Artykuły

Tremiarz jestem

- Kiedyś poproszono mnie, żebym postał w supermarkecie. Ot tak, że jestem. Odrzucam podobne propozycje, bo źle bym się czuł. Odmówiłem też prowadzenia teleturnieju. To mój prywatny komfort - być w zgodzie z własnym poczuciem dobrego smaku - mówi warszawski aktor RAFAŁ KRÓLIKOWSKI.

Znany nie z tabloidów, ale z ról w teatrze, telewizji i kinie. Grał u Wajdy, Machulskiego oraz w "M jak miłość". Dziś w "Lejdis", niedługo w serialu "Teraz albo nigdy".

ELLE Nie bywa Pan na Pudelku, nie tańczy na lodzie. Czy ma Pan nudne życie?

RAFAŁ KRÓLIKOWSKI Na jakim pudełku?

ELLE Pudelku. To taki plotkarski serwis internetowy z wpadkami gwiazd.

R.K. Nie znam. A na łyżwach jeździć nie potrafię. No i mam wrodzoną niechęć do rywalizacji. Może gdyby w tych zawodach było więcej zabawy? I ta analiza, czy noga, czy ręka są pod dobrym kątem. Prywatnie bardzo lubię tańczyć. U znajomych, czasem w klubach, czasem w domu. Do rytmów latynoamerykańskich, do jazzu. Ale wolę taniec nieujęty w formę.

ELLE Nie ciągnie się za Panem opinia chałturnika. Nie bierze Pan czy nie dostaje fuch?

R.K. Kiedyś poproszono mnie, żebym postał w supermarkecie. Ot tak, że jestem. Odrzucam podobne propozycje, bo źle bym się czuł. Odmówiłem też prowadzenia teleturnieju. To mój prywatny komfort - być w zgodzie z własnym poczuciem dobrego smaku. Ze względów komercyjnych poprowadziłem z bratem (aktorem Pawłem Królikowskim - przyp.red.) kabareton w Opolu. Uznałem, że jest w tym jakieś wyzwanie: kilkutysięczna publiczność, program na żywo.

ELLE Idzie Pan z rodziną na zakupy, żona z siatami, a Pan rozdaje autografy?

R.K. Najczęściej to ja robię zakupy i latam z siatami (śmiech). Zaczepek było najwięcej po "Ciele": że fajny film i fajny ten trup, którego grałem. I po serialu "M jak miłość", w którym uwodziłem Małgosię, graną przez Joasię Koroniewską. Kiedyś w niedzielę idę z Piotrkiem i Michałem (10 i 5 lat) na spacer na Agrykolę, a tam akurat mecz szkolnej drużyny. Obok boiska kibicuje namiętnie kilka pań i panów - najwidoczniej wracali dopiero z imprezy. Kiedy tylko mnie zobaczyli, ryknęli: - Panie Królikowski! Na cholerę panu ta baba!?. Szybko odszedłem, bo synowie się zawstydzili. Teraz już rozumieją, że tata aktor, więc obcy ludzie go rozpoznają. Kiedy jestem z synami i rozdaję autografy, to chłopcy chwilę potem żądają autografów dla siebie: skoro innym daję, to czemu oni mają być pozbawieni tego szczęścia?

ELLE Zadają pytania, na jakie nie umie Pan odpowiedzieć?

R.K. Starszy, Piotrek, ostatnio interesuje się sprawami damsko-męskimi. Oglądamy film, w którym nagle kobieta zaciąga mężczyznę do sypialni, na co Piotrek uśmiecha się zawstydzony: "O, idą się kochać". "Co to znaczy" - pytam. "No, seksować!". "Czyli?". "No, całować!". Młodszy, Michał, wpadł natomiast w szał gier planszowych: Memory, Monopol, Scooby Doo. Ma obłędne szczęście, stale z nami wygrywa.

ELLE Rodzinne weekendy w dresach na dywanie?

R.K. Niedawno byliśmy w górach. Starszy jeździł na snowboardzie, młodszy zaczynał na nartach. Ja nie jeżdżę, więc stałem przy orczyku i popijałem grzańca. Ale i tak po kilku godzinach stania się przeziębiłem. Z kolei wiosną i latem jeździmy na naszą działkę kilkadziesiąt kilometrów za Warszawą. Chciałem, żeby miejskie dzieciaki zobaczyły, jak rośnie marchewka, więc zorganizowałem im ogródek.

ELLE Dobrze Panu wychodzi pielenie grządek?

R.K. W pierwszym sezonie wyrosły gigantyczne krzaczory cukinii. Od groma ich było, więc uszczęśliwialiśmy nimi znajomych. Sami w domu przez długi czas nic innego nie jedliśmy: placki, sałatki - wszystko z cukinii.

ELLE Fajna rodzina i trwałe małżeństwo w środowisku burzliwych romansów i rozstań. Jak to się robi?

R.K. Tajemnica. Z żoną nie udzielamy wywiadów, bo wiele już było publicznych deklaracji miłości, a chwilę potem związki się rozstrzaskiwały. Z dziećmi też się nie fotografujemy. Niech same kiedyś zapracują na blichtr, jeśli będą chciały.

ELLE Ale przecież od wywiadu się zaczęło.

R.K. Tak. Żona była dziennikarką "Twojego Stylu". Rozmawialiśmy chyba o sztuce uwodzenia. Ciągnęła mnie za język, a ja nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Męczyłem się, coś tam stękałem trzy po trzy. Dorota napisała wywiad za mnie, z głowy. Umówiliśmy się na autoryzację. I na kolejną. I jeszcze jedną. Rok później wzięliśmy ślub.

ELLE W uwodzeniu jest Pan słaby w teorii, za to skuteczny w praktyce. Żona nie wścieka się na Pana filmach przy scenach damsko-męskich?

R.K. Pewnie, że się wścieka. Śmieje się, że musi bezkarnie pozwalać na to, żeby mąż obściskiwał inne kobitki. To nie jest łatwe, również dla mnie. Kiedyś pierwszego dnia zdjęć reżyser nagle zdecydował, że jest piękny zachód słońca, więc nakręcimy scenę romantyczną. Na planie spotykam się z młodą aktorką, świeżo po szkole, no i z marszu gramy zakochanych: biegamy roześmiani i zwariowani po łące, obejmujemy się, całujemy. Po tym ujęciu czułem się strasznie dziwnie. Nie da się przecież zbudować roli tylko na rzemiośle i technice. Trzeba dać trochę siebie. Przefiltrować przez własne emocje i ciało. Po kilku tygodniach zgadaliśmy się z tą dziewczyną, że oboje mieliśmy podobnie przykre wrażenie. Że to trochę zdrada? No cóż, taki zawód.

ELLE Ucieka Pan potem w cukinie?

R.K. Też. Po scenach, w których trzeba się wybebeszyć, potrzebuję lasu, roweru, głuszy. Role, które były dla mnie przełomem, pamiętam do dziś. Na przykład spektakl "Kaleka z Inishmaan" w reżyserii Agnieszki Glińskiej i Władysława Kowalskiego. Dostałem rolę chłopca opóźnionego w rozwoju, który stworzył ze swoją siostrą, graną przez Edytę Olszówkę, swój całkiem odrębny świat. To było piekielnie trudne, abstrakcyjne zadanie.

ELLE Debiutował Pan z rozmachem: główną rolą u Wajdy w ?Pierścionku z orłem w koronie?. Wtedy nie było trudniej?

R.K. Byłem przerażony sytuacją. Nigdy wcześniej nie stałem przed kamerą! Teraz z perspektywy widzę, że byłoby lepiej, gdybym już miał za sobą jakieś epizody. Bo ja strasznym tremiarzem jestem. Najgorsza była świadomość, że stoję i coś tam próbuję, a 50 osób patrzy tylko na mnie. Teatr jest kameralny, intymny. Dzień po dniu, krok po kroku buduje się rolę. Potem, podczas spektaklu jestem skupiony i myślę o grze, a nie o widowni.

ELLE Nigdy się Pan nie sypnął w pracy?

R.K. Bywało. W komedii "Ciało" miałem leżeć spokojnie i cicho, jak to trup. Na pierwszym planie koledzy się produkowali, a ja coś im dogadywałem. Potem dostawałem głupawki i rechotałem. W teatrze zdarzało się, że rozluźniony mówiłem jak z taśmy. I nagle wypadało mi z głowy słowo klucz do następnej kwestii. Na szczęście z pomocą przychodzili suflerzy.

ELLE Na co dzień raczej się Pan przejmuje czy wkurza?

R.K. Wkurzam się, ale pierwszy dążę do zgody. Żona się śmieje, że każdego bandziora wytłumaczę. Charakterystyczna sytuacja sprzed lat. Impreza w akademiku, są na niej Palestyńczycy, "któzi tak mówiom lamana polścizna", siedzą przy stole z dziewczyną. Pijany chłopak zaczyna ich przedrzeźniać i przystawiać się do ich koleżanki. Zwracają mu uwagę, ten dalej swoje, w końcu dochodzi do rękoczynów. Chłopak wybiega na korytarz z wojowniczym wyciem: "Ludzie, Polaków biją!". W mig robi się ogólnoakademikowa burda. W szale ktoś rozbija Palestyńczykowi na głowie butelkę. Ja to widzę i doskakuję do niego: "Słuchaj, on tego nie chciał!". Tak mam przez całe życie. Tłumaczę, że albo ktoś miał zły dzień, albo trudne dzieciństwo. Bez sensu.

ELLE Jak przy tym poziomie empatii radził Pan sobie z sytuacją, kiedy Pan robił karierę, a starszy brat, też aktor, nie bardzo?

R.K. W ogóle nie zawracaliśmy sobie głowy takim myśleniem. Brat na moment wypisał się z zawodu. Był reżyserem, producentem i scenarzystą programu telewizyjnego dla dzieci pt. "Truskawkowe studio". Fantastycznie się spełniał. Z telewizji regionalnej kupiono program do ogólnopolskiej, to był sukces.

ELLE Czy kiedykolwiek zrobił Pan coś, czego się wstydził?

R.K. Jest kilka rzeczy, które chętnie wymazałbym z pamięci. Np. film "20 lat później" - to nie było mistrzostwo świata. Potknięcia uczą, w jakie projekty nie pakować się w przyszłości. Kiedy widzę, że konstrukcja jest kiepska, dialogi do niczego - to należy o tym mówić, a nie wychodzić z założenia, że ktoś inny wie lepiej. Teraz się łapię na tym, że czasem jestem zbyt nieufny. Pytam, a po co, dlaczego, z kim...

ELLE Występuje Pan w ?Lejdis?, niedługo obejrzymy Pana w nowym serialu TVN?

R.K. Podobno mam być w nim ubrany jak ten kelner.

ELLE ?

R.K. Kostiumografka Dorota Roqueplo powiedziała, że będę wyglądał jak kelner w Maglu! (W tym momencie kelner w Café Magiel podchodzi do naszego stolika. "- To je pan tę bruschettę czy nie?" - wskazuje na nienaruszoną kanapkę Rafała Królikowskiego, a ten posłusznie zaczyna wcinać).

ELLE Dlaczego Pan odszedł z Teatru Powszechnego?

R.K. Zwolniłem się rok temu, w marcu. Powodów nie chcę roztrząsać. Powszechny to wspaniałe 15 lat mojego życia, które się skończyły. Gram jeszcze w kilku spektaklach, ale bez etatu. Jestem na początku nowego rozdziału.

ELLE Kryzys wieku średniego?

R.K: Chyba nie. Czuję, że mam siłę do czegoś innego.

ELLE Ale nie kupuje Pan jeszcze porsche?

R.K. Nigdy nie lubiłem rzucać się w oczy, nie miałem takich aspiracji. Jakbym tak się zsunął i na wpół leżąco jeździł z łokciem za otwartą szybą, zaraz by mnie przewiało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji