Cały jesteś w skowronkach
W poniedziałkowy wieczór w Piwnicy pod Baranami - w towarzystwie przyjaciół i współpracowników, m.in. Beaty Rybotyckiej, Bronisława Maja, Jana Kantego Pawluśkiewicza, Grzegorza Turnaua, Jacka i Andrzeja Zielińskich - obchodził 70. urodziny znakomity krakowski poeta - Leszek Aleksander Moczulski - pisze Jerzy Armata w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Moczulski [na zdjęciu] jest bez wątpienia jednym z najbardziej krakowskich poetów, choć pochodzi z Suwałk. Jednak już od 52 lat mieszka w Krakowie, do którego przybył w 1956 roku, by studiować filologię polską. Zadebiutował - podczas studiów - w 1959 roku ("Dziennik Polski", "Życie Literackie"). Jest autorem kilkunastu tomików wierszy, m.in. "Powitania", "Pozdrowienia", "70 widoków w drodze do Wenecji", "Elegie o weselu i radosne smutki", "Jej nigdy za późno", "Notatki pisane na skrawku ciemności o miłości", "Dziękczynienia po Komunii Świętej", a także około 300 tekstów piosenek, które można znaleźć w repertuarze Skaldów, Marka Grechuty i zespołu Anawa, Andrzeja Zauchy, Grzegorza Turnaua i Beaty Rybotyckiej. Wydał także kilkanaście książek dla dzieci, m.in. "Moje kotki", "Siedem dni stworzenia świata". W twórczości Leszka Aleksandra Moczulskiego można także znaleźć większe formy: razem z Janem Kantym Pawluśkiewiczem stworzył słynne "Nieszpory ludźmierskie" oraz oratorium "Droga - Życie - Miłość - Oratorium o Męce i Zmartwychwstaniu Pana".
Poezja Leszka Aleksandra Moczulskiego dyskretnie towarzyszy mi od dawna. W latach szkolnych były to przeboje Skaldów, z porażającą swą delikatnością "Całą jesteś w skowronkach" na czele i ekspresyjnym "Korowodem" Marka Grechuty, w czasach studiów - kontestatorski, jakże głęboki i szczery - "Exodus" Teatru STU, później wspomniane wielkie formy muzyczne z muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza.
Jego wiersze, choć dyskretne i delikatne, często były wręcz dla mnie pokoleniowymi manifestami, jak choćby ten - "Skrzydła i garby", sprzed 35 lat:
"A kiedy trzeba było naprzód iść,
droga ugięła się jak trampolina.
A kiedy trzeba było podnieść głos,
ostra cisza skoczyła do gardła.
Gdy trzeba było skoczyć głową w dół,
z naszych garbów rozwinęły się skrzydła".
Często słucham poezji Moczulskiego, rzadko ją czytam. Jego wiersze są przychylne muzyce, pięknie brzmią w jej towarzystwie, zwłaszcza gdy są to nuty Andrzeja Zielińskiego czy Jana Kantego Pawluśkiewicza. Urzeka mnie w nich jakaś bezinteresowna, franciszkańska wręcz dobroć, wsłuchiwanie się w drugiego człowieka. Iskierki wiary, nadziei, miłości - to główne wyznaczniki tej poezji. Jak w songu z "Exodusa", słynnego - i jakże ważnego - spektaklu Teatru STU:
"Na szarość naszych nocy
na naszą bezimienność
na szarość i nijakość
jutrzejszych naszych marzeń
na twarzy przezroczystość
na twarze bez wyrazu
na nasze oddalenie
na naszą nieobecność
i losów obojętność
listek iskierkę cieni
jak kotwicę
wbij w nasze serce".