Artykuły

Najważniejsze, żeby spektakl istniał

- Kiedy kilka lat temu zaczynałem przygodę z klasyką nie było żadnych przedstawień, które można było wziąć jako model, od których mógłbym się czegoś nauczyć - mówi reżyser MICHAŁ ZADARA.

Anna Wróblowska: Razem z Mają Kleczewską i Janem Klatą jest Pan często określany jako reżyser, który odniósł sukces tylko dlatego, że jest promowany przez pewne grono krytyków, nazywanych nawet kolesiami. Czy ten pogląd Pana boli, czy już zdążył Pan się przyzwyczaić?

Michał Zadara: No właśnie boli mnie, że już nie jesteśmy promowani przez tych krytyków, oni już sobie znaleźli innych ulubieńców i teraz ich promują. Ale mówiąc poważnie, myślę, że ta antypromocja, zmowa krytyków-przeciwników jest znacznie silniejsza. Nigdy nie miałem takiego poczucia, że był choć jeden krytyk, który mnie bardzo lubił. Nawet ten, który jest zawsze głównym spiskowcem, czyli Roman Pawłowski. Pawłowski napisał recenzje z moich dwóch przedstawień, z "Wesela" i "Księdza Marka", ale on także lekceważył kilka moich spektakli, za co się na niego obrażałem. (Śmiech). Więc z tymi krytykami wcale nie jest tak, jak mogłoby się wydawać.

- Jak sam Pan zauważył osoby z grona krytyków, powiedzmy konserwatywnych, nie są zwolennikami Pana twórczości, a jednak część z nich zaprosiła Pana na festiwal, na którym ocenia się reżyserię. Jakie odczucia towarzyszą Pana wizycie na Interpretacjach?

- Obawiam się, że może być tak, jak z Klatą w poprzednim roku - po to go zaprosili, żeby mu nie dać nagrody. Ale może też być tak, że jestem biczem na moich kolegów, szczególnie na Kleczewską, bo realizuję spektakle, które kurczowo trzymają się każdej litery tekstu. Przy tekstach-arcydziełach niczego nie skreślam. Oczywiście jeśli to nie są tłumaczenia, tak jak "Kartoteka" czy "Odprawa posłów greckich", gdzie żadne słowo nie zostało skreślone. Konserwatywna krytyka często zarzuca Kleczewskiej, że przepisuje wszystko na nowo, używając mnie jako przykładu, że można inaczej. Wstyd mi, że jestem w tej roli używany, bo nie uważam, że jedna metoda jest lepsza od drugiej. Po prostu do pewnych zabiegów interpretacyjnych nie jest potrzebny argument absolutnej wierności wobec tekstu. "Odprawa..." to nie interpretacja Kochanowskiego, to jest Kochanowski. Potrzebny był mi cały tekst, bo wydaje mi się, że rzeczy archaiczne są bardzo prowokacyjne językowo.

- Wspomniał Pan o klasykach. Klasyka polska zajmuje w Pana dorobku bardzo ważne miejsce. Co jest w niej tak pociągającego, że chętnie Pan po nią sięga?

- Przede wszystkim to, że obecnie tradycja wystawiania polskiej klasyki jest kompletnie martwa. Kiedy kilka lat temu zaczynałem przygodę z klasyką nie było żadnych przedstawień, które można było wziąć jako model, od których mógłbym się czegoś nauczyć. Takie spektakle były robione w latach 70., najpóźniej 80., a potem coś się skończyło i klasyka była strasznie zaniedbana. Reżyserzy jej nie wystawiali, przez co straciliśmy z nią kontakt. I teraz jest coś bardzo ekscytującego w tym, że można poezję tej rangi i tej siły odczytywać od nowa. Wydaje mi się, że to jest ważna praca do zrobienia w polskiej kulturze - żeby znów znaleźć kontakt z tą klasyką i zbadać, czy to jeszcze jest jakaś klasyka czy już tylko stara literatura.

- Pracuje Pan bardzo intensywnie. Dopiero co odbyła się premiera "Wizyty Starszej Pani" w Szczecinie. Pracuje Pan już nad czymś nowym?

- Tak, za dwa tygodnie będzie premiera czytania książki Bubera "Gog i Magog" w Teatrze Jeleniogórskim. A potem w Warszawie średniowieczna sztuka "Każdy", więc można powiedzieć, że mam okres mocno religijny.

- Wróćmy na chwilę do festiwali. Niektórzy twierdzą, że festiwale niszczą teatr. Pokazuje się spektakle tylko zamkniętej publiczności, która w dużej mierze składa się z tzw. środowiska. Jaki jest Pana stosunek do festiwali i wszelkiej maści nagród?

- To jest trudna sprawa, bo zawsze organizator festiwalu używa doboru spektakli, żeby coś nimi powiedzieć. Ale dziś to jest chyba normalne w świecie sztuki, w świecie sztuk wizualnych kuratorzy mają jeszcze większą władzę nad sztuką niż w teatrze. To normalne, że na festiwalach krytycy mają najwięcej władzy, że mogą się jakoś wyżyć i promować swoje tezy, i że spektakle częściowo są traktowane instrumentalnie. Ale wolę nad tym nie myśleć zbyt wiele, bo najważniejsze jest żeby spektakl istniał. Dzisiejszy spektakl jest grany dla dwustu widzów, którzy jeszcze go nie widzieli i to jest najważniejsze. Co z tego, że jest to jakieś grono zamknięte? To nie są gorsi widzowie. Oczywiście idealnie byłoby, gdybyśmy mogli grać w Katowicach przez dwa tygodnie, gdyby bilety były za darmo i gdyby zapraszano wszystkich, bezdomnych z dworca też. Ale takiej sytuacji nie mamy, więc cieszę się, że przynajmniej tak możemy się tutaj zaprezentować i że ktoś może jednak przeżyć tę "Odprawę...". Bardzo rzadko się ma okazję zobaczyć ten dramat na scenie i to jeszcze w bardzo dobrej interpretacji aktorów krakowskiego Teatru Starego. Poza tym, ostatnie spektakle "Dziadów" Dejmka były grane dla aktywu partyjnego. I sam śp. Gustaw Holoubek mówił, że to były dobre spektakle i że ta widownia dobrze reagowała. Oczywiście szkoda, że potem zdjęli te "Dziady", ale super, że ten aktyw partyjny miał okazję je zobaczyć. To dowód na to, że widownia to widownia. W momencie wejścia do teatru staje się kimś innym, przekształca się w coś innego i nawet, jeżeli to są ludzie sztuki czy notable z Katowic, to oni także mają możliwość obejrzenia czegoś, co mi się wydaje bardzo dobre.

- A czy zdobycie Lauru Konrada zmieni coś w Pana drodze artystycznej*?

- Może finansowo (Śmiech). Myślę, że nie. Nie o nagrodę tu chodzi, tak naprawdę chodzi o zagranie spektaklu, żeby ten spektakl istniał. Te nagrody nic nie zmieniają w pracy. One z pewnością zmieniają coś w odbiorze, ale w samej pracy absolutnie nic.

* Wywiad został przeprowadzony przed ogłoszeniem werdyktu jury

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji