Artykuły

Jaki to był rok?

Na ogół spokojne i letnie jest to nasze krakowskie życie teatralne, przypomina trochę stojącą wodę w stawie. Premiery ciche, bez elektryczności. Nie ma emocji, nie ma radości. Patrząc z perspektywy, w ubiegłym roku kalendarzowym ukazało się sporo zimnych, dziwacznych, wykalkulowanych przedstawień. Nie chcąc Państwu i sobie psuć humoru w nowym roku, spuszczam zasłonę miłosierdzia na tytuły poronionych przedstawień. I przypominam tylko najlepsze, w mojej ocenie, spektakle - pisze Elżbieta Konieczna w Miesiącu w Krakowie.

Na początek obrazek z teatralnych antypodów: W Nowym Jorku Janusz Głowacki, człowiek amerykańskiego sukcesu, przygląda się castingowi do swojej sztuki "Moc truchleje". Główne role z góry obsadzone, tłumy walą, by zdobyć drugoplanowe. Wielu aktorów przyjeżdża na casting z różnych miast, niektórzy przylatują samolotem aż z Los Angeles. Każdy ma przygotowane dwie sceny i jeden monolog. Jak wspomina Głowacki największe wrażenie zrobił na nim aktor, który czekał na swoją kolejkę w zaparkowanym pod teatrem rolls-roysie z szoferem i mimo to go nie wzięli. Nie wzięli też Kate Burton, córki Liz Taylor i Richarda Burtona i wielu innych znakomitości. Rolę Księcia dostała gwiazda "Rocky Horror Show" z Broadwayu Boris Hartley. Przyszła przystrzyżona na białego jeża i owinięta żelaznym łańcuchem. Powiedziała prawie basem, że lubi tę sztukę i żeby dostać rolę, jest gotowa zmienić kolor oczu, włosów, wzrost i płeć. Raz ją już zresztą zmieniała, ale jej się nie podobało i wróciła do starej. Zaczęły się próby, autor nadal jednak odczuwał uciążliwą niepewność losu, bo zwyczajowo na tydzień przed premierą na widowni pojawiał się dyrektor teatru i gdy mu się spektakl nie podobał, żeby uniknąć wstydu i złych recenzji, po prostu go zdejmował. Tym razem było w porządku, nie zdjął. Premiera. Dla Głowackiego - emigranta bez grosza przy duszy - być albo nie być. Wiedział, że jeśli zmarnuje szansę, drugiej w świecie brutalnego biznesu już nie dostanie. Przed przedstawieniem upił się na umór, trzeźwiejąc dopiero przy końcowych oklaskach, z których niczego nie wywnioskował. Na popremierowym przyjęciu nikt do niego nie podchodził, ponieważ do godziny dwudziestej trzeciej, kiedy przynoszono jutrzejszego "New York Timesa" z recenzją Franka Richa, nie było wiadomo, czy to klęska, czy sukces. Wreszcie pojawiają się gazeciarze ze stosikami "New York Timesów", towarzystwo wyrywa im gazety z rąk. Za moment Głowackiego otacza tłum wielbicieli, gratulując, obsypując go pocałunkami, nazywając wielkim pisarzem. Rich pochwalił sztukę. Na drugi dzień posypały się jedna za drugą świetne recenzje. Dalej - już Państwo wiecie - Głowacki rozpędził się ze startu i zrobił światową karierę.

Ech, te wściekłe emocje, nieprzekładalne na naszą rzeczywistość. Ten dyrektor, który zdejmuje przed premierą sztukę, żeby nie było wstydu i złych recenzji! Bo ma szacunek dla swoich i widzów pieniędzy. To pełne napięcia oczekiwanie na wyrok ferowany przez recenzenta z wypracowaną marką. Człowiek wkręcony w amerykańską spiralę produkcji sukcesu wie, że kryteria są jasne. Podobasz się tym, co płacą za bilety - w porządku. Nie podobasz się - spadaj! Robienie teatru to biznes jak każdy inny. Dobra inwestycja - powodzenie przedsięwzięcia - zysk. Co by się stało, gdyby w Krakowie jakiś dyrektor w 2007 roku zdjął przedstawienie, żeby oszczędzić sobie i teatrowi wstydu, a nam pieniędzy? Nie słyszałam o takim geście odwagi, natomiast w ubiegłym roku parę razy miałam ochotę uciec z teatru, gdzie pieprz rośnie. Oczywiście nie uciekłam, bo nie wypada, a poza tym w takiej sytuacji zawsze czekam z nadzieją, że może w ostatnim akcie coś błyśnie. Po premierze we wszystkich gazetach przedstawienie rozerwane na strzępy, ale idzie tak, jakby tych recenzji nie było. Zgoda, nie mamy w Krakowie Franka Richa, myślę jednak, że nie w tym problem. Nikt się tu krytyką nie przejmuje, bo wiadomo, że teatr nie splajtuje, nic złego mu się nie przydarzy, bo inaczej się go traktuje. Nie jak biznes, tylko Sztukę pisaną z dużej litery, a więc zwolnioną od wszelkiej odpowiedzialności.

Na ogół spokojne i letnie jest to nasze krakowskie życie teatralne, przypomina trochę stojącą wodę w stawie. Premiery ciche, bez elektryczności. Nie ma emocji, nie ma radości. Patrząc z perspektywy, w ubiegłym roku kalendarzowym ukazało się sporo zimnych, dziwacznych, wykalkulowanych przedstawień. Kalkulowali reżyserzy, głównie jakby tu rzucić widzów na kolana, po swojemu przerobić klasykę. Nie było w tym skromności, raczej choroba wielkości. Nie mówiąc o tym, co za sprawą tych awangardowych twórców musieli wyprawiać aktorzy. Pisałam o tym na bieżąco. Nie chcąc Państwu i sobie psuć humoru w nowym roku, spuszczam zasłonę miłosierdzia na tytuły poronionych przedstawień.

I przypominam tylko najlepsze, w mojej ocenie, spektakle: "Biesy" [na zdjęciu] w teatrze STU w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego, urodziwe, zrobione jakby ze szlachetnego kruszcu przedstawienie. Wierne Dostojewskiemu, ale współczesne, mądrze stawiające odwieczne pytania o istotę panującego w świecie zła. Odkrywczy "Otello" w Bagateli wystawiony przez młodego reżysera Macieja Sobocińskiego, który inteligentnie potrafi czytać mistrzów. "Łucja szalona" w teatrze Słowackiego w reżyserii też bardzo młodej reżyserki Magdaleny Piekorz - poruszająca m.in. pasjonujący temat ceny, jaką genialny twórca płaci za talent. Wszystkie te spektakle są również ciekawe aktorsko. "Klątwa" w Starym - znowu ciekawe, współczesne odczytanie klasyki przez reżyserską debiutantkę Barbarę Wysocką. "Oczyszczenie" Petra Zelenki również w Starym Teatrze - powiew świeżości ostrej, współczesnej tematyki. Zazdroszczę Zelence, zazdroszczę jego rodakom Czechom, że na co dzień potrafią się śmiać, przekłuwając balony pychy, egotyzmu i permanentnego pouczania innych. I wreszcie to, co znużone codziennością tygrysy lubią najbardziej - "Tango Piazzolla" - lekkie, rozśpiewane, roztańczone, pogodnie rozbrykane przedstawienie. W roku 2007 w Krakowie odbyło się sześć dobrych i bardzo dobrych premier - tak sądzę. Może przeoczyłam coś, czego nie widziałam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji