Artykuły

Sceny z życia teatrów

Teatr jest dobry albo zły. U nas tych kategorii jest więcej. Jak wygląda teatralna mapa Polski? - zastanawia się Aneta Kyzioł w Polityce.

Teatr Rozmaitości w Warszawie odwołał najnowszą premierę "Hamleta" reżyserowanego przez Amerykanina Daniela Kramera. To kolejne niepowodzenie sceny przy Marszałkowskiej, która przez ostatnie dziesięć lat wyznaczała trendy na polskim rynku teatralnym. Najpierw był nieudany sezon TR/PL, czyli kilka kiepskich, małoobsadowych sztuk, potem kryzys związany z odejściem Krzysztofa Warlikowskiego wraz z gwiazdorską częścią zespołu aktorskiego, następnie seria teatralnych klap dyrektora Grzegorza Jarzyny i spóźniony spektakl "Szewcy u bram" Jana Klaty, z sobowtórem Zbigniewa Ziobry. Dziś na repertuar TR Warszawa składają się głównie odczyty, spotkania, pokazy filmowe, koncerty, czytania sztuk oraz jednoosobowy show Michała Witkowskiego. Najmniej jest spektakli. Recenzenci piszą o upadku mitu Rozmaitości. Wśród głosów rozgoryczenia pobrzmiewają też spokojniejsze: żaden sukces nie może wiecznie trwać, energia, która początkowo powodowała twórczy ferment, stopniowo się wyczerpuje. Teatry, tak jak ludzie, mają swoje pięć minut. Decyduje osobowość dyrektora, zespół współpracowników, aktorzy, ale też czas-najlepiej niespokojny, bo wtedy widzowie szukają w teatrze czegoś więcej niż rozrywki. Jeśli wszystkie te elementy zadziałają wspólnie, teatr przechodzi do historii, jak polityczny Powszechny za dyrekcji Zygmunta Hübnera, inteligenckie: Współczesny Erwina Axera i Dramatyczny Gustawa Holoubka, artystyczne, autorskie Studio Józefa Szajny, a potem Jerzego Grzegorzewskiego. Jak wygląda teatralna mapa Polski dziś?

Tak zwana przeciętna

Największa grupa to teatry bez wyrazu. Ani dobre, ani złe, kierowane przez dyrektorów, których główną ambicją jest zaspokajanie podstawowych potrzeb widzów w dziedzinie kultury. Program "frontem do widza" można rzecz jasna realizować na niższym lub wyższym poziomie, co zależy zarówno od reżyserów, jak i zespołu aktorskiego. Teatrom z wyższej półki przyświecają wówczas hasła teatru jako świątyni, której należy bronić przed teatralnymi barbarzyńcami: fanami przemocy, publicystyki i popkultury. Świętością jest autor, a skreślanie, cięcie czy, nie daj Boże, dopisywanie przez reżysera kwestii traktowane jest jako wyraz bezczelności i bezwzględnie tępione. Zadanie reżysera polega głównie na ustaleniu psychologicznych relacji między bohaterami. Na scenie przeważa lubiany przez widzów, bo doskonale znany z telewizji, mały realizm. Zaś wszystko, co się z tej estetyki wyłamuje, traktowane jest jako reżyserska hucpa i schlebianie gustom zepsutych recenzentów ze stolicy.

Ciekawszymi przykładami tego typu programu artystycznego są: poznański Teatr Nowy (dyrektor Janusz Wiśniewski), katowicki Teatr Śląski (pod świeżą dyrekcją Tadeusza Bradeckiego), krakowski Teatr Słowackiego (Krzysztof Orzechowski) czy lubelski Teatr Osterwy (Krzysztof Babicki). Z grona warszawskich teatrów taki styl patronuje Teatrowi Ateneum, którego gros repertuaru stanowią kameralne, psychologiczne dramaty w gwiazdorskiej obsadzie, jak "Sonata jesienna" Ingmara Bergmana z Ewą Wiśniewską i eleganckie komedie w typie "Kolacja dla głupca" z Piotrem Fronczewskim i Krzysztofem Tyńcem. Podobny profil, choć z większymi ambicjami, realizuje od lat w Teatrze Współczesnym Maciej Englert: szacunek dla słowa, dbałość o wysoki poziom rzemiosła aktorskiego, gwiazdorski zespół (od Krzysztofa Kowalewskiego przez Stanisławę Celińską po Borysa Szyca), a w repertuarze: klasyka i lekkie sztuki obyczajowe. To wyższa półka, ze znacznie gorszym skutkiem ten sam program realizowany jest w Teatrze Polskim, który pod rządami Jarosława Kiliana zmienił się w prowincjonalny ensemble wystawiający głównie klasykę w niezmiennie baśniowym (Szekspir z obowiązkowymi elfami i tajemniczym lasem na pierwszym planie), usypiającym stylu, w sztukowanej obsadzie, dla starszej widowni.

Ryzyko mocno ostrożne

Drugą grupę teatrów stanowią sceny starające się pogodzić gusta szerokiej widowni z oczekiwaniami głodnej nowinek młodej inteligencji i studentów oraz przeprowadzających selekcję do krajowych festiwali działaczy i co bardziej postępowych recenzentów. Obok kameralnych sztuk psychologicznych można tu też zobaczyć przedstawienia śmielej eksperymentujące z formą, co lepsze z rodzimych produkcji dramatycznych, trudniej za to będzie znaleźć w repertuarze farsę. Taki jest kierowany przez Annę Augustynowicz szczeciński Współczesny, taki też wrocławski Współczesny Krystyny Meissner. Pierwszy słynie ze świetnego, zgranego zespołu aktorskiego, drugi - z ciekawych międzynarodowych projektów, jak organizowany tu Festiwal Dialog czy dotyczący problematyki wypędzeń polsko-niemiecki projekt "Transfer!" Jana Klaty. Znakiem rozpoznawczym łódzkiego Jaracza (dyrektor Waldemar Zawodziński) jest, obok światowej klasyki, dramaturgia zza oceanu (i reżyser Mariusz Grzegorzek): współczesne sztuki Judith Thompson i Rebecci Gilman, dramaty klasyków amerykańskiego realizmu - Davida Mameta i Arthura Millera oraz cieszące się niesłabnącą popularnością monodramy Erica Bogosiana w świetnym wykonaniu Bronisława Wrocławskiego.

Do tej grupy dołączyły wcześniej ostre, mocno zaangażowane społecznie teatry: poznański Polski, po tym jak po Pawle Łysaku i Pawle Wodzińskim przejął go Paweł Szkotak, oraz gdańskie Wybrzeże, gdy Macieja Nowaka na fotelu dyrektora zastąpił Adam Orzechowski. Szkotak to: siła spokoju, niechęć do wszelkich kontrowersji, chęć zadowolenia wszystkich. Teatr pod jego rządami nie zalicza spektakularnych wpadek, ale też nie notuje wielkich sukcesów. Głośniejsze inscenizacje wychodzą tu spod ręki Marka Fiedora, który w Polskim czuje się nieźle i wkrótce zamierza wrócić inscenizacją "Gdy rozum śpi" Antonia Vallejo. Orzechowski z kolei stawia na historie lokalne, jak "Miasteczko G." Michała Walczaka czy adaptacja "Blaszanego bębenka" w rocznicę urodzin Güntera Grassa - mają urozmaicić repertuar złożony głównie ze współczesnej zachodniej (szczególnie amerykańskiej] dramaturgii. Prosto opowiadane lokalne historie są od lat znakiem rozpoznawczym zarządzanego przez Jacka Głomba Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy. Do tej grupy do niedawna należał także Teatr w Opolu, kierowany przez Bartosza Zaczykiewicza, wyróżniający się świetnymi spektaklami Marka Fiedora (wielokrotnie nagradzaną "Matką Joanną od Aniołów" i "Baalem") i Mai Kleczewskiej. Jaki będzie pod nową dyrekcją Tomasza Koniny, okaże się wkrótce.

Najwybitniejszym przykładem teatru umiarkowanego ryzyka jest Teatr Narodowy, który pod rządami Jana Englerta złapał równowagę i zgrał kompletowany przez Jerzego Grzegorzewskiego z gwiazd warszawskiego Studia i krakowskiego Starego Teatru zespół. Obok erudycyjnych, rozwibrowanych spektakli Grzegorzewskiego, swoje miejsce znalazł w nim teatr bardziej tradycyjny-w najlepszym tego słowa znaczeniu - choćby inscenizacje "Tartuffe'a" Jacques'a Lassalle'a czy "Ślubów panieńskich" Englerta, monumentalne realizacje Jerzego Jarockiego, próby odważniejszych odczytań, jak "Fedra" [na zdjęciu] Mai Kleczewskiej czy mający formę teatralnej próby "Chłopcy z Placu Broni" Michała Zadary. Są sztuki dla widzów starszych ("Żar" z Szaflarską, Zapasiewiczem i Gogolewskim) i młodszych ("Opowiadania dla dzieci" Piotra Cieplaka).

Eksperyment: pod prąd

Najmniej liczną, za to najgłośniejszą grupę stanowią teatry społecznie zaangażowane. "Nasze przedstawienia mają być zarzewiem dyskusji. Chcemy, by rozpaliły sumienia" - opisywał artystyczny program Teatru im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy jego szef Paweł Łysak, Zamiast "gołych" spektakli daje swojej publiczności szansę uczestnictwa w projektach, na które składają się dyskusje, projekcje, pikniki, koncerty i warsztaty. "Powrót Odysa" Wyspiańskiego jest częścią projektu "Wiele ojczyzn, ojczyzna wielu /Wyspiański+", "Tymon Ateńczyk" - częścią debaty o współczesnym konsumpcjonizmie "Po co tyle żreć/Szekspir+", zaś "Przebudzenie wiosny" Wedekinda rozwija się w projekt "Smutni nastoletni+". Teatry z tego nurtu nie boją się estetyki pop, nie unikają publicystyki, włączają się do publicznego dyskursu, podejmują gorące tematy. Najważniejszym punktem odniesienia jest dla nich polityczny i autorefleksyjny teatr niemiecki. Otwierają się na młodych dramaturgów i reżyserów, gwiazdami są, obok uznanych Mai Kleczewskiej i Jana Klaty, młodsi: Wiktor Rubin. Paweł Demirski i Monika Strzępka, Przemysław Wojcieszek, Michał Borczuch, Natalia Korczakowska. Ryzyko porażki artystycznej jest tu większe niż w teatrach podążających tradycyjnymi ścieżkami, ale błądzić jest prawem odkrywców.

Dyrektorzy, często sami z pokolenia trzydziestolatków, śmiało stosują metody rynkowego marketingu i reklamy. Swoje rządy w Opolu Tomasz Konina zaczął od zmiany logo teatru: "Kochanowski z brodą i szlaczki" wysyłało sygnał jednoznaczny: wystawiamy ramoty. Następnie wziął się za przebudowę strony internetowej i zapowiedział kampanię reklamową teatru w mieście, bo: "Teatr ma się stać rozpoznawalną i atrakcyjną marką". Reżyserować będą m.in. Kleczewska i Fiedor, zaś w marcu minifestiwal: trzy premiery w jeden weekend i wizyta berlińskiego Deutsches Theater.

Do tego nurtu obok wymienionych należą wrocławski Teatr Polski (za dyrekcji Krzysztofa Mieszkowskiego), wałbrzyski Teatr im. Jerzego Szaniawskiego (dyrektor Piotr Kruszczyński) i, odkąd rządy objął w nim Wojciech Klemm, jeleniogórski Teatr im. Norwida. Graniczy z nim - co nie wszystkim się podoba - Stary Teatr w Krakowie pod wodzą Mikołaja Grabowskiego. Obok fascynujących, wielogodzinnych spektakli Krystiana Lupy i dobrze skrojonej sztuki Petra Zelenki, mamy multimedialne spektakle Michała Zadary, zdekonstruowaną klasykę Klaty i postmodernistyczną "Lulu" Michała Borczucha. Do tego Stary bierze udział w międzynarodowym projekcie, który ma wyłonić najciekawsze z milionów wiszących w sieci blogów, żeby w następnym ruchu uczynić je podstawą teatralnych scenariuszy.

Teatry tego nurtu należą do najczęściej krytykowanych - na równi za obrazę wartości moralnych i estetycznych, a ich dyrektorzy najszybciej tracą pracę: "Ten eksperyment trwa za długo" - uzasadnił niedawno minister Zdrojewski odwołanie Mieszkowskiego z funkcji dyrektora wrocławskiego Polskiego. Z drugiej strony należą też do najczęściej nagradzanych w kraju i za granicą, zapraszanych na festiwale.

Dla dorosłych i dla dzieci

Podziały w teatrach biegną geograficznie - na nowe trendy szczególnie wyczulone są teatry położonego w pobliżu niemieckiej granicy Dolnego Śląska, i pokoleniowo - najbardziej otwarta na eksperyment i związane z nim ryzyko jest młodsza generacja dyrektorów teatrów. Można jednak wyróżnić trendy wspólne. Dyrektorzy teatrów, bez względu na wiek i położenie geograficzne swoich teatrów, coraz częściej myślą projektowo i obok spektakli organizują czytania sztuk i dyskusje. Codziennością stają się nie tylko internetowe czaty z reżyserami i dyrektorami, ale też spektakle realizowane poza budynkiem teatru oraz udział w międzynarodowych projektach. Każdy niemal teatr czuje potrzebę zorganizowania co najmniej jednego festiwalu rocznie, dyrektorzy zauważyli bowiem, że kochający niecodzienne wydarzenia i otaczającą je atmosferę święta Polacy chętnie w nich uczestniczą. Inną zauważalną tendencją jest powrót do łask spektakli dla dzieci - po tym, jak świetne premiery dali Piotr Cieplak i Agnieszka Glińska, praca dla najmłodszych stała się wśród reżyserów modna, zaś dyrektorzy widzą w nich nie tylko sposób na podniesienie frekwencji, ale także szansę wychowania sobie kolejnego pokolenia widzów.

Najwyższą nobilitacją dla teatru jest dziś zaproszenie do udziału w ogólnopolskich festiwalach oraz transmisja spektaklu przez TVP Kultura. To tendencje na teatralnym rynku. Są też pytania o przyszłość konkretnych scen, od TR Warszawa po Powszechny, który pod świeżą dyrekcją Jana Buchwalda zdążył już zaliczyć jedną klapę i jeden spektakl wycofany z repertuaru tuż przed premierą. Coraz głośniej mówi się na przykład o braku dyrektorskich osobowości - z oryginalnym programem artystycznym i autorytetem w zespole aktorskim. Objawem tego są repertuarowe mody każące w jednym sezonie wystawić w całej Polsce "Makbeta", w kolejnym - polską współczesną dramaturgię, a obecnie- sztuki zza oceanu. A bez charyzmatycznych liderów nadających ton teatr instytucjonalny może mieć niedługo poważny problem z konkurencją ze strony mnożących się sprofilowanych scen offowych, stowarzyszeń, fundacji i teatrów prywatnych, w tym zakładanych przez znanych aktorów zachęconych sukcesem Krystyny Jandy.

***

Ruch na scenie

W górę:

Teatr im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

Teatr Narodowy w Warszawie

Teatr im. Norwida w Jeleniej Górze

Teatr Polski we Wrocławiu

Stabilizacja:

Teatr Współczesny w Warszawie

Teatr im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu

Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy

Stary Teatr w Krakowie

Teatr Współczesny we Wrocławiu

Teatr Współczesny w Szczecinie

Dół:

Teatr Ateneum w Warszawie

TR Warszawa

Teatr Powszechny w Warszawie

Teatr Polski w Warszawie

Teatr Polski w Poznaniu

Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji