Artykuły

Warszawa. Anna Gornostaj zbuduje teatr ogromny

- To jest dzieło naszego życia! - Anna Gornostaj i jej mąż Stanisław Mączynski, pokazują dawne kino Capitol, które już za moment zamieni się w teatr Capitol. Oprócz sceny będzie też działał klub muzyczny, dostosowany m.in. do organizowania dużych pokazów mody.

Od pewnego czasu jej świat stanął na głowie. Nie wie, co to wolny czas. Dzień myli jej się z nocą. Powoli zapomina, jak wyglądają jej znajomi i przyjaciele. Dzieci niedługo zaczną do niej mówić "proszę pani"... A ona, zamiast złorzeczyć, czuje się najszczęśliwszą kobietą świata!

Lunapark najlepszą szkołą charakterów

- Właśnie spełnia się marzenie naszego życia - mówi Anna Gornostaj. - Dla tych chwil warto było żyć - dodaje jej mąż Stanisław Mączyński.

- I nieważne, że dzisiaj jesteśmy raczej robotnikami niż aktorami - śmieją się. - To jest dzieło naszego życia! - pokazują dawne kino Capitol, które już za moment zamieni się w teatr Capitol. Oprócz sceny będzie też działał klub muzyczny, dostosowany m.in. do organizowania dużych pokazów mody.

Tuż po naszej rozmowie pani Anna i pan Stanisław lecą do Tajlandii po... fotele. Muszą się śpieszyć, bo premiera tuż-tuż... W kwietniu. Pokażą "Bajki robotów" w reżyserii Marii Ciunelis, potem "Szczęśliwy dzień" w reżyserii Andrzeja Grabarczyka i "Pornografię" w reżyserii Andrzeja Pawłowskiego. Ale nie uprzedzajmy faktów.

- Zawsze chciałam mieć własny teatr - mówi pani Anna.

- Sama zastanawiam się, dlaczego takie znaczenie przywiązywałam do słowa "własny" - śmieje się. - Może dlatego, że rodzice byli właścicielami największego lunaparku w Polsce. To był cudowny okres w moim życiu. Czas upływał mi pośród gabinetów strachu, krzywych luster, górskich kolejek. Zjeździłam całą Polskę. Wszędzie czułam się jak u siebie. Co tydzień nowe miejsca, nowe kontakty, nowi ludzie. Wychowywałam się z przybranym rodzeństwem. W wozie, gdzie mieszkaliśmy, była też swoista menażeria: psy, koty, myszy, kuny, łasice, a nawet niedźwiadek. Działała magia. Nie sposób oddać tego słowami. To wtedy postanowiłam, że będę aktorką.

Ale oprócz magii, którą pokochała, dowiedziała się, jak smakuje praca. W każdą sobotę i niedzielę pani Anna z poważną miną zasiadała w kasie i przez kilkanaście godzin sprzedawała bilety. - To wtedy poznałam wszystkie możliwe ludzkie charaktery. Niewiarygodne, o co ludzie mieli pretensje!

Została aktorką. Przez lata występowała w stołecznym Teatrze Ateneum, aż w końcu dwa lata temu postanowiła nadać realny sens słowu "własny".

Zaczęła skromnie, od małej sceny w Forcie Sokolnickiego na warszawskim Żoliborzu. Teatr cieszył się powodzeniem, ale pani Annie i jej mężowi, reżyserowi, marzyło się coś więcej. - I pewnego dnia stał się cud - śmieje się pani Anna. - Po 18 latach walki w sądzie nasza rodzina otrzymała spadek po dziadku męża, właścicielu fabryki śmigieł lotniczych. To było naprawdę jak manna z nieba. "Teatr, teatr, teatr", tłukło mi się po głowie. I mamy swój teatr ogromny - śmieje się.

Bezwarunkowa miłość potrafi zdziałać cuda

Ile przeszkód, trudności, kłód rzuconych pod nogi musieli pokonać, nie warto wspominać. Są ludźmi czynu. Trudności ich mobilizują. Tak układało się ich życie, że wspólnie pokonali niejedną górę.

Poznali się w Teatrze Narodowym. - Przystojny, wesoły, koleżanki były o nim podobnego zdania co ja. Ostro walczyłam. Dobry mąż to pilnowany mąż - żartuje. Niedługo minie 25 lat, odkąd są razem. Zgodnie przyznają, że ćwierć wieku minęło jak jedna chwila. O tym, że jednak czas mija, przypominają im dzieci.

Basia ma już 18 lat. Jurek jest o pięć lat młodszy. Pani Anna szczerze mówi, że dzieci są jej największym sukcesem w życiu. Wszak kiedyś usłyszała od lekarzy diagnozę, że nie będzie matką. Więc udowodniła im, że się bardzo mylili.

- Czasem myślimy sobie, że pewnie nie jesteśmy idealnymi rodzicami, ale na pewno kochamy dzieci miłością bezwarunkową i są dla nas najważniejsze. Chyba to czują, bo dziś, gdy dom zszedł na drugi plan, nie mają do nas większych pretensji. Rozumie ją, że robimy coś bardzo ważnego, nie tylko dla nas.

To, że pani Anna wyznaje maksymę, że nie ma rzeczy niemożliwych, że jest odważną kobietą - udowodniła, porywając się... z łopatą na teatr. Ale poza tym ma jeszcze kilka niecodziennych cech. Nie jest zazdrosna. Obce jest jej uczucie zawiści. Zauważa problemy innych, zwłaszcza dzieci. No i jakimś cudem, choć udaje się jej spać 5 godzin dziennie, nigdy nie bywa zmęczona.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji