.
Szkoła w kaliskim musicalu jest niezwykle interesująca od strony architektonicznej. Grzegorz Policiński (scenografia) stworzył niesamowicie interesujące wnętrze, wykorzystując także balkony (świetna scena z chórem Ciotek). Podobały mi się kostiumy Katarzyny Adamczyk, ponieważ jest w nich to, co najbardziej lubię w teatralnym kostiumie - dowcip.
Podziwiam zespół aktorski teatru, który doskonale poradził sobie z budowaniem postaci na scenie, a przede wszystkim z tańcem i śpiewem. Wszak to musical.
Powieść Gombrowicza nie może uwolnić się od gęby. W Kaliszu jest nią muzyka. Całość oparta jest na jednym idiomie powtarzalnym i rozwijanym w różnych kierunkach, a jednak mimo to - monotonnym. Niestety, nie sprzyja ona ani budowaniu sytuacji teatralnych, ani też nie charakteryzuje postaci. Mato swoje konsekwencje w ruchu scenicznym, jaki zaproponowali Beata Owczarek i Janusz Skubaczkowski. Podejrzewam, że młodzieży spodoba się ta muzyka, bo jest ich, jest "swój a", podobna do tej, której słuchają na co dzień.