Artykuły

Fabryka miłości i śmierci, czyli każdy jest Warholem

"Factory 2" w reż. Krystiana Lupy w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku - dodatku Kultura.

Nowy spektakl Krystiana Lupy to rozważania o kalekiej kreacji. Roli przypadku i świadomości twórcy. "Factory 2" wykorzystuje fenomen Fabryki Warhola do zadania paru ważnych pytań polskiemu teatrowi.

Krystian Lupa pracował nad "Factory 2" przez 14 miesięcy. Startował z punktu zero, nie mając tekstu, fabuły, struktury przedstawienia. Ale nie baliśmy się o ostateczny rezultat. Mógł przecież Lupa przyrządzić tę historię wedle wypróbowanej już przez siebie receptury. Ot, jeszcze jedna opowieść o sekcie i fałszywym proroku. Ubarwiona apokryfami kronika rywalizacji heteroseksualnej bandy Boba Dylana z homoseksualną gwardią Warhola

0 rząd dusz w awangardzie nowojorskiej. Warhol jako męczennik. Święty Andy. Tak mogło być, wystarczyło, żeby ostatnia sekwencja krakowskiego spektaklu była sekwencją pierwszą. Zespół Fabryki ustawia się do pamiątkowego zdjęcia, pada strzał Solanas, pod koszulką Andy'ego rośnie krwawa plama. Na szczęście Lupa potrafi posługiwać się autoironią. Zaprzeczyć sobie, zmienić reguły gry.

Reżyser nawet nie ukrywa, że jego spektakl to tylko odprysk prawdziwego procesu tworzenia, poszukiwania, zapis błędów, olśnień i rozczarowań przeżytych na próbach. "Factory 2" to świadomy swej niegotowości szkic wykonany ręką artysty, który wie, kiedy się zatrzymać. Bo czasem nie o skończoność dzieła chodzi, ale o szybkość kreski. Zamiar uchwycenia nieuchwytnego.

I tu słychać dziwną, nieoczywistą autobiograficzną nutę. W "Factory 2" nie ma prostego zrównania ja - Andy. Lupa chowa się za eksperymentem, projekcjami, aktorami, sytuacją. Nie ma teatralnego Boga, jest sytuacja (ja reżyser też jestem w sytuacji). Niby Lupa wchodzi na scenę, widać jego siwą czuprynę i zgarbione plecy zza lewej kulisy, słychać głos z offu, ale w porównaniu z dotychczasową nadobecnością reżysera w scenicznym świecie to tylko ślady, strzępy dawnej hybris. Może Lupa czyta los Warhola i jego grupy przez własne doświadczenia z "teatralną sektą" z okresu jeleniogórskiego z początku lat 80.? Może widzi w Andym wielkość i małość innych guru - Grotowskiego, Kantora? Rozlicza własny wampiryzm. To dlatego Scena Kameralna udaje nowojorską Fabrykę Warhola. Są srebrne ściany, czerwona kanapa, włączone kamery, twórczy bałagan, międzyludzkie gry. Nieustający happening ludzi wyplutych przez show-biznes. A gdzieś między nimi przechadza się Warhol-podglądacz (Piotr Skiba), maszyna, humanoid. "Przezroczysty demon" jak nazwał go jego biograf Bockris. Najpierw przez trzy godziny poznajemy fabryczną menażerię, ich marzenia, fobie, głupstwa, inspiracje. W drugiej części spektaklu kluczem staje się metoda, wedle której powstawały filmy Warhola. Włączona kamera. Żadnych uwag dla aktorów. Grajcie, bądźcie, twórzcie. Lupa porzuca dziś dawną relację ze swoim zespołem budowaną na zasadzie - mistrz i uczniowie, prorok i wyznawcy. W "Factory 2" jest raczej aranżerem, prowokatorem, nadzorcą. Kimś, kto patrzy jak ludzkie tworzywo uniezależnia się od twórcy, jak pączkują sceny, puchną aktorskie osobowości. Krakowscy aktorzy z Fabryki Lupy to mesjasze scenicznego "jamu". Jakby pirandellowskie postaci w poszukiwaniu autora, reżysera, sensu. Ich role i słowa rodzą się z improwizacji. Każdy jest Warholem i Warhol jest w każdym. Z warholowskich improwizacji nie rodzi się żadna wielka literatura. Między aktorską ekspresją a jej tekstowym wyrazem zieje przepaść, ale chyba właśnie w tej przepaści jest prawda o współczesnej sztuce i teatrze. U Lupy zwątpienie w to, czym jest sztuka, zostaje przełożone na zwątpienie, czym jest teatr. Jego teatr. Warholowskie testy artyzmu i poszerzania granic malarstwa zostają wykorzystane w akcie kreacji nowej teatralnej formy. Pierwszy raz Lupa wykorzystuje na taką skalę ekrany i projekcje. Jego aktorzy oglądają wraz z widzami filmy Warhola, a potem siebie podczas zarejestrowanych wcześniej improwizacji. Podwójność ich obecności - rzeczywistej i ekranowej - tworzy niezwykły rodzaj napięcia scenicznego, każe rywalizować z obrazem, dopowiadać ad hoc rzeczy świeże. Łatwo można zarzucić krakowskiemu przedstawieniu, że bywa ekshibicjonistyczne, narcystyczne, perwersyjne, niby-puste. Ale czemu miałoby być inne, skoro opowiada o panopticum warholowskiej Fabryki, o odmieńcach, gejach, nimfomankach idolkach pop-artu, nieudanych artystach. Sęk w tym, że Lupa chce czegoś więcej niż tylko "dotykania powierzchni" i "obejmowania próżni". Reżyser nie rozgrzesza Warhola i jego trupy. Jest bezlitosny, mówiąc, że tylko jako całość byli artystycznym fenomenem. "Factory 2" wyznacza cezurę w jego twórczości. Pytanie, co mistrz zrobi potem? Jego najnowsza premiera jest najważniejszą od lat wypowiedzią polskiego teatru. Jak kiedyś jego "Kalkwerk", "Oczyszczeni" Warlikowskiego, "Umarła klasa" Kantora. Wyznacza nowy standard, skalę myślenia o roli reżysera. To inwestycja w projekt otwarty, o strukturze zdolnej do rozwijania się w nieskończoność. "Factory 2" podpowiada ucieczkę od bohatera ku zbiorowości, rezygnację z wszechwiedzy i wszechmocy artysty na rzecz nieustannego zdziwienia. Tworzy się z trywialności, wyraża zwątpienie i zaraz znika pośród scenicznego chaosu. "Factory 2" jest podpowiedzią nowej estetyki. Zapowiada narodziny teatru, który stwarza się sam, który stwarza swego twórcę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji