Artykuły

Przed premierą "Elektry"

- "Elektra" jest przedstawieniem o złych prawach. Chodzi o prawo do zabijania. Tragedia antyczna jest oparta na temacie zemsty rodowej. Zastanawiam się, co się dzieje dalej z prawem do zabijania, które krytykowali Grecy. Szukam podobieństwa w karze śmierci - mówi NATALIA KORCZAKOWSKA, reżyserka spektaklu w Teatrze Jeleniogórskim.

Rozmowa z Natalią Korczakowską, reżyserem "Elektry" [na zdjęciu] w Teatrze Jeleniogórskim:

Po tekście współczesnym "Śmierć Człowieka - Wiewiórki", tym razem sięgnęła pani po klasykę. O tragedii greckiej nie powiedziano już wszystkiego?

- W Polsce mamy tendencję do inscenizowania tragedii greckiej jako różnych sposobów opowiadania o szaleństwie ludzkości. Moim zdaniem jasne jest, że świat zwariował. Metafora szaleństwa zawiera w sobie pokaźną część doświadczenia ludzkiego, nie wyjaśnia jednak niczego. To jak diagnoza choroby bez szans na wyleczenie. Staram się pójść w przeciwnym kierunku. Nie chcę mówić o okrucieństwie ludzkim, które wynika z szaleństwa ludzkości, ale o takim, które wynika z bezmyślności i złego prawa.

Stawia pani diagnozę chorego systemu?

- "Elektra" jest przedstawieniem o złych prawach. Chodzi o prawo do zabijania. Tragedia antyczna jest oparta na temacie zemsty rodowej. Zastanawiam się, co się dzieje dalej z prawem do zabijania, które krytykowali Grecy. Szukam podobieństwa w karze śmierci. Czy po zniesieniu starych praw, znikła potrzeba oglądania publicznych egzekucji? Skąd powszechne oglądanie wykradzionych filmów internetowych z egzekucji Husajna? Czy kara śmierci nie jest przypadkiem potrzebą zemsty ukrytą w oficjalnym wymiarze sprawiedliwości? Idąc dalej tym tropem: czy w czasach, kiedy krytykuje się i znosi w Europie karę śmierci, istnieje jakiś wymiar, gdzie to samo prawo się realizuje? Próbuję tak postawić problem: to nadal sprawa żywa, choć nie dotyczy już ciała ani duszy, tylko wizerunku. Dostojewski pisał, że dużo gorsza niż kaźń na ciele i tortury jest świadomość, że za godzinę, pół godziny, za chwilę zostanie człowiek pozbawiony życia. Dziś nie potrzeba już ani krwi, ani nawet procesu, ani czekania. Człowiek, którego wizerunek się publicznie niszczy, nie ma szansy się bronić. Zniszczenie wizerunku przez nowoczesne media to też forma spektakularnego zadawania śmierci, z zemsty. Czy to nie jest to samo prawo co w Grecji, inaczej tylko skanalizowane? Zrozumiałam to, jak zobaczyłam Beatę Sawicką, która przed kamerą telewizyjną żebrze o proces. Po takiej egzekucji publicznej jest już po człowieku - i, paradoksalnie, żyć z tym musi.

Czy można uciec od tak zapisanego scenariusza?

- Po pierwsze, trzeba postawić problem. Świadomość tego, że takie "złe prawo" mną powoduje, daje przestrzeń wolności.

Tekst Eurypidesa zestawiła pani z pieśniami napisanymi w oparciu o cytaty Michela Foucaulta.

- Jest to zestawienie dwóch tekstów o sztuce władzy, skrajnie datowanych, to interesuje mnie najbardziej.

Na ile ta sztuka władzy przewartościowała się współcześnie?

- W Grecji wyrocznia delficka mówiąc: "poznaj siebie", mówiła "poznaj swoje miejsce". To świat hierarchiczny, gdzie bogowie patrzą na ludzi, a w otwartym amfiteatrze na widownię, która patrzy na chór, który patrzy na aktorów. Według Foucaulta władza ewoluowała w stronę "oglądania z ukrycia". Te dwie wizje nałożyłam na siebie i spróbowałam w teatrze uruchomić taki układ, co - myślę - jest atrakcją przedstawienia. Grają w "Elektrze" wszystkie loże, kamera zdejmuje stamtąd plany filmowe...

Język, kostium, przybliża nas bardziej do epoki Eurypidesa czy naszych doświadczeń?

- Nie musimy jeździć do Albanii, Czeczenii, aby spotkać się z opuszczonymi kobietami, które płaczą po swoich mężach czy synach, którzy zginęli na bezsensownych wojnach. Takie kobiety, które są chórem w "Elektrze", są stałym elementem historii. Żałoba nie mija. Poza dyskusją dotyczącą współczesnego karania - niszczenia ludzkiego wizerunku, nie nawiązuję wprost ani do czasów antycznych, ani naszych. To czas zamknięty w tej opowieści, świat skonstruowany przez nas.

Nie boi się pani, że tragedia antyczna do współczesnego widza przemawia jednak ze zbyt wysokich koturnów?

- Bardzo bym chciała, aby teatr był użyteczny do czegoś więcej niż sposób na spędzanie wolnego czasu. Ale proszę się nie bać. To będzie atrakcyjne przedstawienie i wbrew podejmowanym tematom, lekkie. G. Agamben uświadomił mi, że "zabawa jest narzędziem do poznawania świata". Uważam, że można robić przedstawienia, które dają ludziom radość, i jednocześnie opowiadać o rzeczach głębokich, zajmować się delikatnymi i tragicznymi sprawami. Lekkość pozwala na zbliżenie się do problemu i spojrzenie na niego z dystansem; na zachowanie jasności, godności, nawet w obliczu tragedii.

Wymieniając swoich "teatralnych mistrzów", z których czerpała pani podczas realizacji "Elektry", wskazuje pani... filozofów.

- Pierwszym i najważniejszym moim nauczycielem był... Dostojewski, który mówił że jego podstawowym zajęciem jest studiowanie człowieka. A to jest właśnie istota pracy w teatrze. Ponieważ nie znalazłam oparcia w narzędziach pracy, które oferowała mi szkoła reżyserska, pojawiali się tacy moi mistrzowie, jak Levinas Emmanuel, Arendt. Filozofowie uczą mnie, jak dobrze postawić problemy i szukać wzorów na życie ludzkie. Reżyser zajmuje się tym samym, inaczej świat, który proponuje, byłby niewiarygodny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji