Artykuły

Lekcja Gombrowicza

"Ferdydurke czyli czas nieuniknionego mordu" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatr im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.

0 planach inscenizacji głośnej powieści Witolda Gombrowicza "Ferdydurke" dyrektor kaliskiego teatru, Igor Michalski po raz pierwszy wspomniał chyba rok temu. Dokładnie w tym samym czasie, kiedy ówczesny minister oświaty, mocno konserwatywny, Roman Giertych zaczął walczyć o usunięcie tej pozycji z kanonu lektur szkolnych. Nie wdając się w rozważania, kto pierwszy wywołał autora "Ferdydurke" do tablicy i kto kogo sprowokował, trzeba obiektywnie stwierdzić, że kaliski spektakl to po prostu spełnienie najczarniejszych snów nieszczęsnego pana ministra. A przynajmniej tak - żywiołowo i spontanicznie -odbiera go młodzież, traktując jako totalny paszkwil na szkołę oraz cały system oświaty i wychowania, który z założenia ogłupia, ogranicza, zniewala czy też (mówiąc językiem pisarza) "upupia" albo (sięgając po znacznie popularniejszą dziś formę) "udupia" młodzież. Ta warstwa powieści Gombrowicza pozostała nadal żywa. Inne też się przebijają, ale raczej nie do wszystkich...

Musical z werwą i humorem

Ten cokolwiek spłycony odbiór ma zresztą swoje konkretne uwarunkowania. Po pierwsze - twórcy kaliskiego spektaklu ograniczyli się wyłącznie do adaptacji pierwszej części powieści, której akcja dzieje się w szkole. Pomijając dwie pozostałe, które także służą ilustracji gombrowiczowskiej teorii zmagania się z narzuconymi formami, ale już w zupełnie innych kontekstach społecznych (nowoczesna rodzina, ziemiański dwór z tradycjami). Po drugie - kaliska inscenizacja przybrała kształt musicalu, który w powszechnym mniemaniu raczej nie niesie poważniejszych treści. I choć sam Gombrowicz próbował rehabilitować ten gatunek pisząc znakomitą "Operetkę", siła sterotypu "podkasanej muzy" pozostała nadal duża.

A jednak wybór tej formy scenicznej - mimo całego ryzyka z nią związanego - w Kaliszu okazał się "strzałem w dziesiątkę". Tekst "Ferdydurke" lekko i bezboleśnie poddał się muzycznym transformacjom, a całe widowisko nabrało rytmu, lekkości i wdzięku. Mocno skonwencjonalizowana forma musicalu dość łatwo też wchłonęła i nieco zniwelowała anachronizmy, jakimi - z perspektywy współczesnego widza - skażone jest dzieło Gombrowicza, (No, bo kogo dziś oburza np. słowo "dupa", o które spierają się bohaterowie spektaklu? Toż to określenie niemal salonowe, wobec wulgarnego języka ulicy.) A ponadto pozwoliła na wyeksponowanie wszelkich aspektów prześmiewczych, ironicznych, humorystycznych, satyrycznych, parodystycznych itp.

Na kaliskiej scenie powstało więc widowisko barwne, dynamiczne, wyraziste. A nawet mocno przerysowane, co jednak usprawiedliwia konwencja koszmaru sennego, który przydarzył się dorosłemu acz ciągle niedojrzałemu trzydziestolatkowi

Wykład pedagogiki specjalnej

Spektakl czytelny i logicznie zbudowany, z mocno akcentowanymi pointami, jest de facto bardzo przystępnym wykładem filozofii Gombrowicza - ze szczególnym wyeksponowaniem tego jej aspektu, który nazwałabym "pedagogiką specjalną". Pokazuje bowiem patologiczny system kształtowania umysłów i charakterów młodych ludzi z wszelkimi jego negatywnymi skutkami, także społecznymi i politycznymi A zarazem uświadamia, że nie ma dobrych systemów budowania relacji między ludźmi że niemal na każdym kroku wpadamy w obce nam schematy, od których nie mam ucieczki Młodziutka dziewczyna, wygłaszająca w finale slogany o miłości, to przecież zapowiedź kolejnych perypetii jakich musi doświadczyć chyba każdy młody człowiek.

Przedstawienie, w którym biorą udział niemal wszyscy kaliscy aktorzy, to przykład niezłej gry zespołowej z kilkoma dobrymi kreacjami aktorskimi Z młodego pokolenia warto zauważyć debiutującego nad Prosną Juliusza Kubiaka (w głównej roli Józia), Szymona Mysłakowskiego (świetnego Syfona) czy Marcina Trzęsowskiego (Gałkiewicza). Ze starszej generacji najciekawsze kreacje tworzą Jacek Jackowicz (jako profesor Pimko) i Dymitr Hołówko (nauczyciel Bladaczka). A już absolutnie uroczy jest chór rozgdakanych ciotek!

Aktorzy, na co dzień rzadko popisujący się talentami wokalnymi tutaj świetnie wywiązują się z musicalowych zadań - zwłaszcza w scenach zbiorowych. (Inna kwestia, że kompozytor chyba świadomie nie podniósł im za wysoko poprzeczki?) A cały zespół nieźle czuje rytm i melodykę spektaklu, który grany jest przez blisko dwie godziny na żywo (bez playbecku), choć małe skróty pewnie by mu nie zaszkodziły.

W sumie jednak kaliska lekcja Gombrowicza wypadła... śpiewająco. Ale, jak to bywa w szkole, jedni więcej z niej wynoszą, a inni mniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji