Artykuły

Festiwal Teatrów Dla Dzieci. Odsłona druga

XV Festiwal Teatrów dla Dzieci w Krakowie. Podsumowują Iga Dzieciuchowicz i Alicja Rubczak z Nowej Siły Krytycznej.

Drugi tydzień krakowskiego Festiwalu Teatrów dla Dzieci wymyka się jednoznacznej ocenie. Poziom całego festiwalu był nierówny. Pośród prezentowanych spektakli znalazły się prawdziwe perełki, jak chociażby oba spektakle Teatru Lalek "Rabcio" ("Kum i Plum" oraz "Kiedy króla boli ząb"), ale nie uniknięto wielkich pomyłek, które są świadectwem bardzo kiepskiego poziomu spektakli dla dzieci prezentowanych w polskich teatrach dramatycznych.

Prawdziwą klasę w tworzeniu spektakli dla najmłodszych widzów pokazał Teatr Lalek "Banialuka" z Bielska-Białej. Prezentowane w Krakowie "Diabelskie figle" to bardzo zabawna opowieść o starciu na linii niebo - piekło. Historia, napisana przez Eve Laue, o aniołach i Świętym Mikołaju, którym w przygotowaniach do Bożego Narodzenia przeszkadzają dwa figlarne diabły, ożywa na scenie dzięki żywiołowemu aktorstwu, niebagatelnym pomysłom scenicznym oraz świetnemu poczuciu humoru, które zostało wlane nie tylko w tekst, ale również w całą inscenizację. Scena podzielona jest symbolicznie na dwie sfery - niebo na podeście oraz piekło, zaznaczone jedynie beczką podświetloną na czerwono, przez którą przeciskają się diabły. Wszystko w tym spektaklu przygotowane jest z przymrużeniem oka i nie razi dosłownością - diabły nie są aż takie złe, aniołki wcale bardzo grzeczne, a Święty Mikołaj w ataku furii ciska z nieba swym strojem. Świetne są kostiumy zaprojektowane przez Zofię de Ines - modnie skrojone, dalekie od typowych wyobrażeń wdzianek anielskich i diabelskich. Najważniejsze jest jednak to, że spektakl otwiera się na nieustanne uczestnictwo małych widzów. Diabły od razu zrażają do siebie publiczność, w typowo urwisowski sposób ją obrażając, dlatego oczywiście dzieci tym bardziej kibicują aniołkom we wszystkich ich poczynaniach, co oczywiście wyrażają głośnymi komentarzami, zbiorowym krzyczeniem "Uwaaaażaaaajjjjj!!!" i szczerym śmiechem, który akurat w tym spektaklu jest miarą dobrego teatru.

Zaskoczeniem okazał się wynik plebiscytu na najlepszy spektakl zorganizowany wśród najmłodszych widzów - pierwsze miejsce zajęła "Marysia i krasnoludki" z Tarnowskiego Teatru im. L. Solskiego. Przedstawienie miało jedną zaletę: świetnie pomyślaną scenografię, która umożliwiała zastosowanie rozmaitych "efektów specjalnych". Całą przestrzeń sceniczną zajęły drzewa, chatka Lisa i górski krajobraz w tle, wyczarowano leśną krainę otoczoną łąkami, na których pasie swoje gąski sierotka Marysia. Gdy gąski pożera zły lis, krasnoludek oferuje Marysi swą pomoc w przeprawie przez góry do Królowej Tatry. Marysia i krasnoludek wędrują, omijając kolejne elementy wystawnej scenografii, aż w końcu rozsuwają się ściany skał i na podwyższeniu, w oślepiającym świetle, ukazuje się Królowa Tatra ubrana w śnieżnobiałą suknię. To punkt kulminacyjny pierwszej części, która do tej pory była dość monotonna. Przygody bohaterów zbyt często przerywano pojawiającymi się ni stąd ni zowąd piosenkami, przez co umykała ciągłość akcji dramatycznej, która akurat w przypadku opowieści o Marysi jest istotna. W drugiej części scenografia przedstawia wnętrze okazałej drewnianej chatki z okapem i kredensem, w której Marysia jest dziewczynką do posługi. Niby bajka nabiera tempa, a i tak wszystko się rozłazi i rozwleka jak źle uszyta "zgrzebna koszulina" na grzbiecie Marysi. Przede wszystkim słowa wypowiadane przez aktorów ledwo słychać, jedynie Królowa Tatra jest wyposażona w mikrofon. Ale to i tak niewielka strata, bo ogromnym błędem jest niezrozumiały dla większości dzieci archaiczny język. Sformułowania takie jak "słonko bieży", "frasować się" czy "insi" i "jeno" z powodzeniem można było zastąpić współczesnym słownictwem. Dziś trudno przekonać dzieci do czytania bajki o Marysi, właśnie z powodu trudnego w odbiorze języka. Zdaje się, że najmłodsi widzowie podziwiali jedynie scenograficzny przepych i obserwowali sytuacje sceniczne, rozumiejąc lub nie ich sens. Szkoda, że twórcy przedstawienia nie zorientowali się, że przestrzały, niezrozumiały język bajki oznacza brak skupienia i nudę.

Spektakl "Ach, jak cudowna jest Panama" również wydaje się niedopracowany. Już pierwsze sceny rozgrywane w ciemności przy pomocy latarek wywołują wybuchy płaczu. Czy dorośli zapomnieli, że dzieci boją się ciemności? Tym bardziej, że czarna otchłań sceny i szepty niczemu nie służą - ktoś coś mówi, gdzieś się skrada, ale kto i po co - nie wiadomo. W końcu poznajemy Misia i Tygryska, którzy są przyjaciółmi i mieszkają w jednym domku. Gdy rzeką przypływa beczka z bananami z Panamy, obaj odkrywają, że Panama musi być krajem ich marzeń, więc wyruszają w podróż. I chciałoby się napisać "podróż pełną przygód", ale w tym przypadku byłoby to nieprawdą. Miś i Tygrysek, owszem, poznają Królika, Lisa i Jeża, ale znów ze spotkań nic nie wynika - trudno wyłowić z nich jakąś naukę czy prawdę moralną. Sceny rozgrywane są pospiesznie i w półmroku, jakby Miś i Tygrysek uciekli z więzienia. Nawet tarapaty, w które zdarzy się bohaterom wpaść nie są śmieszne, a smutne (może prócz jednej sceny z kaczką w puszce, która jest dowodem na to, że prościej czasem oznacza lepiej). Uznanie należy się z kolei za pomysłowe i barwne kostiumy zwierzaków.

O wiele ciekawej wypada spektakl "Kapka podróżniczka, z wody księżniczka" - jego siłą jest przede wszystkim nieskomplikowana historia, która od razu porywa najmłodszych widzów. Scenografia to jedynie tło przedstawiające jeziorko - to tu mieszka Kapka wraz z tatą Wodnikiem. Pewnego dnia srebrną rurę, przez którą wypływa czysta woda zatyka Paćkacz, dziwne stworzenie, które uwielbia brud. Kapka wyrusza w podróż, by znaleźć Paćkacza i oczyścić srebrną rurę. Obecność każdej z postaci jest doskonale umotywowana na scenie, nie ma wątpliwości, kto się pojawia i dlaczego (jak to ma często miejsce w innych spektaklach). Uwagę przyciągają kostiumy: Raka (na scenę ciężkim krokiem wkracza rak z ogromnymi pluszowymi szczypcami) i złego Paćkacza, którego "upaćkany" strój kontrastuje z lśniącą suknią księżniczki Kapki. Cenne wydaje się również to, że aktorzy często zwracają się bezpośrednio do dzieci, angażując je w bajkowe przygody.

Najlepszym i najzabawniejszym przedstawienie drugiego tygodnia festiwalu okazała się bajka "Kiedy króla boli ząb". Ostatni zaprezentowany spektakl to kolejna świetna prezentacja Teatru Lalek "Rabcio" z Rabki. Doskonale napisana przez Katarzynę Langren i wspaniale zagrana bajka o królu, którego boli ząb (szczególnie w pamięć zapada rola Króla Bula w wykonaniu Cezarego Skrockiego i Piotra Serafina jako Króla-teścia). Historię każdy bardzo dobrze zna z własnych doświadczeń - króla boli ząb, nie chce ani barszczu, ani frytek, ma zły humor, więc najchętniej wszystkich zamknąłby w więzieniu. Do dentysty król nie pójdzie, bo się oczywiście straszliwie boi. Córka króla i Król-teść muszą zatem uknuć intrygę i jakoś zmusić króla do wizyty u dentysty, gdy tymczasem biedny Król Bul od bólu zęba wariuje i już wszystkim wypowiedział wojnę. Aktorzy zastosowali w swym spektaklu plan żywy i plan lalkowy. Bardzo dobrze sprawdzają się wielkie głowy lalek (Król może nawet otworzyć usta i pokazać bolącego zęba), które aktorzy trzymają przed sobą - wszystko jest przerysowane i za duże, taka karykaturalność bardzo podoba się dzieciom, jest to też rozwiązanie praktyczne, bo bohaterów łatwo dostrzec maluchom z ostatnich rzędów. Wielkim atutem staje się lekko i z humorem opowiedziana historia, w której mnożą się absurdy - Król chce nawet siebie zamknąć w więzieniu, a gdy ząb zostaje wyleczony, zamiast z bólu, wariuje ze szczęścia. Dzieci wychwytują wszystkie dowcipy, gry słowne i pękają ze śmiechu. Miejmy nadzieję, że wizyta u dentysty nie będzie już dla nich tak straszna, a teatry tej klasy co "Banialuka" czy "Rabcio" wyrobią w nich najlepsze nawyki teatralne oraz świetny gust i otworzą ich myślenie już na "dorosły" teatr.

Warto, żeby taką właśnie rolę sprawował każdy festiwal sztuki dziecięcej, nie będąc jedynie rozrywką w czasie wolnym, ale czynnikiem kształtującym młodych ludzi. W Krakowie to się udało, pod warunkiem, że dzieci trafiły na większość spektakli, a nie tylko na te, w których ktoś próbuje do nich mówić językiem "nie z tej bajki".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji