Artykuły

Był niepowtarzalny

Gustaw Holoubek był epoką polskiej kultury i polskiego życia publicznego. Wczoraj ta epoka dobiegła końca - pisze Adam Michnik w Gazecie Wyborczej.

Pisał Jan Kott w 1961 r. w recenzji z "Króla Edypa" Sofoklesa: "Miał Holoubek trzy, może cztery sceny, w których doszedł do ostatecznych granic tego, czym może być współczesna sztuka aktorska. (...) Ale była jedna scena, w której przekroczone zostały wszystkie granice sztuki aktorskiej, która była już z tamtej strony. Poza warsztatem, poza teatrem. Była to chwila, kiedy Edyp osuwa się na kamieniu ofiary. Mówi: Świecie, świecie... . Wie już wszystko. W tych dwóch słowach było pożegnanie, wyrzut, pascalowska świadomość ludzkiej nędzy". Ten genialny artysta polskiego teatru, aktor i reżyser, który był posłem na Sejm PRL i senatorem w III RP, należał do znaków rozpoznawczych polskiej duchowości i dramatycznych zakrętów polskiej kultury. "Rzadko się zdarza - pisał tenże Jan Kott w recenzji z "Trądu w Pałacu Sprawiedliwości" Ugo Bettiego - żeby aktor przybywający do Warszawy z prowincji zdobył od pierwszego występu tak jednomyślne uznanie. Holoubek z miejsca pobił wszystkich. Gdyby wręczano u nas Złotego Oskara za najlepszą kreację aktorską na scenie i gdyby ode mnie zależał wybór, nie zawahałbym się ani przez chwilę; dałbym Oskara Holoubkowi". I tak już pozostało. Polska trwała w zachwycie dla Gustawa Holoubka przez następne dziesięciolecia.

Tadeusz Konwicki, bliski przyjaciel Gustawa, pisał po kilkunastu latach o "Gucieńku, mój przyjacielu, królu naszego aktorstwa, w którym jest coś z Gustawa-Konrada i coś z chuligana . A także coś z czarodzieja". Bowiem Gustaw "miał w sobie tę niesamowitą magię, że nawet kiedy czytał książkę telefoniczną, ludziom szły ciarki po plecach".

Różnie układały się losy Gustawa Holoubka w życiu publicznym. Bywał - wedle Konwickiego - "krnąbrny i opozycyjny", a bywał też - jako prezes ZASP i poseł na Sejm - "opleciony podstępnie przez drapieżnego pasożyta urzędowości", jak to barwnie określił Tadeusz Konwicki.

Należę do szczęściarzy, którzy poznali Gustawa Holoubka później, gdy już uwolnił się od tego pasożyta; gdy po wprowadzeniu stanu wojennego złożył mandat poselski na znak protestu; gdy legitymizował swym nazwiskiem i autorytetem wielkiego artysty poczynania opozycji demokratycznej.

Uwielbiałem Gustawa. Był rozmówcą nadzwyczajnym: mądrym, przekornym, dowcipnym. Rozmawiając z nim, miałem poczucie obcowania z kimś niezwykłym, ze zjawą cudowną z jakiejś innej planety i innej rzeczywistości. Był bowiem niepowtarzalny. Jego dialogi z Tadeuszem Konwickim, którym nieraz się przysłuchiwałem, były po prostu arcydziełami humoru, poprzez który wypowiadała się mądrość.

A przecież ten żartowniś pełen uroku, wkraczający w dojrzałość, jako młodziutki żołnierz kampanii wrześniowej, już wtedy został zarażony patriotyzmem pięknym i bezinteresownym. Przez całe życie miał świadomość odpowiedzialności za polski teatr, za jakość kultury polskiej, za Polskę. Dlatego w jego życiu i sztuce tyle było - znów powtórzę za Konwickim - "bolesnych doświadczeń i nękających przeczuć". Z wielu olśniewających dokonań Gustawa utkwił w mojej pamięci telewizyjny spektakl "Króla Edypa", gdyż Gustaw prosił mnie, bym go obejrzał. To jest spektakl wstrząsający. Opowiada on o człowieku zaszczutym przez swoją przeszłość, której nie znał. Dla mnie był to spektakl o nikczemności nagonek i lustracji.

Taki to był głos Gustawa Holoubka w polskiej debacie lat ostatnich. Był to głos pełen troski i dostojeństwa.

Wszelako Holoubek pozostanie na zawsze ikoną polską dzięki "Dziadom" Mickiewicza, "Dziadom" Kazimierza Dejmka i "Lawie", czyli "Dziadom" Tadeusza Konwickiego. W roli Gustawa przeobrażonego w Konrada zawarta jest opowieść o uwikłaniu i porażkach, a także o wielkości, dumie i honorze polskiej duchowości.

Tę Mickiewiczowską opowieść kilkakrotnie przypominał nam wszystkim Gustaw Holoubek - ku nauce i przestrodze. Powtórzył ją z ekranu w Teatrze Narodowym na uroczystości w rocznicę tamtego ostatniego spektaklu z 1968 r.

Artysta siedział w centrum sali słaby już i schorowany, ale przecież wzruszony, gdy zgromadzona publiczność urządziła mu w hołdzie długą, wielominutową owację na stojąco. Była w tym apoteoza Gustawa, była miłość, podziw i wdzięczność wielu pokoleń polskiej inteligencji. Wielkość została wynagrodzona.

I na koniec - poza wielką pamięcią narodową mam jeszcze własną intymną pamięć o Gustawie.

Pisał do mnie przed rokiem: "Jest taka dziedzina, nazwana sztuką, która daje szansę niezwykłą... Pozwala zobaczyć świat absurdu, abstrakcji, świat poezji. W świetnej literaturze, świetnej muzyce, w malarstwie, w teatrze i filmie znajdziesz wszystkie drogi do ujawnienia prawdy najprawdziwszej!".

Czytam dziś te słowa jak pożegnanie i mam w sercu wielki żal, że Gustaw już nie wzbogacił mnie o radę bardziej szczegółową. Ale wiem, jakim szczęściem było spotkać Gustawa na swojej drodze.

I będę szukał tej prawdy najprawdziwszej, Kochany Gustawie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji