Artykuły

Geniusz muzyki w Romie

"Upiór w operze" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Magdalena Zaliwska w portalu Polskiego Radia.

Po "Miss Saigon", "Grease" czy "Kotach" Wojciech Kępczyński postanowił zrealizować swoje największe marzenie. Gdy 10 lat temu obejmował stanowisko dyrektora Teatru Roma zadeklarował, że nie wyobraża sobie by na najpopularniejszej scenie musicalowej w Polsce mogło zabraknąć triumfującego na światowych scenach "Upiora w operze" Andrew Lloyda Webbera. Premiera spektaklu już za nami.

Spektakl został pomyślnie przyjęty przez premierową publiczność. Pojawiło się wiele przychylnych recenzji. Już dziś można wnioskować, że musical będzie największym triumfatorem, na tegorocznej scenie teatralnej.

Co składa się na sukces "Upiora w operze"? Składowych jest kilka. Przede wszystkim świetne tworzywo, jakim jest klasyczna powieść o tym samym tytule, która wyszła spod pióra Gastona Leroux ( warto pamiętać, że inspiracją do napisania książki była wizyta autora w gmachu Opery Paryskiej. Przypomniał sobie też o nieszczęśliwym wypadku jaki wydarzył się w operze w 1896, kiedy to ogromny żyrandol spadł w czasie przedstawienia wprost na głowy publiczności). Po drugie muzyka Andrew Lloyd Webbera silnie działa na emocje. Jest autentyczna przez to, że Andrew Lloyd Webber wokalną partię Christine napisał dla swojej żony, Sary Brightman, znanej piosenkarki i tancerki. W inscenizacji Wojciecha Kępczyńskiego, najważniejsze zdaje się jednak być jednak coś innego - teatralna efektowność, budowana poprzez pełną przepychu i "trików" scenografię. Momentami można odnieść nawet wrażenie, że mamy doczynienia z przerostem formy nad treścią. Oczywiście wszystko to wywołuje emocje, robi wrażenie, ale zbyt często widz skupia się tylko na tym co widzi, a sama treść schodzi na drugi plan. Oczywiście docenić należy rozwiązania scenograficzne Pawła Dobrzyckiego, któremu udało się odtworzyć wiele operowych elementów. Jest słynna loża nr 5, w której miejsca zajmować mógł jedynie duch muzyki. Jest żyrandol, który pod koniec I części spada na scenę (ważącą 250 kg konstrukcję wykonała specjalna firma z Krakowa, natomiast sam mechanizm spadania żyrandola przygotowała firma ze Szwecji, która obsługuje wszystkie teatry na świecie). Jest też pozłacany gabinet dyrektorski i labirynt operowych podziemi. Wrażenie wywołują schody wzorowane na tych z XIX-wiecznej paryskiej Opery Populaire. Na nich wykonany zostanie efektownie zaaranżowany utwór "Maski"

Momentami można odnieść wrażenie, że tego wszystkiego jest jednak za dużo. A mogło być inaczej, bo Wojciech Kępczyński otrzymał od londyńskiego impresariatu Webbera, zgodę na non-replica production, czyli autorskie rozwiązanie dotyczące scenografii, choreografii i kostiumów.

"To prawdziwa frajda, że mogłem zrobić ten spektakl po swojemu"- mówi Wojciech Kępczyński.

Sama intryga zaczerpnięta z powieści Gastona Leroux, bazuje na miłosnym trójkącie. Przedmiotem westchnień upiora jest piękna, delikatna, młodziutka tancerka Christine, dziewczyna, której przejmujący głos dopiero się kształtuje. Uwiedzie nim geniusza muzyki - upiora. To człowiek, który pod maską skrywa swoją zewnętrzną szpetotę, której nie akceptuje otoczenie. Upiór skrywa swoją wrażliwość. Został jednak odepchnięty przez społeczeństwo. Ta postać miała już wiele interpretacji. Od groźnych po budzące litość.

"Chciałbym, żeby upiór, którego ja kreuję był postacią inteligentną, przewidującą, bardzo prawdziwą. To nie ma być postać groźna i odstraszająca, ale mężczyzna z krwi i kości, człowiek, który przez swą szpetotę został odtrącony przez społeczeństwo. On potrafi kochać, darzy takim uczuciem Christine. Nie chciałbym uciec w groteskowość postaci" - mówi Damian Aleksander. (Rolę Upiora zagra na zmianę z Łukaszem Zagrobelnym).

Upiór będzie rywalizował o serce Christine Daae z młodym romantykiem Raulem, przez co jej serce będzie przez długi czas rozdarte. Rolę Christine Daae, będą grały na zmianę 3 młode aktorki, Paulina Janczak, Kaja Mianowana i Edyta Krzemień.

Jak mówią każda z nas jest inna i stara się stworzyć swoją własną Christine.

Trudności było wiele i dla mnie osobiście wcielenie się w tę postać było dużym wyzwaniem - mówi Paulina Janczak.

"Ogromnym problem było dla nas znalezienie odpowiedniej Christine. Ponieważ utwory napisane są od najwyższych do najniższych dźwięków znalezienie dziewczyny, która poradziłaby sobie z takimi partiami graniczyło z cudem. Dodajmy, że musiała być jeszcze piękna i młoda. Cieszę się, że znaleźliśmy taką aktorkę. Ale problemów, związanych z realizacją spektaklu było o wiele więcej" - mówi Wojciech Kępczyński.

Nie zabraknie też kilku innych zaskoczeń aktorskich. Jedną z nich jest kreacja Barbary Melzer, która sprawdziła się jako przerysowana diwa Carlotta Giudicelli (należy ją kojarzyć z głównej roli w musicalu Crazy For You, pierwszej produkcji TM Roma po objęciu szefostwa przez W. Kępczyńskiego). Teatralny debiut Marcina Mrozińskiego, jako Raoula, też można uznać za udany.

Nie wszyscy jednak wyjdą z Romy zadowoleni. Ale kupienie biletów z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem polecam tym, którzy mają ochotę na spotkanie z romansem, który jest archetypem wszystkich romansów bez względu na epokę. A także tym, którzy pragną spotkać się z utworem o nietolerancji, opowiadającym o człowieku, który przez swoją odmienność został zaszczuty przez społeczeństwo Paryża i teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji