Artykuły

Uwikłanie w teatr

Paralela przeprowadzona pomiędzy światem sztuki Stephensa a teatralną rzeczywistością spektaklu została doskonale wyakcentowana przez grę aktorów - w specyficzny sposób sztuczną, antynaturalistyczną, zachowawczą emocjonalnie - o "Pornography" w reż. Grażyny Kani w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Jan Czapliński z Nowej Siły Krytycznej.

W opublikowanej w Polsce dwa lata temu "Performatyce", Richard Schechner spróbował zinterpretować terrorystyczne ataki z 11 września w kategoriach performansu. Pisał wtedy o "dramacie społecznym wyznaczającym obydwu stronom wspaniałe role" i o "wysoce teatralnym konflikcie protagonisty z antagonistą". Jest w takich rozważaniach coś cynicznego, skoro jednak wyznaczony został przez Schechnera tak szeroki zakres tego, co można "jako performans" pojmować, zastanawiam się, czy udałoby się przyłożyć te same kategorie do londyńskich zamachów z lipca 2005 roku - zamachów nie wyznaczających już tak wyraźnie homogenicznych ról katów i ofiar, bo pozbawionych wszystkiego, co świadczyło o teatralności zamachów w USA - "widowiskowości" samego ataku, powołania przypadkowych świadków na jego publiczność, jawnego i chełpliwego przyznania się do jego autorstwa, wreszcie - pozbawionych metafory uderzenia w symbol. W Londynie zamachowcy nie próbowali rzucić Europy na kolana, wysadzając Big Bena - detonowali za to kolejne bomby w metrze, miejscu anonimowym, w którym w momencie wybuchu przypadkiem może być każdy, miejscu na wskroś antytożsamościowym, pozbawionym jakiejkolwiek narodowej symboliki, przecinającym wszelkie podziały w poprzek. Paradoksalnie jednak, właśnie dlatego można londyńskie zamachy przeczytać jako performans najpełniejszy z możliwych i najbardziej zatrważający, bo angażujący każdego. Oto miejscem ataku staje się przestrzeń osobna, w której uczestnikiem zdarzeń staje się bez wyjątku każdy z obecnych, a która dzięki swojej antytożsamościowej pojemności jest jednocześnie przestrzenią metonimiczną - stanowiącą odzwierciedlenie całego Londynu, widzianego w najpełniejszej, społecznej i systemowej perspektywie.

Przydługi wstęp może być pozornie mylący - bo przecież tematem "Pornography" Simona Stephensa nie są tak naprawdę zamachy w Londynie. Istnieją tu one tylko w tle, jako mające nieuchronne nastąpić zdarzenia, wiemy o tym w dodatku tylko z jednego z monologów tworzących sztukę. Jest to monolog zamachowca (Miłogost Reczek), który opowiada o planach ataku, drodze podróży, przesiadkach na kolejnych przystankach, zmienianych kolejno liniach metrach - uporczywie i dokładnie wymienia wszystkie nazwy, odmalowując przed nami mapę miasta. I to ono ma być chyba głównym bohaterem sztuki - Londyn, nadrzędny wobec jego mieszkańców, niejednorodny twór scalający w sobie wszystko naraz: przeszłość (słyszymy opowiadania o nieużywanych stacjach metra, nieczynnych torach kolejowych, setkach dawnych pubów i zamkniętych publicznych toalet), przyszłość (dzień przed zamachami ogłoszona została decyzja o przyznaniu Londynowi organizacji Igrzysk Olimpijskich 2012), politykę (również na dzień przed zamachami rozpoczął się w Londynie szczyt G8), kulturę (parę dni wcześniej odbył się potężny koncert charytatywny Live 8). Opowiadane w kolejnych monologach historie zahaczają o to wszystko, ale pozostają wobec tych wydarzeń zawsze podrzędne, jakby mieszkańcy miasta byli raczej uwikłani w jego porządek, niż faktycznie w nim brali udział. I właśnie ukazanie tego "uwikłania", w odróżnieniu od faktycznego "uczestnictwa", wydaje mi się kluczowe dla zestawienia sztuki Stephensa z jej sceniczną realizacją w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Bo tak, jak bohaterowie "Pornography" wydają się podrzędni wobec wydarzeń miasta, zaplątani w nich jakby mimowolnie, tak grający ich aktorzy wydają się mimowolnie uwikłani w teatr.

Bohaterowie sztuki są ukazani w momentach łamania różnych norm, momentach, które mają im dać poczucie uwolnienia od podrzędności wobec przytłaczającej i samowystarczalnej narracji miasta. Rodzeństwo (Agata Wątróbska i Marcin Bosak) w chwili seksualnego, kazirodczego spełnienia. Pracownica dużej firmy (Agata Kulesza) w chwili przesyłania konkurencyjnej firmie tajnych informacji. Samotna, przepełniona cynizmem i niechęcią do Londynu wdowa (Jadwiga Jankowska-Cieślik). Wreszcie - przesycony beznamiętna nienawiścią zamachowiec, który zmierza już z bombą w teczce do londyńskiego metra. Nieuchronnie zbliżający się zamach przetnie w poprzek wszystkie doniosłe wydarzenia Londynu: trwający G8, świeże wspomnienie Live 8, radość z organizacji Olimpiady. Tym samym zagarnie również mimowolnie uwikłanych w nie ludzi, przecięcie wielkiej narracji będzie miało konsekwencje również dla tych mniejszych historii. Na tym po części polega jego totalizująca performatywność - i taka jest również forma teatru proponowanego w inscenizacji "Pornography". Teatru, który zdaje się nie zwracać uwagi na swoich aktorów, toczyć się własnym torem, ostentacyjnie pokazując przy okazji swoją sztuczność i teatralność - np. dzięki ciągłej obecności suflerki (Magdalena Jaracz) na scenie. Choć siedzi ona nieporuszenie przy stoliku od początku do końca spektaklu, nie podpowie Reczkowi ani słowa, nawet kiedy powie on na głos, że zapomniał kolejności tekstu. Sam będzie musiał podejść do jej stolika i odczytać tekst zerkając jej przez ramię. Marcin Bosak będzie próbował sam przesunąć element ruchomej scenografii, zawzięcie się z nią mocując i siłując (jakby stawka toczyła się jednocześnie o wyzwolenie jego postaci, pragnącej pełni życia, i jego samego, aktora, pragnącego uwolnienia od dyktatu teatru) - nie poradzi sobie jednak bez pomocy obsługi technicznej. Agata Kulesza, opowiadając o koncercie Live 8, zanuci fragment swojej ulubionej piosenki - "Yellow" Coldplaya. Z boku pojawi się natychmiast czwórka aktorów i odśpiewa resztę utworu - ot, w ramach teatralnego stwarzania/wywoływania rzeczywistości. Krzysztof Ogłoza będzie biegał bezustannie wokół kręcącej się zamaszyście scenografii (ogromna, czarna, falująca ściana), próbując jakoś nad nią zapanować - zatrzymać, popchnąć, prześcignąć, obiec. Wszystko na nic - mimo wysiłków, aktorzy nie mają żadnego wpływu na organizujące porządek ich scenicznego istnienia prawa teatru. Tak samo jak bohaterowie sztuki nie przezwyciężą własnej podrzędności wobec miasta. Wybuchy kolejnych bomb w metrze utną wszystko - zatrzymają tę rzeczywistość w jej obnażającym rozwarstwieniu, osobności i niemocy. A kiedy zgaśnie lampka na stoliku suflerki, zgaśnie jednocześnie światło w całym teatrze.

Paralela przeprowadzona pomiędzy światem sztuki Stephensa a teatralną rzeczywistością spektaklu została doskonale wyakcentowana przez grę aktorów - w specyficzny sposób sztuczną, antynaturalistyczną, zachowawczą emocjonalnie. Cały zespół świetnie oddał swoje "podwójne istnienie" na scenie - bohaterów zmagających się z niewzruszoną rzeczywistością Londynu i aktorów zmagających się z niewzruszoną konwencją teatralności. Ten zabieg na pewno ogromnie pomógł sztuce Stephensa, która tak naprawdę zyskała swoją wartość dopiero w inscenizacji. "Pornography", koniec końców, wydaje się bardzo interesującym krokiem Dramatycznego w stronę nowej formuły teatru - teatru myślącego w poprzek podziałów, do których jesteśmy przyzwyczajeni (np. tych narodowych), teatru myślącego również o samym sobie, filtrującego poruszane przez siebie tematy przez miejsce, w którym się o nich mówi. A to chyba nadal rzadkość w polskim teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji