Artykuły

Był wielki jak Konrad

Czterdzieści lat przy wódeczce siedzieliśmy w kawiarni Czytelnika jak, nie przymierzając, trzy stare grzyby: Gustaw Holoubek, Tadek Konwicki i ja - wspomina reżyser Kazimierz Kutz. - O czym gadaliśmy? Kiedyś o dziewczynach, a potem tylko o chorobach, które nas trapią na starość. Gdyby Gucio nie opowiadał tych swoich anegdot, wyglądałoby to jak stypa - o zmarłym Gustawie Holoubku pisze Magdalena Graboń w Polsce.

Tych arcydziełek pieprznego humoru, sprzedawanych przez Holoubka w gronie przyjaciół, nikt nigdy nie spisał, choć od lat krążą po Warszawie. Choćby ta o sławnym Janie Himilsbachu, który pijany wkroczył do SPATiF-u, głośno krzycząc od progu: "Inteligenci wypierdalać!". Zapadła cisza, po czym Holoubek tubalnym głosem powiedział: "Nie wiem jak państwo, ale ja wypierdalam!". Ten wielce typowy dla Holoubka żart mówi o nim więcej niż tomy biografii i napuszonych panegiryków. Oddaje bowiem nie tylko jego zgryźliwe i wyrafinowane poczucie humoru, ale i podejście do życia i aktorstwa.

Bo przecież miał być komediantem. Tryskać ze scen humorem, rozbawiać publiczność, ciskając w nią żartami z fars i przednich komedii. Przez kilka pierwszych powojennych lat młody absolwent krakowskiego Studium Dramatycznego przy Teatrze im. Słowackiego z zapamiętaniem doprowadzał do spazmów śmiechu żądną rozrywek gawiedź. Jego niepospolita fizjonomia - wielgachne uszy i wydatny nos - tylko dodawała sztukom komediowego uroku.

Dopiero w 1949 roku Holoubek otrząsnął się z dowcipnego emploi. A to za sprawą reżysera Edwarda Żyteckiego, który w kuglarzu zobaczył aktora dramatycznego pełną gębą. I na scenie katowickiego Teatru Śląskiego przewrotnie obsadził go w roli starca Pierczychina w "Mieszczanach" Maksyma Gorkiego. Publiczność oszalała na punkcie młodziana ucharakteryzowanego na starca, a kariera Holoubka błyskawicznie nabrała tempa. Nim pochłonęły go wielkie warszawskie teatry,

Holoubek był nie tylko aktorskim autorytetem, ale też mistrzem ciętego dowcipu

błysnął jeszcze na Śląsku w "Trzydziestu srebrnikach" {1951) Howarda Fasta. Mimochodem upomniała się też o niego X muza. Już w 1953 roku odcisnął po raz pierwszy swoje piętno na celuloidzie. Zagrał główną rolę w "Żołnierzu zwycięstwa" w reżyserii Wandy Jakubowskiej. Po latach niechętnie wracał do tego filmu. Powód? Wcielił się ze zbytnim zaangażowaniem w postać krwawego komunistycznego tyrana Feliksa Dzierżyńskiego.

Ale od tamtej pory przez ponad pół wieku nie schodził ze sceny. A w sezonie ogórkowym z planu filmowego. Zagrał w ponad 50 fabułach (m.in. w "Pętli" 1957, "Salcie" 1965, "Lawie" 1989) i z górą stu spektaklach teatralnych ("Diabeł i Pan Bóg" 1960, "Hamlet" 1962, "Ryszard III" 1964). Był też częstym gościem w Teatrze Telewizji - jego dorobek to ponad sto ról w adaptacjach światowej dramaturgii.

Genialny reżyser teatralny Kazimierz Dejmek (1924-2002) uważał go za swoje największe odkrycie. I nie ma się czemu dziwić, bo przecież pod jego kierownictwem Holoubek wyrósł na aktorską ikonę. W 1967 roku zagrał legendarną już rolę Gustawa-Konrada w "Dziadach". Tym samym wpadł w tryby wielkiej historii. Każdego wieczoru wygłaszana przez aktora Wielka Improwizacja fetowana była oklaskami na stojąco. Ostatecznie rozwścieczone władze zdjęły wiosną 1968 roku "Dziady" z afisza, co spowodowało wybuch pamiętnych marcowych zamieszek.

Później Holoubek flirt z polityką rozpoczął już osobiście. W1976 roku został po raz pierwszy posłem na Sejm PRL. Powtórzył to cztery lata później. Zrezygnował z posłowania tuż po wprowadzeniu stanu wojennego. Na Wiejską wrócił dopiero w 1989 roku jako senator. Nigdy nie ukrywał, że władza go pasjonuje. I pewnie dlatego frajdę sprawiała mu rola dyrektora renomowanych teatrów. Do ostatnich dni szefował warszawskiemu teatrowi Ateneum. I to właśnie tam panuje teraz największa żałoba po odejściu Mistrza.

Największe role w karierze Mistrza

"Pętla" (1957), reż. Wojciech Jerzy Has

Holoubek zabłysnął w roli Kuby. staczającego się na dno alkoholika, który bez sukcesu próbuje zerwać z nałogiem.

"Profesor Tutka" (1967), reż. Janusz Kondratiuk

Rola jakby uszyta na miarę - dowcipny gawędziarz, uczony wymyślony przez J. Szaniawskiego.

"Sanatorium Pod Klepsydrą" (1973), reż. Wojciech Jerzy Has

W filmowym arcydziele Hasa, nakręconym na podstawie prozy Brunona Schulza, aktor zgłębia tajemniczą duszę doktora Gotarda.

"Dziady" (1968), reż. Kazimierz Dejmek

Romantyczna rola Konrada to największa polska kreacja teatralna XX wieku.

"Król Lear" (1977), reż. Jerzy Jarocki

Clou aktorskiego geniuszu: oszczędność gestu i słowa, dzięki której Holoubek buduje tragiczną wielkość Leara.

"Opowieść o Dziadach Adama Mickiewicza. Lawa" (1989), reż. Tadeusz Konwicki

Ekranizacja romantycznego dramatu - i zarazem kongenialny traktat o polskiej duszy, z Holoubkiem w roli Poety.

O Gustawie Holoubku mówią jego przyjaciele

Kazimierz Kutz, reżyser, wieloletni kompan Holoubka: - Poznaliśmy się z Guciem w Katowicach w 1954 roku, gdy byt on dyrektorem Teatru Śląskiego. Jednak zaprzyjaźniliśmy się na dobre dopiero we Wrocławiu, gdzie pracował przy "Pętli" Wojciecha Jerzego Hasa. Nasza przyjaźń zacieśniła się w ostatnich latach, kiedy zamieszkałem w Warszawie. Kilka razy w tygodniu spotykaliśmy się na obiadach w kawiarni Czytelnika. To był rytuał. Przy jednym stoliku siadał Gucio z Głowackim, obok Konwicki z Łapickim. Biesiadowaliśmy przez kilka godzin, śmiejąc się i debatując o polityce, losach świata i sztuce. Z Guciem prowadziło się fascynujące dysputy, bo to był człowiek oczytany, inteligentny i przenikliwy.No i sypał dowcipami jak z rękawa, promieniał energią. Trudno było go nie kochać, nie tylko jako wybitnego człowieka kultury, aktora, intelektualistę, ale przede wszystkim jako wrażliwego człowieka, zadziwiająco skromnego jak na swoje osiągnięcia. Nie przypominam sobie, żeby Gucio był dla kogoś nieprzyjemny, żeby miał w sobie jakąś zarozumiałość. Dla mnie najważniejszym wydarzeniem w historii naszej znajomości był fakt, że w ogóle się poznaliśmy, że zbliżyliśmy się do siebie i połączyliśmy się na długie lata w przyjaźni.

Adam Hanuszklewicz, aktor i reżyser: - Gustaw Holoubek odszedł i - może to bananie, co powtórzę za jego przyjaciółmi i wielbicielami - ale był wielki, największy z nas wszystkich. Nie tylko jako artysta, ale też polityk oraz pedagog. Miał niespotykany talent, mądrość i wiedzę. Poznaliśmy się ponad 60 lat temu w krakowskim Teatrze Słowackiego i już wtedy pokazał swój geniusz. Chociaż nie przyjaźniliśmy się i przez lata nie mieliśmy kontaktu, to zawsze darzyłem go wielkim szacunkiem. Zmarł człowiek wybitny.

Janina Dróżdż, od 30 lat prowadzi kawiarnię Czytelnika, ulubione miejsce towarzyskich spotkań Holoubka: - Holoubek przychodził do Czytelnika przez 30 lat. Nie było go chyba tylko wtedy, kiedy wyjeżdżał na urlop. No i tak ze stałego bywalca zamienił się w prawdziwego przyjaciela. Teraz, kiedy umarł, zjeżdżają się do nas dziennikarze, a koledzy Gustawa: Janusz Głowacki, Henryk Bereza, Kuba Morgenstern wspominają go z żalem w wywiadach. Już nam go tutaj brakuje. Gdyby zobaczył swoich smutnych kolegów, zacząłby opowiadać zabawne anegdoty. Tak jak wtedy, gdy siadywał z nimi przy zarezerwowanym dla niego, ulubionym stoliku. Na uboczu, w końcu sali. Ściska mnie w gardle, kiedy myślę, że nigdy już tu nie przyjdzie i nikogo nie rozbawi. Gustaw brylował w towarzystwie. Ale mimo że był z niego wybitny artysta, nigdy nie dał po sobie poznać, że jest kimś znanym, ważnym i lepszym od innych.

Tadeusz Konwicki, pisarz, reżyser: - Jestem w stanie rozpadu. Umarł mój wielki przyjaciel i naprawdę nie wiem, co mógłbym teraz mądrego o nim powiedzieć, poza tym, że czuję po nim ogromny żal i smutek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji