Artykuły

Trzy grosze w cenie arcydzieła

Są sztuki - i, przede wszystkim, są premiery - które znaczą coś więcej niż sukces, chwałę autora i teatru. Które znaczą nowy roz­dział w kulturze teatralnej, nowy krok, albo nawet nową epokę. Ta­kie premiery wita gwizd oburzenia i ryk gniewu jednych, bezgranicz­ny entuzjazm innych. Zajrzyjcie do historii teatru, znajdziecie tam sporo takich wydarzeń. A legen­darna premiera "Wesela", do któ­rej uczestnictwa przyznawało się tylu widzów, ilu po latach znala­zło się weteranów Powstania Stycz­niowego...

Triumf berlińskiej prapremiery "Opery za 3 grosze" - oto mija jej trzydziesta rocznica - był z rzędu tych słupów milowych tea­tru, tych widowisk, które pory­wają widzów i wyrywają krytyków z błogiej rutyny, które przerywa­ją granice ukryte za najgęstszymi zasiekami. "Opera za trzy grosze" była nowym wyrazem teatralnym i gdyby Brecht już nic więcej dla teatru nie stworzył - nazwisko jego i tak znajdowałoby się po­śród wybitnych reformatorów tea­tru XX wieku, teatru nowocze­snego.

Tego określenia "teatr nowo­czesny" używa się niefrasobli­wie często, raz z okazji Brech­ta, innym razem z powodu Białoszewskiego (Mirona) i Mrożka (Sławomira). W ocenie "Opery za trzy grosze" pojęcia no­woczesnego teatru ma swój peł­ny walor. Oto sztuka z pozoru odległa, niby naśladownictwo tradycji starego plebejskiago teatru, sztuka, której powodze­nie zdawałoby się wynikać z wyrafinowanego przyrządzenia teatru "ludowego" pod smak i smaczki "elity". Majcher, meli­na, bandyci - to bierze gdy jest zrobione "z dystansem", ze zmrużeniem obu oczu: paro­dia jest lustrem, w którym widz chętnie oglądą swą lotność intelektualną. Ala "Opera za trzy grosze" jest czymś nieporówna­nie więcej: nowatorstwo formy, zespalające w sposób twórczy cechy widowisk jarmarcznych czy wodewilów z dramatem psychologicznym, związane jest z teatrem idei, teatrem polity­cznym, na miarę dynamiki na­szych czasów. Brechta "Opera za trzy grosze" jest dziełem za­angażowanym, daje obraz zmierzchu pewnego świata - jak "Wesele Figara", jak "Mie­szczanie" Gorkiego. Że ujęty jest on w formę metafory, zło­dziejskiej ballady, że nie jest dosłowny i dydaktyczny? W tym właśnie siła jego oddziały­wania, jego trafności i nieza­wodności artystycznej. Cóż po prawidłowości, która nudzi, cóż po kazaniach, których nikt nie słucha? "Opera za trzy gro­sze" jest propagandą, ale pro­pagandą skuteczną, w czym jakże różną od natłoku wyro­bów brakorobnych... "Opera za trzy grosze" rehabilituje poję­cie ostrej, nawet jaskrawej tendencji, i przydaje nowego blasku określeniu: satyra spo­łeczna. Triumfy "Opery za trzy grosze" są triumfem teatru re­wolucyjnego.

Ostatnio w Polsce głośno jest o "Operze za trzy grosze'', któ­ra z coraz innej przemawiała do nas sceny. Po przedstawie­niu Rotbauma we Wrocławiu - gościna teatru Buriana z Pragi - a potem premiera w Telewizji Warszawskiej, ukaza­na też na scenie Teatru Współ­czesnego. Tego ostatniego spek­taklu twórcą był Konrad Swinarski, który zdobył za nie zgodne pochwały i legitymację do interpretowania teatru Brechta w naszej stolicy. Rów­nież "Trybuna Ludu" wyraziła pełne uznanie dla wymienione­go widowiska, dodając drobiaz­gową analizę gry poszczegól­nych aktorów i podkreślając szczególnie wierność Swinarskiego teatralnym koncepcjom Brechta.

Te okoliczności czynią zbęd­nym ponowne omawianie reży­serskich i aktorskich zalet obecnego przedstawienia w Tea­trze Współczesnym, które jest w zasadzie powtórzeniem przed­stawienia telewizyjnego, choć z dopracowaniem, wycyzelowa­niem pewnych szczegółów inscenizacyjnych. Wystarczy mi zatem potwierdzić, że przedsta­wienie jest znakomite, co wię­cej - że jest jednym z najlep­szych, jakie ostatnio stworzono w Polsce, i że ono to otwiera dopiero w pełni nowy sezon teatralny Warszawy. Spełnia też warunek wyjątkowo trud­ny: będąc przedstawieniem sztuki już klasycznej, jest zara­zem jak najdalsze od wszel­kiego akademizmu, zamienia­jącego teatr w muzeum; a bę­dąc przedstawieniem bardzo śmiałym, jest zarazem przed­stawieniem klasycznym w swej czytelności i wyrazie ideowym. Jak stopić w jedną i jednolitą artystyczną całość naturalistyczne sceny z królestwa żebrackiego z konwencją operową, a sentymentalne i dramatyczne songi z ucztą weselną Macheatha lub jego uwięzieniem w domu publicznym? - Swinarski dokazał tej sztuki. Jego znako­mity finał jak z werystycznej opery tkwi w spektaklu równie organicznie jak postacie pięciu prostytutek, jakby wyjętych z teki Grosza, naturalistycznie prawdziwych, a przez to aż nadrealistycznych. Zupełna umowność i dogłębny realizm gra z dystansu a zarazem bezpośredniość - oto tajemnice ekspresji tego przedstawienia, tego teatru.

I na zakończenie parę uwag, uzupełniających poprzednią recen­zję "Trybuny Ludu":

W roli starego Peachuma, odra­żającego właściciela przedsiębior­stwa "Przyjaciel Żebraka", wystę­puje KAZIMIERZ OPALIŃSKI, groźny w swoim cynizmie i purytańskich zasadach, złożonych nie tylko z obłudy; rolę tę w Telewizji grał Bardini. I parę innych ról ma zmienioną obsadę: tak HANNA ŁUBIEŃSKA gra drugą żonę Macheatha, tak zmieniony jest zestaw bandytów i prostytutek. Nie wyli­czajmy: gdyż na uznanie zasługują wszyscy uczestnicy przedstawienia. Także TADEUSZ PLUCIŃSKI, choć jego emploi kieruje go ku rolom delikatnych "czekoladowych żoł­nierzy" a nie barczystych nożow­ników (choćby urękawicznionych), ku rolom salonowych amantów a nie zdobywczych samców. Więc tylko dla przykładu przypomnę HALINĘ KOSSOBUDZKĄ, która pozwala odczytać bogaty życiorys Celii Peachum lub JANA KOECHERA jako bezgłośnego choć tak wymownego Pastora. I tylko dla przykładu wymienię świetnego TADEUSZA ŁOMNICKIEGO ("Wyskrobek" z klanu bandytów) i BARBARĘ WRZESIŃSKĄ (Molly, z cechu prostytutek), sugestywnie indywidualizujących swe role. A oto upiorna, ruda Szefowa IRENY HORECKIEJ, plugawy Żebrak TA­DEUSZA SUROWY... stop, widzę, że mnie jednak ponosi, zrozumia­ła w tym wypadku, chęć przepisa­nia całego afisza.

Ale czyż mogę pominąć świetną interpretację songów przez ZOFIĘ MROZOWSKĄ i czy bodaj w ostatnim zdaniu nie mogę nie wy­mienić KALINY JĘDRUSIK, która wprawdzie pochwał za rolę Polly zebrała już 1001, ale pewnie ich nadal niesyta? Ta rola Polly to kreacja, młoda aktorka znalazła dla każdego drgnienia przewrot­nej duszyczki Polly akcent równie realistyczny jak celny i wyrazisty; a songi śpiewa jak artystka estra­dy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji