Artykuły

Klamra. Dzień trzeci

W sferze tańca spektakl ten również różni się od charakterystycznych realizacji Leszka Bzdyla. Dominuje tu wyciszenie gestów, mniej jest sekwencji dynamicznych czy nagłych zmian tempa - o spektaklu "Eden" Teatru Dada von Bzdülöw prezentowanym podczas Alternatywnych Spotkań Teatralnych "Klamra" pisze Alicja Rubczak z Nowej Siły Krytycznej.

Spektakl "Eden" był na pewno zaskoczeniem dla wszystkich, którzy przywykli do estetyki Teatru Dada von Bzdülöw i tak charakterystycznego dla spektakli Leszka Bzdyla operowania groteską, żartem, pewną swobodą treści przy intensyfikacji formy. Jak przyznaje sam reżyser, jest to przedstawienie inne od dotychczasowych - poważniejsze, bardziej stonowane. Stało się wyrazem inspiracji płynącej z obcowania z wizją Edenu kreśloną w Koranie. Jest zerwaniem ze schematycznym postrzeganiem tego miejsca, zagłębieniem się w jego istotę i przypomnieniem współczesnej kulturze tej kategorii przestrzennej. "W Edenie nie ma miejsca na czcze gadanie" - zdanie z Koranu, przywoływane przez Leszka Bzdyla podczas pełnego emocji spotkania po spektaklu, idealnie przystaje do założeń przedstawienia. W "Edenie" Teatru Dada von Bzdülöw nieistotne są słowa, a każda scena jest precyzyjnie skomponowana i wyważona, więc nie można również mówić o nadmiarze treści płynących z ruchu scenicznego. Wizja Edenu konstruowana w tym przedstawienie jest bowiem wnikaniem do wnętrza widzów, samych artystów, istoty Raju.

Widz zostaje wprowadzony do przedstawienia jeszcze w foyer - aktorzy przeciskają się przez tłum, by w trzech językach powiedzieć kilka, z pozoru nieistotnych zdań dotyczących powstawania spektaklu, czasu jego trwania oraz pojęcia Edenu. Następuje całkowite zerwanie z iluzją teatralną. W ciekawy sposób koresponduje to z dalszą częścią przedstawienia, w którym nie pada ani jedno słowo, a iluzja sceniczna jest wciąż rozbudowywana. Zatem już od samego początku widz zostaje zmuszony do stawiania pytań o znaczenie wybranej formy czy idei spektaklu. "Eden" oczekuje bowiem od widza czujności, ciągłego udziału intelektualnego w budowanej poprzez taniec historii.

Drogowskazem do poszukiwania znaczeń tego spektaklu jest prezentowany w nim obraz relacji międzyludzkich, które stają się odbiciem pojmowania roli człowieka w ogrodach Edenu i zasadą konstruowania teatralnej wizji tego miejsca. Relacje pomiędzy postaciami budowane są poprzez ogromną pokorę i skromność. Nieustannie spuszczone oczy, brak kontaktu wzrokowego aktorów z widzami i między sobą, przewrotnie nie świadczy o zaburzeniu relacji. Ci ludzie z Edenu łączą się poprzez wspólnotę gestów, tworzą niewyrażalną w słowach jedność. Doskonale oddają to sceny, w których ruch kilku tancerzy, bądź pary zostaje ze sobą zsynchronizowany. Relacje międzyludzkie cechuje tu czystość, każdy dotyk, gest wobec drugiego człowieka jest wolny od pożądania, jest wyrazem jasnych emocji i delikatności. Kontakt z drugim człowiekiem znamionuje czułość, a raczej współodczuwanie oraz troska. Piękne są sceny, w których tancerze przytulają się do siebie, układają swoje ciało na placach leżącego partnera. Figury, w których Leszek Bzdyl i Filip Szatarski tańczą razem, wolne są od homoertoycznych skojarzeń, ważna jest bliskość i człowiek, którego nie uprzedmiotawia się przez zazdrość lub pożądanie.

W sferze tańca spektakl ten również różni się od charakterystycznych realizacji Leszka Bzdyla. Dominuje tu wyciszenie gestów, mniej jest sekwencji dynamicznych czy nagłych zmian tempa. Sceny tańczone w szybszym rytmie wynikają z uprzednio budowanego napięcia, jakby rozpędzają się, żeby potem łagodnie wyhamować. Rytm tego spektaklu bardzo ciekawie wpływa na widza. Długie, powtarzane sekwencje, jak pierwsza scena zbiorowa, w której jednocześnie tańczą Katarzyna Chmielewska, Julia Mach, Anna Steller i Urszula Wróbel, mogą wprowadzić widza w rodzaj transu, w którym z jednej strony nie można wyłączyć się z budowanego na scenie ruchu, a jednocześnie nie sposób nie zanurzyć się w samym sobie. Otwarcie na te powtarzane jak mantra ruchy i próba zanurzenia się w warstwę intelektualną spektaklu, sprawia że 90 minutowa, stonowana całość nie nuży, powtórzenia nie są irytujące, lecz uspokajają.

Poszukiwanie harmonii i spokoju w geście tnie natomiast muzyka. Dźwięki tworzone przez Rafała Dętkosia i Grzegorza Welizarowicza budzą niepokój. Brak stałych rytmów, nie oznacza braku sekwencji rytmicznych tej elektronicznej muzyki, świetnie oddaje ona charakter współczesnego tańca z elementami fizycznymi, w którym wiele jest kanciastych, urywanych gestów. Muzyka buduje napięcie i pobudza intelektualnie. Nieustanne szumy, piski, trzaski, nagłe mocne brzmienia szarpanych strun, wwiercające się w mózg syczenie tranzystora, wszystko to sprawia, że widzowi ma być niewygodnie wśród tych dźwięków.

Całość zagrana na tle czarnych kotar, zasadniczo bez scenografii, w prostych, jakby codziennych strojach, oświetlona nienachalnym światłem, wprowadzającym niekiedy lekki półmrok, staje się podróżą do wnętrza czegoś nieuchwytnego, a jednocześnie tak bardzo bliskiego. Świata, którego widz musi stać się częścią, przestrzeni, w której przez ciągłe namawianie go do intelektualnego wysiłku i poszukiwania odpowiedzi, na niemo stawiane pytania, po prostu uczestniczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji