Artykuły

Gdańsk. Aktorskie pary w bibliotece PAN

Jak to jest z tymi pocałunkami na scenie - chcieli wiedzieć widzowie, którzy przyszli na spotkanie z małżeńskimi parami aktorskimi do czytelni biblioteki PAN.

- To specyficzny zawód - odpowiadała Joanna Kreft-Baka. - Pracujemy sobą, ciałem, dotykamy siebie nawzajem. Znajomi pytają mnie, co czuję podczas gorących scen? Nic nie czuję. Słyszę od reżysera, złap partnera wyżej, złap go niżej...

- A jak przyjmują takie sceny dzieci - dociekali widzowie?

- Jeśli są małe, nie jest najlepiej - przyznała Elżbieta Goetel. - Wyobraźnia podsuwa im rozmaite ciągi dalsze. Córka, kiedy miała jakieś siedem lat, chociaż wiedziała, że to jest teatr, udawanie, po obejrzeniu "Zemsty" Fredry, gdzie Zbyszek Olszewski grał Wacława, a ja Klarę dopytywała się - a co się dzieje za kulisami? Tłumaczyłam: Idę do swojej garderoby, a pan Zbyszek do swojej. Dobrze, a gdyby za kulisami był ksiądz, niepokoiła się, czy dałby wam ślub?

- Ona jest cywil - wyjaśniał mąż pani Elżbiety, Jerzy Dąbkowski. - Profesor Stanisława Perzanowska, jak ktoś z nas się ożenił, zawsze pytała: Z cywilem?

Aktorzy opowiadali o iluzji sceny, której ulegały ich dzieci.

- Premiera spektaklu "Królowa Śniegu" - mówi Joanna Kreft-Baka. - Na widowni siedzi moja mama z synem Łukaszem. Gdy Zbójcy porwali Gerdę, Łukasz zerwał się i na cały głos krzyknął: Oddajcie mi moją mamusię.

Maria Mielnikow-Krawczyk wspominała dzień, gdy wybrała się do teatralnej pracowni krawieckiej, aby przymierzyć mocno wydekoltowany, raczej wyzywający kostium. Towarzyszył jej syn. - Mikołaj (dziś utalentowany aktor) był strasznie oburzony i absolutnie zabronił mi wystąpić w tym kostiumie - opowiadała.

- Pamiętam reakcję córki po obejrzeniu "Wallensteina" Schillera, a miała już wtedy jakieś trzynaście lat - dodała Elżbieta Goetel. - W prologu grałam markietankę przy wojsku i na proscenium - po kolei "używało mnie" kilku panów. Byłam dosyć roznegliżowana. Oburzyło ją, że wzięłam udział w takiej scenie. Uważała, że jej mamie nie wypada tego robić.

Opowiadali też o wpadkach, co się dzieje, gdy aktor nie wyjdzie na scenę... O tym, że czas na scenie płynie inaczej mówił Mirosław Baka.

- Z Janem Jankowskim w "Pięknych dwudziestoletnich" byliśmy non stop na scenie. Pewnego razu wyjechaliśmy na gościnne występy do Słupska. Po nader udanym bankiecie, następnego dnia mamy przedpołudniowe przedstawienie. Janek zjawił się tak blady, że boimy się, czy spektakl się odbędzie. Cóż, zaczynamy. On bladł, zieleniał, w pewnej chwili podszedł do mnie na proscenium mówiąc: sorry muszę wyjść i... zniknął.

Zostałem sam. Widownia patrzy. Zaczynam robić monolog z dialogu. Spociłem się jak mysz w ciągu minuty. Coś opowiadam, kombinuję, nagle się obracam, patrzę, a obok stoi Janek. Byłem tak wściekły, że chciałem mu przegryźć tętnicę. Pytam później, czemu nie podszedłeś? A po co, tak ci dobrze szło - odpowiedział.

Po spotkaniu aktorzy otworzyli wystawę teatralnych zdjęć i programów - "Od przyjaźni i miłości na scenie i w rzeczywistości".

Na zdjęciu: Joanna Kreft-Baka i Mirosław Baka w "All Inclusive", Teatr Wybrzeże.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji