Artykuły

Nie doskoczysz do mitu

- To komedia i po trosze dramat. Od iluś już lat twórcy i teatralni, i filmowi sięgają do "gorszych" gatunków, komedii czy farsy. To znak czasów, że sięgając po taką formę chcemy opowiadać coś poważniejszego - mówi MICHAŁ KOTAŃSKI, reżyser "Loretty" w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

Z Michałem Kotańskim reżyserującym w teatrze Wybrzeże sztukę "Loretta" [na zdjęciu], rozmawia Jarosław Zalesiński:

Dobry tekst się panu trafił. Pozazdrościć.

- To prawda. Ja sam sporo się na nim uczę. Jestem zaskoczony tym, że Walker tak czuje scenę. Jak już się złapie, o co chodzi, to ten tekst właściwie sam prowadzi aktorów.

A jaki jest soczysty. Myśli pan, że polski widz już się do tego przyzwyczaił?

- Może do soczystości trochę innego rodzaju. To, co robił Warlikowski czy Jarzyna, i co spotykało się z zarzutami, że jest brutalne i naturalistyczne, polega na czym innym, niż to, co robi Walker. Tu najwięcej dzieje się w dialogu, bardzo inteligentnym.

Zdefiniujmy gatunek - komedia?

- (namysł) I komedia, i po trosze dramat. Od iluś już lat twórcy i teatralni, i filmowi sięgają do "gorszych" gatunków, komedii czy farsy, czy tak jak Tarantino sięga do kina klasy "B"...

Żeby tylko "B"...

- No tak, nawet gorzej, żeby robić z tego sztukę. To znak czasów, że sięgając po taką formę, po niższe gatunki, chcemy opowiadać coś poważniejszego.

Bohaterowie są bardzo prości i zwyczajni. Nie na pozór?

- Na pozór. Główna bohaterka to prosta dziewczyna, ale i dziewczyna inteligentna. Nie potrafi rozgrywać. Oni próbują grają coś, co według nich jest sposobem zachowania mężczyzny w sytuacjach, w jakie wchodzi, bo jest, domyślamy się, z prostej rodziny, bardzo religijnej, z jakiegoś miasteczka, ale jednocześnie jest dość inteligentna, by próbować się od wpływów otoczenia uwolnić. Niech pan spojrzy na Dodę. Można sobie zadać pytanie - czy ona jest inteligentna? Ale może pan zapytać inaczej - czy ma świadomość tego, co robi? Czy nie świadomie manipuluje pewnym obrazem kobiety? Wielkie piersi i tyłek - to mężczyźni chcą oglądać, więc im to daję.

Jak poczytać blog Dody, to na inteligentną tam raczej nie wychodzi. Ale ma pan rację, ona wie, co robi.

- Loretcie też wydaje się, że wie, jak się ustawić. Ale prawda jest taka, że żyjemy w świecie, w którym ta wolność, jakiej ona szuka, jest zarezerwowana dla mężczyzn. I to jeszcze dla tak zwanych prawdziwych mężczyzn. Jeśli kobieta chce być wolna, musi albo stać się mężczyzną jak Hillary Clinton, i to jest tragedia, albo musi wygrywać swoją kobiecość tak jak mężczyźni chcą ją widzieć.

I jak to wygrać?

- Ta postać jest wiarygodna wtedy, kiedy jest mocna i próbuje rządzić tymi facetami. Można nawet obserwować, jak się w niej ta siła rodzi. Kobieta nieprzyzwyczajona do tego, żeby facetom mówić "nie", mówi w końcu "spierdalaj". A z drugiej strony musi być też słaba, jak dziewczynka bezradna wobec tego, co rozpętała. I w takim połączeniu jest wiarygodna.

A gdzie są ci prawdziwi mężczyźni w tej sztuce?

- No właśnie. Oni też próbują grać coś, co według nich jest sposobem zachowania mężczyzny. Mają jakieś wyobrażenie męskości, ale nie potrafią do niego doskoczyć. Ani do tego mitu wolności. To następny temat sztuki - mit amerykańskiej wolności. Walker go obnaża.

Mit, że wszystko ode mnie zależy?

- Tak. Myślę, że powinno to teraz w Polsce rezonować. Byliśmy zapatrzeni w american dream, a teraz otwierają nam się oczy. W związku z Irakiem, ale i nie bez związku z tym, że dolar tak spada...

A nie w związku z tym, że pod spodem owego snu jest tylko jedno, właśnie ten dolar?

- Taki świat opisuje Walker. Świat, w którym to liczba zer na koncie świadczy o wartości moralnej jednostki. Dlatego Lorrie mówi to, co mówi - że to nie miłość, nie uroda nawet, tylko pieniądze dają wolność.

A jak to jest z tymi chłopakami, oni ją kochają czy chcą na niej zarobić?

- Jedno i drugie. I to jest właśnie ten dramat. Oni sami się w tym gubią i już jednego od drugiego nie odróżniają.

Robić premierę takiej sztuki w walentynki...

- W walentynki robimy tylko przedpremierę. Ale - i tu wracamy do początku naszej rozmowy - jest to podane w takiej formie, że sprawdzi się i w walentynki. Jest w tym lekkość, w której Walker ma też trochę litości dla swoich bohaterów.

Dla Loretty też? Patrzy na tych walczących o nią w finale chłopaków i chyba myśli - jaki ja mam właściwie wybór?

- Lorrie rzeczywiście jest bez wyjścia. Ci faceci zresztą też. Walker zostawia swoich bohaterów w tym samym miejscu, w jakim zastajemy ich na początku. Kolejne sceny to tylko kolejne warianty tej samej sytuacji. Można to potraktować jako słabość tekstu, ale można też wykorzystać jako siłę. W takim świecie żyjemy. Bardzo rzadko się zdarza, żeby komuś udało się zmienić swoje życie. To także pewien mit. W konstrukcji swojej sztuki Walker to pokazuje.

O reżyserze

Michał Kotański

Absolwent Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST. Wcześniej trzyletni student filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Był asystentem m.in. Jarockiego, Wajdy, Golińskiego, Lupy. Zadebiutował "Polaroidami" Marka Ravenhilla w Teatrze Starym. W Gdańsku znany ze "Spalenia matki" Pawła Sali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji