Artykuły

Somatyczne requiem

"O zwierzętach" to spektakl tłoczny i niewygodny, który ogląda się, jakby jego poszczególne części nie pasowały do siebie. Z powodów estetycznych trudno jest ów kontrast zaakceptować. Jednak musimy wybrać - gust albo autentyczność, teatr czarów albo odbicie rzeczywistości. - o spektaklu "O zwierzętach" w reż. Łukasza Chotkowskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pisze Borough of Islington z Nowej Siły Krytycznej.

Jak Elfriede Jelinek, to tylko w Bydgoszczy. Tym razem na deskach Teatru Polskiego możemy oglądać najnowszą sztukę austriackiej pisarki pt. "O Zwierzętach", którą wyreżyserował debiutant Łukasz Chotkowski. Warto zaznaczyć, iż jest to polska prapremiera dramatu.

Osobowość Jelinek pogrążona jest we mgle społecznych fobii. Oddziałuje to oczywiście na jej twórczość, którą można przeklinać lub podziwiać. Teksty mieszkającej we Wiedniu pisarki mogą być uważane albo za pornograficzny spazm bez artystycznej struktury, albo też za zbiór języka o cudownej mocy, który niczym drapieżnik otacza z wolna, by po chwili pochłonąć. Możesz być "za" Jelinek lub "przeciw", ale nigdy nie możesz wstrzymać się od głosu. Austriacka pisarka zbudowała swój świat z wykluczeniem uczucia obojętności, które jest źródłem spokoju i bezpieczeństwa obywateli zachodniego świata. Twórczość Jelinek to głos wroga, który naświetla to, co odwiecznie było schowane w najciemniejszych zakamarkach miejskich osiedli. Spektakl to spotkanie "oko w oko" z burzycielką stereotypów, zachowań i przeświadczeń, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić, to wezwanie do walki z własnymi wyobrażeniami.

Nie inaczej jest w "O zwierzętach", utworze wyklutym z wielkiej afery seksualnej, która wybuchła niedawno w Austrii. Polegała na handlu i wykorzystywaniu nieletnich dziewczyn z Europy Wschodniej. W skandal zamieszane były osoby z prominentnych środowisk (politycy, duchowni, prawnicy, biznesmeni). Tekst dramatu to surowy monolog, konglomerat wypowiedzi prostytutek, alfonsów i klientów. W spektaklu jest on rozłożony na cztery kobiece role grane przez Beatę Bandurską, Dominikę Biernat, Martę Ścisłowicz i Anitę Sokołowską. Tekst jest autonomiczny i góruje nad postaciami, które z łatwością przechodzą od stadium ofiary do kata, od osób pragnących prawdziwej miłości do cynicznych bogaczy, od ludzi do zwierząt. W spektaklu emocje kumulowane są przez słowa, którymi jesteśmy obrzucani i brudzeni. Aktorki niczym automaty wyrzucają z siebie zdania i równoważniki udekorowane seriami powtórzeń. Godzinny ostrzał tekstem o ludziach gnojonych i zniewolonych ma ogromne konsekwencje, tym bardziej, że zwykła dawka tego typu historii to 30 sekund, które aplikujemy sobie codziennie wieczorem w czasie oglądania głównego wydania serwisu informacyjnego.

Spektakl zbudowany jest wokół fizyczności i ciała, które zajmuje pozycję wyższą od tego, co wewnętrzne. W "O zwierzętach" ciało jest torturą i męką, przestrzenią, w której dzieje się powolny mord na wykorzystywanych kobietach. Ciało to także esencja degeneracji, fundament, na którym zbudowane jest to, co odhumanizowane. Doskonale oddaje to scena, gdy kobiety siedzą na czterech biurkach. Wyglądają one wtedy jak nienaturalnie powyginane rzeźby umiejscowione na postumentach, jak lalki, w których wszystko (począwszy od butów, na ustach skończywszy) istnieje tylko ze względu na żądze innych. Ciało jest dla tych kobiet źródłem bólu, nienormalności i choroby. To, co przeraża najbardziej, to stan podległości, który uniemożliwia kobietom wyrażenie jakiegokolwiek sprzeciwu. Trzeba zaznaczyć jednak, że Jelinek nie występuje przeciwko fizyczności jako takiej, ale daje sygnał, że miłość jest możliwa tylko wtedy, gdy będzie istniała równość między partnerami. "O zwierzętach" nie jest spazmem przeciwko cielesności, lecz przeciwko systemowi, który zaspokaja jednych kosztem drugich.

W twórczości Jelinek przewija się radykalny stosunek do religii katolickiej, który wypływa z feminizmu pisarki. Widać to także w "O zwierzętach". Tekst spektaklu zawiera wiele negatywnych wtrąceń, które ukazują katolicyzm jako religię, w której to męskość jest ważniejsza od kobiecości. Krytyce zostaje też poddana pruderyjność Kościoła, uznawanego przez Jelinek za instytucję pozbawiającą człowieka naturalnego stosunku do swojej cielesności. Doskonale oddaje to świetnie skonstruowana scena finalna, w której 29 kobiet (4 aktorki i 25 statystek) dyrygowanych jest przez mężczyznę. Tekst jest w tym miejscu wykrzykiwany, a modlitwa miesza się z gwałtem, oralność z boskością, wyobrażenie z rzeczywistością. Jest tylko cierpienie. Odkupienia brak. Ta końcowa symfonia to zrównanie sacrum z profanum. Krzyk wykorzystywanych kobiet jest różnicą, jaka wynika z przepaści dzielącej rzeczywistość od religijnych idei.

Konstrukcja spektaklu sprawia, że widz znajduje się w pułapce tekstu, że jest przez niego otoczony. Chotkowski pozwala rozbrzmiewać językowi Jelinek, pozwala by każde zdanie mogło gryźć i dusić. "O zwierzętach" to spektakl tłoczny i niewygodny, który ogląda się, jakby poszczególne jego części nie pasowały do siebie. Z powodów estetycznych trudno jest ów kontrast zaakceptować. Jednak musimy wybrać: gust albo autentyczność, teatr czarów albo odbicie rzeczywistości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji