Artykuły

Niejasno. Nieskładnie. Nie

Znakomity tekst Eurypidesa i jego współczesna reinterpretacja Heinera Müllera, podawane ze sceny, nużą i budzą zniecierpliwienie. Aktorki po kilku minutach gry nie ukazują już nic, czego już po tych paru chwilach widowiska byśmy nie wiedzieli. Niewyzyskana scena, ogrywana na kilku zaledwie planach, jest jako miejsce akcji tyleż niedookreślona, co banalna - o spektaklu "Medea" wg Eurypidesa i Heinera Müllera w reż. Michała Rzepki z Teatru Officium w Łodzi na gościnnych występach w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Najmłodszy spektakl łódzkiego Teatru Officium został tydzień po premierze pokazany w Krakowie. Scena Centrum Sztuki Współczesnej Solvay gościła "Medeę" wg Eurypidesa i Heinera Müllera. Można jednak było odnieść wrażenie, że zaprezentowane widowisko niewiele ma wspólnego zarówno z gęstymi, nasyconymi tekstami obu autorów, jak i z zamierzeniami łódzkich twórców, które można było poznać bliżej na spotkaniu z reżyserem i aktorkami, po przedstawieniu. Obudowanie spektaklu tym spotkaniem zatem sprawiło, że nienajlepsze przedstawienie straciło jakąkolwiek siłę oddziaływania.

Trzy role grane są w spektaklu przez dwie aktorki. Medea (Joanna Okupska), umieszczona w niejasnej, niesprecyzowanej przestrzeni, próbuje ukonkretnić swoją w niej obecność. Operuje swoim ciałem, by ono, jako jedyny dostępny jej, materialny konkret, upewniło ją o niej samej, o własnej obecności. Uderza pięściami o podłogę, tarza się po niej, jej cielesność jest (nieco natrętnie) unaoczniana widzowi. Nawet jednak fizycznie istniejące ciało może okazać się złudą, gdy nie znajduje potwierdzenia u innych. Oto bowiem w dialog z Medeą wchodzi Jazon (Joanna Greigk). Jest gościem w niedoprecyzowanej przestrzeni, w jakiej znajduje się Medea. Jego obecność nie niesie ze sobą jednak potwierdzenia istnienia nieszczęśliwej kobiety. Nie zmienia właściwie niczego. Przeistoczenie Jazona w Mojrę (w tej roli także Greigk) również nie pobudza Medei w jakiś szczególny sposób. Widz z przebiegu spektaklu z trudem odczytać może - nie taką znów trudną przecież - historię mitycznej morderczyni. Nikną inne postaci, tekst Müllera i Eurypidesa przechodzą w nieznaczący bełkot, męczącą dla odbiorcy gadaninę. Finał, długo wyczekiwany, również nie przynosi wyjaśnienia zastosowanej estetyki: naddatku słów przy niedostatecznej ilości znaczeń.

Pozostawione w niemal pustej przestrzeni aktorki zdane zostały wyłącznie na siebie. Ich gra, intensywność obecności scenicznej, świadczą o tym, że zdecydowały się zaufać reżyserowi i iść do końca za jego wizją sceniczną. Ich zaangażowanie warte jest jednak lepszej sprawy. Niedostateczna praca reżysera skutecznie zaciemniła treść przedstawienia, wobec czego obie aktorki w widowni wzbudzają niezrozumienie i dezorientację. Słaba praca z aktorkami widoczna jest nawet w ich sposobie mówienia: monotonne, mało zróżnicowane zdania nie układają się w żadną melodię, nie budują rytmu, jedynie nużą i wywołują wrażenie wydłużania się przedstawienia.

Bardziej wiarygodna Joanna Okupska wyposaża Medeę w kobiecość zespojoną w jedno z bagażem bolesnych przeżyć. Kobiecość ta nie jest erotyczna, mimo całej swej cielesności. Pojawia się ona u niej raczej przez pewne ciepło i miękkość ruchów, kontrapunktowane napięciem mięśni i mimiką.

Postaci grane przez Joannę Greigk niemal wcale nie zostały przez aktorkę zróżnicowane. Jazon i Mojra wygrywani są identycznymi środkami aktorskiej ekspresji, pobrzmiewa jedynie próba różnicowania - chociażby - płci, czy rodzaju obecności bohaterów, innego dla każdego z nich. Niezrozumiały dystans do postaci, jaki konstruuje aktorka, budzi w widzu konsternację. Dystans ów jest tym bardziej niejasny, że nie zostaje w żaden sposób uzasadniony w przedstawieniu, mało tego - działa zdecydowanie na niekorzyść spektaklu.

Znakomity tekst Eurypidesa i jego współczesna reinterpretacja Müllera, podawane ze sceny, nużą i budzą zniecierpliwienie. Aktorki po kilku minutach gry nie ukazują już nic, czego już po tych paru chwilach widowiska byśmy nie wiedzieli. Niewyzyskana scena, ogrywana na kilku zaledwie planach, jest jako miejsce akcji tyleż niedookreślona, co banalna. Ambitne intencje, o jakich wspominał w wywiadach przedpremierowych reżyser, pozostały jedynie intencjami. Nie z zamiarów jednak, ale z wykonanej pracy rozlicza artystów widownia teatralna, a tej nie będzie łatwo wcisnąć niedopracowanego, nieprzemyślanego w wielu miejscach spektaklu, nazywając go dziełem sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji