Artykuły

Jaki nauczyciel jest, każdy widzi

Przedstawienie włącza się w ogólną dyskusję przetaczającą się przez Polskę. Nie wnosi nic nowego, wszystko to, co widzimy na scenie, zostało już powiedziane wcześniej - o spektaklu "Żyd" w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej pisze Karolina Zięba z Nowej Siły Krytycznej.

Ze wszystkich stron dobiegają głosy dotyczące polskiego antysemityzmu. Gazety co jakiś czas zamieszczają artykuły, wspomnienia, wywiady i wypowiedzi, które są próbą komentarza sytuacji Żydów w Polsce, głównie po wojnie, ale i w czasie wojny. Ostatnio największe poruszenie wywołał Jan T. Gross swoją książką "Strach". Natomiast w Bielsku-Białej, Teatr Polski postanowił wystawić spektakl, jakże obecnie aktualny, pod tytułem "Żyd". Sztuka została napisana przez bielskiego dramaturga Artura Pałygę i to właśnie w naszym mieście miała miejsce jej prapremiera.

Akcja dramatu została umieszczona w klasie szkolnej, która może być zarówno gabinetem dyrektora - patrząc na zdjęcia na ścianach, jak i salą do ćwiczeń - ze względu na ławki gimnastyczne, surowe mury i siatkę, którą chroni się ściany. Dzięki takim dekoracjom widz nie rozprasza swojej uwagi scenografią, ale skupia się na aktorach. Bohaterami są nauczyciele tejże szkoły: polonistka (Jadwiga Grygierczyk), anglistka (Katarzyna Skrzypek) i wuefista (Grzegorz Sikora) na czele z dyrektorem (Kazimierz Czapla) i księdzem (Tomasz Lorek). Zostają zebrani przez dyrektora, by ustalić taktykę działania w sprawie mężczyzny, który napisał z Izraela do swojej dawnej szkoły, zwracając się z prośbą o przesłanie mu jego dawnych wypracowań. To daje początek rozmowie, która toczy się przez resztę spektaklu. Mówią o sobie "elita inteligencka". Cóż za ironia! Wypierają się uprzedzeń do Żydów, ale z każdego z nich "wychodzi" antysemityzm, wykazują się totalną nieznajomością kultury i religii żydowskiej. Pytają siebie nawzajem "Które jedzenie jest koszerne?", "W jakiego Boga Żydzi wierzą?", "Jak o nich mówić? Jak ich nazywać? Judejczykami?". W ten sposób ukazuje nam się piękny obraz polskiego społeczeństwa.

Każdy z bohaterów jest nauczycielem szczelnie oklejonym stereotypami. Tępy wuefista, który powtarza bezmyślnie to, co inni mówią o Żydach. Miota mocnymi zarzutami, które sprawiają, że widownia kręci się niespokojnie na krzesłach, na szczęście łagodzi je tymi zupełnie absurdalnymi, wywołując pobłażliwy uśmiech - "A z czego robi się macę? Z chrześcijańskich dzieci!". Szczerze mówiąc, czekałam aż dyskomfort wywołany przez monolog Grzegorza Sikory sięgnie zenitu i ktoś z widowni wstanie i wyjdzie. Ale nie. Wszyscy wytrzymali. Każdy z bohaterów przyjmował taktykę - wypieramy się negatywnych uczuć do Żydów.

Wśród bohaterów mamy też młodziutką nauczycielkę angielskiego, która pragnie wyjechać do Anglii. Odżegnuje się od jakichkolwiek związków z rodzinami żydowskimi, mówiąc "Ja naprawdę nie mam nic przeciwko. Są mi obojętni". Lecz po jej późniejszych wypowiedziach widzimy, że prawda jest inna. Podobnie jak polonistka (oczywiście stara i brzydka, bo czy ktoś kiedyś widział młodą i ładną?) wygłasza monolog. Mówi o strasznych rzeczach - o rzucaniu kamieniami w dzieci pochodzenia żydowskiego, o obozie koncentracyjnym... Jednak te opowieści nie były niczym nowym. Opowiedziane, omówione, opisane wielokrotnie. Nie były tak szokujące jak wtedy, kiedy słyszy się je po raz pierwszy. Na szczęśnie zostały zagrane bez zbędnego patosu, bez szarpania żałobnych strun, którego można się obawiać przy takiej tematyce. Zwykli ludzie, nauczyciele różnych przedmiotów, to przecież obraz naszego społeczeństwa.

Przedstawienie włącza się w ogólną dyskusję przetaczającą się przez Polskę. Nie wnosi nic nowego, wszystko to, co widzimy na scenie, zostało już powiedziane wcześniej. Jednak spektakl był miłym zaskoczeniem. Wydawało się, że role zostały napisane specjalnie dla aktorów, a przy tym naprawdę dobrze zagrane. Momentami można się pośmiać, głównie na początku; potem atmosfera gęstnieje, napięcie rośnie, ale nie znajduje ujścia, sytuacja pozostaje nierozwiązana, aktorzy wraz z dzwonkiem idą na przerwę.

Nieczęsto takie przedstawienia można oglądać w Teatrze Polskim, więc choćby dlatego warto wybrać się na ten spektakl. A przy okazji odezwa do ludu. Zastanówcie się drodzy Widzowie, czy rzeczywiście KAŻDA premiera Teatru Polskiego w Bielsku-Białej zasługuje na standing ovation?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji