Artykuły

Anioł spod ciemnej gwiazdy

- Lubię grać złych. W polskim kinie te postacie są ciekawiej nakreślone, coś da się z nich wyciągnąć. Jest przygoda. Pozytywni częściej są papierowi - mówi SZYMON BOBROWSKI, aktor Teatru Powszechnego w Warszawie.

Na ekranie okrutny, bezwzględny, zły. W internecie "ciacho", "słodziak", "cud ciało". Dyskretny do nieznanych w show-biznesie granic. O swojej hierarchii wartości mówi: materiał do gazetki parafialnej. Ile sprzeczności, kontrastów i niuansów mieści w sobie Szymon Bobrowski, sprawdziła Anna Jasińska.

Twój STYL: Kiedyś powiedziałeś: "Chciałbym, żeby ktoś dopuścił do głosu mojego Lorda Vadera". No i stało się. Grywasz gangsterów, gwałcicieli. Na ekranie najczęściej jesteś po ciemnej stronie mocy. Masz ją w sobie?

SZYMON BOBROWSKI: Niekoniecznie. To bez związku ze mną prywatnym. Takie role dobrze mi wychodzą, stąd wciąż jestem do nich angażowany.

TS: Niestety?

SB: Wręcz przeciwnie! Lubię grać złych. W polskim kinie te postacie są ciekawiej nakreślone, coś da się z nich wyciągnąć. Jest przygoda. Pozytywni częściej są papierowi. Ale zdaję sobie sprawę, że Skalpel (gangster w serialu Odwróceni) czy Juras (gwałciciel nastolatki w Prawie ojca) to nie są postacie na miarę np. bezwzględnej, ale genialnej szui, którą w Przesłuchaniu grał Janusz Gajos. Był odrażający, a wszyscy z zachwytem go wspominają. Chciałbym dostać taką rolę.

TS: A mógłbyś zrobić coś naprawdę złego w realnym życiu?

SB: Czy ja wiem... raczej nie. Chociaż kto wie, jak zachowałbym się w sytuacji zagrożenia rodziny, siebie samego? Takich rzeczy o sobie człowiek dowiaduje się w akcji. Agresja, tak jak odwaga, jest funkcją adrenaliny. Nie wierzę w ludzi, którzy są odważni zawsze i wszędzie. Okoliczności mogą wyzwolić szaloną odwagę w kimś, kto uchodził za tchórza. Na pewno nie jestem agresorem, fajterem. Wolę negocjować, niż walczyć, i nie wiem, czy rzuciłbym się w przepaść, żeby kogoś ratować. Ale nie dalej jak wczoraj wracałem do domu z teatru, a tu wypadek. Noc, zimno. Kobieta w szoku stoi na poboczu przy rozbitym samochodzie. Nie wie, co robić. Nikt się nie zatrzymuje. Każdy myśli: dobra, przecież żyje, na pewno ma komórkę, da sobie radę, spieszę się. A ja się zatrzymałem. Nie wiem dlaczego. Jakby to był mężczyzna, tobym się pewnie nie zatrzymał. Zadzwoniłem po pogotowie, udzieliłem jej pomocy. W tej konkretnej sytuacji byłem odważny, bo dla mnie to był jakiś rodzaj odwagi. Dałem tej kobiecie swój czas, zapomniałem, jak bardzo chcę dotrzeć do domu, ile czasu stracę na formalności, zeznania. Jak będzie innym razem? Nie wiem. Może będę miał chore dziecko i nacisnę na gaz z nadzieją, że zatrzyma się ten następny.

TS: Ja Cię zapytałam, czy w realu bywasz zły, a Ty mi opowiedziałeś, że udzieliłeś pierwszej pomocy.

SB: Nie chcę się tu kreować na kryształową postać, ale tej złej strony jakoś u siebie nie dostrzegam. Jeśli jest u mnie przepływ zły-dobry między ekranem a życiem, to raczej w drugą stronę. Jak tylko mogę, staram się tym moim twardzielom dać jakąś ciepłą cechę od siebie, jakoś ich uczłowieczyć. Lubię to, choćby dlatego mogę grać łobuzów do końca życia.

TS: Zagrasz każde zło?

SB: Nie. Nigdy nie zagram roli, która mogłaby być traumą dla moich dzieci, gdyby zobaczyły tatę na ekranie. Nie zagram scen pedofilskich czy jakiegoś dewianta, który pastwi się nad dziećmi. Nigdy w życiu. W tej kwestii mam silną barierę nie do przejścia.

TS: A scena gwałtu w Prawie ojca taka nie jest? Gwałcisz nastolatkę. Co powiesz dzieciom, jak zobaczą tę scenę?

SB: Film ten nakręciłem jeszcze przed moją własną "odpowiedzialnością ojca". Dzieci urodziły się później. Dziś bym się nad tym zastanowił.

TS: Ciężkie jest życie gangstera? Myślę o życiu pozaekranowym. Słyszysz czasem na ulicy: "To ten z grupy pruszkowskiej!"?

SB: Po Odwróconych wołali za mną czasem "Skalpel, Skalpel", bywało, że faceci tacy jak Skalpel. Ale nigdy nie było w tym wyzwania, zagrożenia. Raczej takie: "Te, Skalpel, git, super!". To się pojawiało w kategoriach komplementu i tak to traktowałem.

TS: A najbardziej nietypowy wyraz popularności, z jakim się spotkałeś?

SB: Pamiętam, że kiedyś na basenie w Koninie podeszła do mnie pani z kartką, długopisem i poprosiła o autograf. Nie wiem, jakim cudem mnie rozpoznała, bo byłem w okularkach. To był koszmar. Ociekający wodą facet w samych gaciach w roli gwiazdora! Ale ostatnio mam z tym spokój. TS: Co robiłeś w Koninie?

SB: To moje rodzinne miasto, mam tam rodziców, kolegów. Pół życia tam spędziłem, zanim wyjechałem na studia do łódzkiej Filmówki. W Koninie wciąż bywam, tylko na basen przestałem chodzić.

TS: Po maturze od razu chciałeś być aktorem?

SB: Trochę chodziła mi po głowie medycyna, ale w końcu złożyłem papiery do łódzkiej Filmówki. Namówiła mnie koleżanka, Edyta Olszówka, która już tam studiowała. Sam się zdziwiłem, że dostałem się za pierwszym razem. Potem były teatry w Łodzi, Radomiu, Poznaniu. W końcu Warszawa: Teatr Powszechny, filmy, seriale.

TS: Nie żałujesz? Byłbyś dziś panem doktorem, szanowany zawód. Mógłbyś sobie powiedzieć: ,,ratuję życie".

SB: Mogę sobie powiedzieć: ,,żyję tym, co robię". To dużo. Nie żałuję.

TS: Na ulicy dziewczyny często piszczą: "O! Bobrowski! Ale ciacho! Słodziutki! Niezłe ciało!" itp.?

SB: Nieee, no co ty?! Ja nie jestem obiektem tego typu adoracji.

TS: I tu się mylisz. Przejrzałam strony internetowe z wpisami na Twój temat i podobnych tekstów jest tam mnóstwo. Nie wiesz o tym czy kokietujesz?

SB: Pojęcia nie miałem. Ja nie używam internetu, nie wiem, co się tam dzieje. Na ulicy nigdy czegoś takiego nie słyszałem. Jeśli już, najczęściej przebiega to tak: "Ty, to on. - Nieee, to nie on. - No on, on. Przysięgam ci, że to on. - No co ty, taki gruby?". Bo prywatnie nie jestem taki szlachetny jak przed kamerą. A jak już czasem ktoś do mnie podchodzi i pyta: "To pan? Ten aktor, Bobrowski". Zazwyczaj mówię: "Nie, nie. Ale często mnie z nim mylą, chyba jestem podobny". I zamykam temat. Zazwyczaj skutecznie. Popularność nie daje mi w kość.

TS: Popularność ma też inny wymiar. Masz rodzinę, ale wokół aktorów roi się od kobiet pięknych i bez zahamowań. Jesteś siebie pewien na sto procent?

SB: Jestem człowiekiem w pełni świadomym. Staram się tak żyć, by nie ponosić konsekwencji głupich decyzji.

TS: Mówisz, jakbyś cytował poradnik "jak żyć mądrze i odpowiedzialnie".

SB: Nic z tych rzeczy. Tak myślę i tak żyję. Ja w poradnikowe psychoteorie kompletnie nie wierzę. Świat zwariował. W kiosku masz poradniki, jak się kochać, jak wychowywać dzieci, jak myśleć, co myśleć itd. Na wszelkie egzystencjalne pytania odpowiadają ci gazety i to wszystko jest nieprawda. TS: Zawsze byłeś taki niezależny myślowo?

SB: Gdzie tam. Ale dojrzewam. Raz w życiu poszedłem nawet do wróżki. Nikomu się do tego jeszcze nie przyznałem. Starałem się wtedy o rolę w Quo vadis. Przeżywałem to. Moja dobra znajoma powiedziała mi: "Musisz iść do wróżki, wszystko ci powie. Mam świetny adres. Chodzę tam raz w tygodniu". I ja, głupi cep, zainwestowałem sto złotych. Poszedłem do wróżki do jakiegoś superwieżowca. Cała warszawska śmietanka artystyczna tam sobie wróży. I ta wróżka "zobaczyła", że mam tę rolę. Pamiętam dokładnie: "Czeka cię rola w ciepłym kraju". I różne szczegóły mi tam jeszcze dopowiedziała, no, było jasne, że w tym Quo vadis to już jestem bez cienia wątpliwości. I co? Dzień później podczas zdjęć próbnych w oczach drugiego reżysera filmu wyczytałem dużymi literami napisane: "Oj, nie czeka cię rola w ciepłym kraju, łysiejąca głowo". Nawet już nie poszedłem na kolejne zdjęcia próbne. Odpuściłem. I nie żałuję, bo w tym samym czasie wygrałem rolę w Swidrygajłowie w Teatrze Powszechnym z Januszem Gajosem. A to była duża rzecz.

TS: Zagrałbyś nieczysto, żeby dostać rewelacyjną rolę, życiową szansę?

SB: Miałbym podłożyć świnię? Nie. Raczej nie.

TS: W filmowym światku obserwujesz dużo nieczystych zagrań?

SB: Nie wiem. Ja naprawdę nie uczestnicz ę w filmowym światku.

TS: To kim są Twoi znajomi?

SB: Ja ich nazywam cywilami. Mam kolegów ze szkoły rodzenia, mam kumpla ogrodnika, kilku lekarzy, moimi znajomymi są sąsiedzi zza płotu.

TS: Wiesz, Ty moim zdaniem masz talent komediowy. Pamiętam, jak poznaliśmy się w pozazawodowych okolicznościach w szkole rodzenia...

SB: Tak, razem parliśmy, pamiętam.

TS: ... to właściwie na każdych zajęciach przygotowujących pary do porodu, a żadnych nie ominąłeś, robiłeś jakieś małe spontaniczne komediowe show. I tych kilkanaście przerażonych kobiet z dużymi brzuchami z równie przerażonymi mężami zrywało boki ze śmiechu. Atmosfera się rozluźniała. Byłeś naprawdę bardzo zabawny.

SB: Jestem zabawny. Tak. Potrafię.

TS: Ale ról komediowych nie grasz.

SB: Nikt mi nie proponuje.

TS: Chciałbyś?

SB: Bardzo. Co więcej, jestem pewien, że byłoby to duże zaskoczenie dla widzów. Nie jestem tylko typem spod ciemnej gwiazdy. Nie będę się krygował - mam talent komediowy. I marzę o fajnej komediowej roli. Nie takiej typu ,,gil z nosa", ale inteligentnej.

TS: Wykorzystujesz czasem w życiu codziennym to, że jesteś aktorem?

SB: Staram się nie. Zresztą życie czasem mnie przerasta i nawet jakbym bardzo chciał, to się nie da. Choćby ostatnio. Jadę do teatru rano na próbę. Skręcam, a tu pięć radiowozów, panowie machają lizakami. Zatrzymują wszystkich. "Wyrywkowa kontrola trzeźwości". Uświadamiam sobie w jednej chwili, że dzień wcześniej o ósmej wypiłem butelkę wina z kolegą. I teraz procesor pracuje. Wywietrzało już czy nie? Przed oczami mam cały scenariusz: zabierają mi prawo jazdy. Jak będę jeździł do teatru?! Na zdjęcia?! Dzieci do przedszkola jak odwiozę?! A mieszkam pod Warszawą. Dla mnie to dramat. Jak żyć!!! W jednej chwili ręce weszły mi w takie wibracje, że nie mogłem wyjąć prawa jazdy. Policjant od razu to zauważył "A co pan tak się denerwuje. Pił pan?". Wtedy to już mi pot na czoło wystąpił. Dmucham w alkomat, zepsuty. Napięcie rośnie. Drugi raz dmucham i... zero. Odjechałem. Ale potem sam nie mogłem uwierzyć, że ja, aktor, który codziennie udaje sto emocji przed tłumem ludzi, tak uleg- łem panice. Od razu alkomat sobie zamówiłem. Teraz sam będę siebie sprawdzał, zanim wsiądę.

TS: A jak sobie radzisz z naprawdę dużym stresem?

SB: Czasami sobie nie radzę. Jakiś czas temu, wracając z próby, miałem wypadek na motorze. Byłem tak rozwalony przez trudną, traumatyczną rolę, że przestałem kontrolować, co się wokół mnie dzieje. Nie zauważyłem czerwonego światła i wjechałem w stojący przede mną samochód, nie dotykając hamulca. I nie była to nieświadoma próba samobójcza. Po prostu głowa była gdzie indziej tak bardzo, że zerwał mi się kontakt z rzeczywistością.

TS: Nie żyjesz zbyt intensywnie?

SB: Żyję bardzo intensywnie, uwielbiam tak żyć. Ale mam też dużo bezpieczników w głowie. Czasami emocje związane z pracą są naprawdę trudne, wyczerpujące, ale zawsze wracam do świata. Dużo wsparcia daje mi rodzina. Mam też silną hierarchię wartości. To mnie ugruntowuje.

TS: To powiedz coś o swojej hierarchii.

SB: Nie wiem, czy naprawdę tego chcesz, bo to może się nadawać do gazetki parafialnej.

TS: Tym bardziej.

SB: No dobrze... Staram się nie robić innym tego, co jest dla mnie niemiłe. Staram się nie następować nikomu na odcisk i uważam, by inni przeze mnie nie cierpieli. Szanuję ludzi. Dbam o tych, których kocham. Jak widzisz, jestem konserwatywny. Cenię tradycję. Rodzina jest dla mnie wielką wartością. Dobrze nam jest ze sobą, śpimy z dziećmi w jednym łóżku, kąpiemy się razem, łamiemy wszystkie możliwe zasady superniani.

TS: Fajna definicja konserwatyzmu. Myślę, że wielu facetów uznałoby za mało konserwatywny taki styl, podobnie jak wspólny poród z żoną. Doświadczałeś tego dwukrotnie.

SB: Gdy brałem udział w przyjemności poczęcia dziecka, to biorę udział w trochę cięższym przeżyciu, jakim jest poród. Dla mnie to oczywiste.

TS: Skąd u Ciebie takie mieszczańskie cnoty: etos pracy, wierność, szacunek do ludzi. Nie jesteś typowym przedstawicielem środowisk artystycznych. Wyniosłeś to z domu rodzinnego?

SB: Może? Sam nie wiem. Wyszedłem z domu bardzo ciepłego, wspierającego. Od obojga rodziców zawsze dostawałem dużo poczucia bezpieczeństwa, miłości. Wymagania też były.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji