Artykuły

Teatr w obiektywie Janusza Gajosa

- Mam nadzieję, że z tych kilkudziesięciu zdjęć da się ułożyć skromną opowieść o tajemnicach teatru - mówi JANUSZ GAJOS, aktor Teatru Narodowego, który w Galerii Katarzyny Napiórkowskiej w warszawie zaprezentuje wystawę swoich fotografii "Trochę teatru".

W piątek (28 marca), tuż po Międzynarodowym Dniu Teatru, w Galerii Katarzyny Napiórkowskiej (ul. Świętokrzyska 32) Janusz Gajos zaprezentuje wystawę swoich fotografii "Trochę teatru".

- Mam nadzieję, że z tych kilkudziesięciu zdjęć da się ułożyć skromną opowieść o tajemnicach teatru - mówi Janusz Gajos. Kilkadziesiąt fotografii, są wśród nich portrety aktorów, tajemnice teatralnych kulis, zdarzenia z prób. Zdjęcia Janusza Gajosa opowiadają o miejscach, do których na co dzień widz nie może zajrzeć.

Beata Kęczkowska: Czy teatralne kulisy są fotogeniczne?

Janusz Gajos: Nie zawsze. Czasem bywają nieefektowne. Wydaje mi się jednak, że są miejscem wartym poznania. Pomyślałem, że dobrze byłoby o nich opowiedzieć, pokazać je tym, którzy nie mają na co dzień możliwości ich zobaczenia. W mojej fotograficznej wyprawie po teatrze zajrzałem na przykład do podziemi Teatru Narodowego, m.in. tam, gdzie Jerzy Grzegorzewski wystawił "Duszyczkę" Tadeusza Różewicza. Przedstawienie widziałem, widziałem też rysunki reżysera na ścianie, które stanowiły elementy scenografii. Niedawno poszedłem tam ponownie. Samotne "freski w piwnicy" robią inne wrażenie niż w czasie przedstawienia. Mają swoją osobną wymowę. Zobaczyłem tam również "bęben do robienia wiatru" wykonany współcześnie na użytek przedstawienia, które jest w bieżącym repertuarze. Takiej maszyny używano w teatrze jeszcze całkiem niedawno. Przed epoką magnetofonu i innych urządzeń elektronicznych, w które wyposażone są dzisiejsze teatry. W zaproszeniu na wystawę napisałem: "Zajrzyjmy za kulisy". Mam nadzieję, że z tych kilkudziesięciu zdjęć, które znajdą się na wystawie, da się ułożyć skromną opowieść o tajemnicach teatru. Poza tym próbowałem fotografować różne zdarzenia, oczywiście na tyle, na ile pozwalały warunki. Zrobiłem także kilka portretów.

Koledzy aktorzy zgadzali się?

- Przychodząc na próby, zawsze pytałem o zgodę na fotografowanie. Koledzy kiwali głowami, więc starając się być w miarę niewidocznym, polowałem na portrety. Zależało mi, żeby nie były to portrety wystudiowane, zresztą nie umiem takich robić. Wszyscy naturalnie wiedzieli, że czaję się po kątach z aparatem. I chociaż to przecież fachowcy od niezwracania uwagi na to, co ich rejestruje, to fotografowani zachowywali się troszkę inaczej. Jakby wychodziła na wierzch świadomość: "Ja wiem, co tam się dzieje". To trochę krępujące, ale i ciekawe.

Kogo zatem zobaczymy na zdjęciach?

- Udało mi się sfotografować na przykład pana Andrzeja Łapickiego, z którym pracujemy wspólnie przy "Iwanowie". Są między innymi portrety Ignacego Gogolewskiego, Igora Przegrodzkiego, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Jarockiego. Jest również zdjęcie Danusi Stenki z próby "Iwanowa", kilka zdjęć z prób "Miłości na Krymie", a także z prób "Rewizora" w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Mam nadzieję, że udało mi się sfotografować różne rodzaje samotności i aktywności ludzi teatru.

Jakie jest pana ulubione zdjęcie na tej wystawie?

- Właściwie każdego dnia podoba mi się inne. Lubię zdjęcia, które nie odwzorowują dokładnie rzeczywistości, nie są jej wierną kopią. Na przykład zdjęcie Jerzego Jarockiego, na którym sylwetka reżysera "obrysowana jest światłem". Kontrowe światło rysuje, czyli jest po prostu fotografią. Bardzo lubię zdjęcie, które zrobiłem pani Danucie Szaflarskiej z próby "Daily Soup". Ona sama jest wspaniałym modelem.

Jak pan godził próby z fotografowaniem?

- Robiłem zdjęcia w czasie, kiedy nie brałem udziału w próbowanej scenie. Czasem żałuję, że to moje fotografowanie jest takie przy okazji. Ta miniopowieść o teatrze też powstała przy okazji innej pracy. Chciałem uchylić kilka tajemnic teatru: sufler bez budki, charakteryzacja, zmiana dekoracji. Mam nadzieję, że dla ludzi oglądających wystawę będzie to wszystko ciekawe.

Na wystawie pokaże pan prace z kilku lat.

- To nie jest rodzaj historii, która układałaby się datami. Chronologia nie ma większego znaczenia. Wybierałem zdjęcia najlepsze pod względem technicznym i po prostu takie, które mi się podobały. Po raz pierwszy zaeksperymentowałem z dużymi formatami. Przyznaję, że moje zdjęcia są dotknięte komputerem, z dwóch powodów: trzeba było popracować nad kompozycją, a poza tym starałem się je ciut odrealnić. Jednak zależało mi, żeby tych narzędzi komputerowych prawie nie było widać.

Ktoś chciał zobaczyć zdjęcia czy zaufali?

- Kilku osobom pokazałem, kilka mi zaufało.

Czy pamięta pan pierwsze zdjęcie, jakie panu zrobiono?

- Samej wyprawy do fotografa nie pamiętam, miałem chyba około dwóch lat. Było to w czasie okupacji, mama zadbała, by zarejestrować swojego pierworodnego. Trochę żałuję, że nie jest to zdjęcie leżącego na skórce golaska, takie zdjęcia się wówczas dzieciom robiło.

Kiedy właściwie zaczął pan fotografować?

- Dokładnie nie pamiętam. Wtedy, gdy mogłem sobie pozwolić na pierwszy dobry aparat, pewnie to było po 1989 roku. Zacząłem fotografować jak wszyscy - od zdarzeń rodzinnych, wakacji, pejzaży z wyjazdów w jakieś miejsca ciekawe.

To nie jest pana pierwsza wystawa.

- Trzecia. Rozmawiałem kiedyś z zawodowym fotografem z Wybrzeża i on mi powiedział, że to nic wstydliwego pokazywać własne zdjęcia. Wszyscy je robimy. Nawet idąc ulicą, zachowujemy jakiś obraz w pamięci, pod powiekami, na dłużej, na krócej. A jak już człowiek zarejestruje coś, co mu się spodobało, to co potem z tym zrobić? Trzymać w komputerze? W albumie? W szufladzie? Na szczęście podbudowują mnie w tych moich poczynaniach dwie panie - moja żona i pani Katarzyna Napiórkowska. One mnie utwierdzają w tym, by fotografować i organizować wystawy. Zawsze odwołuję się do tego, że w teatrze robię to, za co biorę odpowiedzialność jako zawodowiec. A tu staram się jak najlepiej, ale nie mogę wziąć pełnej odpowiedzialności.

Jak idą próby do "Iwanowa"?

- To etap najtrudniejszy. Mniej więcej każdy już sobie wyobraża, jak wszystko powinno wyglądać, tylko materia przeszkadza. Tekstu trzeba się douczyć i próbować, próbować, żeby wszystko zaczęło funkcjonować automatycznie. Jednak z dnia na dzień popychamy to do przodu. I skoro jest obstalowane na 5 kwietnia, to będzie gotowe.

Wystawa fotografii Janusza Gajosa "Trochę teatru" - wernisaż 28 marca w Galerii Katarzyny Napiórkowskiej, ul. Świętokrzyska 32. Ekspozycja potrwa do 16 kwietnia, można ją oglądać od poniedziałku do piątku (w godz.11-19) oraz w soboty (w godz.11-15).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji