Artykuły

Bawiąc uczyć?

Spektakl jest niewyszukany estetycznie. To po prostu przedstawienie bez ambicji podobania się i kształtowania gustów młodych widzów przez kierowanie ich w rejony bardziej wysublimowane - o spektaklu "Amelka, Bóbr i Król na dachu" w reż. Konrada Dworakowskiego w Teatrze Groteska w Krakowie pisze Monika Kwaśniewska z Nowej Siły Krytycznej.

"Amelka, Bóbr i Król na dachu" to współczesna baśń Tankreda Dorsta złożona z wątków zaczerpniętych z bajek nadreńskich. Opowiada historię Amelki (Iwona Olszewska) - dziewczynki, która w wieku dwóch lat została znaleziona na łące i "zaadoptowana" przez Panią Frygę (Małgorzata Sienkiewicz - Brożonowicz). Teraz jest już nastolatką, mieszka u Pani Frygi usługując jej i jej córce Mruksie (Monika Kufel). Amelkę poznajemy oczywiście w momencie przełomowym - tuż przed odmianą losu.

Dramat Dorsta zawiera typowe motywy większości baśni dla dzieci: wędrówka, zawieranie przyjaźni, wybory, niebezpieczeństwo i pokonanie przeciwności, a w końcu rehabilitacja. Podział na bohaterów dobrych i złych jest również jasno przeprowadzony i według niego w finale rozdane zostają nagrody i kary. Jest to więc wdzięczny materiał dydaktyczny dla dzieci - z tym, że jak mi się wydaje, jedynie tych najmłodszych - dopiero poznających świat bajek i baśni. Zwłaszcza w inscenizacji zaproponowanej w Teatrze Groteska. Połączenie naprawdę nieskomplikowanej i typowej historii z równie prostą metodą inscenizacyjną skutkuje bowiem spektaklem dość mało porywającym - zwłaszcza dla nieco starszych (niekoniecznie dorosłych) widzów.

Scenografia jest ascetyczna i dzięki temu podatna na przekształcenia. To pusta scena, na której pojedyncze elementy: metalowy "domko-samochodo-kurnik", sznur z bielizną, drzewa i zmienne tło zaznaczają poszczególne miejsca akcji. Nie jest to majstersztyk umowności, ale spełnia swoją funkcję i pomaga uniknąć "przegadania", które jest z kolei problemem kostiumów. Aktorzy opakowani są bowiem w gigantyczne przebrania dosłownie naśladujące cechy zewnętrze granych przez nie postaci: Gruszki (Maja Kubacka), Dyni (Dorota Stępień), Bobra (Krzysztof Prystupa), czy Psa (Paweł Mróz). Efekt jest dość kiczowaty i irytujący, a co gorsze - nie pozostawia miejsca wyobraźni.

Spektaklowi brakuje też zróżnicowania - przez co staje się monotonny i nudny. Pierwsza część to wędrówka Amelki, podczas której dziewczynka spotyka kolejne postaci, pomaga im i wyrusza w dalszą drogę. Już po chwili ta powtarzalność staje się męcząca i widz oczekiwałby jakiejś zmiany - jeśli nie w warstwie fabularnej, to przynajmniej inscenizacyjnej. Takowa jednak nie następuje. Amelka spotyka nowych i starych "przyjaciół" w różnych punktach sceny, po czym wyrusza w dalszą drogę przechodząc kilka kroków, lub znikając, by po chwili wyłonić się z przeciwległych kulis. Po przerwie spektakl robi się jednak ciekawszy i bardziej dynamiczny. Jest to nie tylko zasługą komplikacji fabularnych, ale też nowych "chwytów" teatralnych. Sekwencje w Szepczącym Lesie, do którego cały czas zmierza Amelka, zawierają bowiem liczne elementy teatru cieni. Nie wykorzystano jednak całego potencjału tej formy. Poziomowi tych fragmentów można zarzucić na przykład brak precyzji wykonania - dlatego, choć mogłyby oczarowywać - są tylko dość ładne i wygodne w problematycznych inscenizacyjnie momentach.

Pewne zastrzeżenia budzi również gra aktorska Iwony Olszewskiej w roli Amelki. Jej ekspresja ogranicza się do kilku wyolbrzymionych emocji - raz jest wielce zasmucona, raz głupkowato uśmiechnięta - a przez to jest całkowicie sztuczna i nijaka. Dużo ciekawiej wypadają na jej tle inne postaci - silnie przerysowane (ale w ich przypadku jest to uzasadnione), posiadają jednak choć cień ludzkich emocji (choć w większości są roślinami, lub zwierzętami), których Amelka wydaje się pozbawiona.

"Amelka, Bóbr i Król na dachu" jest spektaklem niewyszukanym estetycznie. To po prostu przedstawienie dla dzieci, bez ambicji szczególnego podobania się ich rodzicom, czy kształtowania gustów młodych widzów przez kierowanie ich w rejony bardziej wysublimowane. Spektakl pod względem teatralnym nie uczy właściwie niczego - na przykład odczytywania nowszych konwencji i estetyk stasowanych we współczesnych inscenizacjach. A to wydawałoby mi się dużo cenniejsze od prostej treści dydaktycznej obecnej w każdej książeczce dla dzieci.

Muszę jednak przyznać, że mali widzowie nie wydawali się rozczarowani spektaklem - a to oni są tu najlepszymi recenzentami. Skoro słuchają i klaszczą - mnie wypada zamilknąć i z pokorą przyznać, że na teatrze dla dzieci znałam się ostatnio jakieś piętnaście lat temu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji