Artykuły

Przedtem potem

ANDRZEJ HUDZIAK: elegancki pan, miły człowiek. Ale w teatrze ten elegancki pan z reguły niszczy swoje dobre maniery, defrauduje naszą sympatię. 30-lecie scenicznej pracy Andrzeja Hudziaka prowokuje do podsumowań.

Szalony Konrad Hudziaka z "Kalkwerku" Bernharda, schizofreniczny Zosima z "Braci Karamazow" Dostojewskiego albo bezsilny Prorok Wielkiego Znużenia z "Zaratustry" Nietzschego to role, które pokazują, do jakiego stopnia sztuka aktorska może stawać się sztuką transformacji.

30-lecie scenicznej pracy Andrzeja Hudziaka prowokuje do podsumowań. Te trzy dekady to z jednej strony wielkie role w klasycznych już spektaklach Krystiana Lupy, z drugiej wydłużona lekcja aktorskiej pokory. Najważniejsze role teatralne w spektaklach Lupy - w "Braciach Karamazow", "Malte" według Rilkego czy w "Kalkwerku" - Andrzej Hudziak zagrał dopiero w latach 90.; pierwszą wybitną rolę filmową - w "Parę osób, mały czas" Andrzeja Barańskiego - ledwie dwa lata temu. A jednak warto było czekać tak długo. Dzisiaj Andrzej Hudziak jest jednym z najważniejszych filarów zespołu Starego Teatru i jedną z najciekawszych aktorskich indywidualności swojego pokolenia.

W drugiej części "Lunatyków" według Brocha (1998 r.), w reżyserii Krystiana Lupy, Hudziak zagrał Godickego - marnego Łazarza chorych czasów. Martwy Godicke po trzech dniach został wykopany z ziemi. Żywy. Teraz rzęzi: "Kto nie umarł, niech stuli pysk". On przecież umarł, ale jednak nie zmartwychwstał do cudów. Nie będzie Chrystusem. Kiedy Godicke zbliża się w stronę widowni, z offu słychać śpiew dziewczyny (matki?): "Dziecko moje, dziecko boże". Macierzyńska ballada uprzedza człowieczy los. Świętego, który żył w grzechu. Nie zasłuży na odkupienie.

W zasadzie o każdej roli Hudziaka zagranej w spektaklach Krystiana Lupy można by napisać podobny tekst. Bo też wszystkie spotkania Hudziaka z Lupą były niemożliwymi próbami sprostania wielkiemu, karkołomnemu marzeniu: wizji podniesienia aktorstwa do stanu maksymalnego rozgorączkowania, w którym temperatura ducha rozsadzałaby prozaiczny termometr ciała. Dlatego szaleństwo Hudziaka jako Konrada z "Kalkwerku" stoi tak blisko zepsutej, dosłownie gnijącej, cichej świętości starca Zosimy z "Braci Karamazow". Jest tym samym artystycznym niepokojem, który na oczach widza staje się sceniczną prawdą. Obnażoną, emocjonalną, nie do zapomnienia.

Kilkadziesiąt ról teatralnych, telewizyjnych, kilkanaście filmowych. Niby satysfakcja, ale jednak także niedosyt. Gdyby nie spektakle Krystiana Lupy ów niedosyt zamieniłby się w wielkie rozczarowanie. Niestety, aktorstwo jest zawodem bezwzględnym. Talent, dyspozycja, wrażliwość - to jedno, ale najważniejsze są spotkania. Z właściwymi ludźmi, w odpowiednim czasie. Zastanawiam się na przykład, co mogłoby się wydarzyć, gdyby Andrzej Hudziak spotkał na swojej drodze kogoś takiego jak, powiedzmy, Werner Herzog. To byłoby przecież prawdziwe aktorskie trzęsienie ziemi - tyle że bez piorunów, bez zawodzeń i jęków. Z szaleństwem wewnętrznym, wsobnym i przerażonym. Z dygotem Hudziaka.

Tak, portrety polskich aktorów teatralnych zawsze wyglądają podobnie. Są oczywiście kroniką chwały i triumfów, ale także opisem niespełnionych nadziei i żalu, że nasz ulubiony artysta nie spotykał na swojej drodze mistrza, którzy dostrzegłby w nim więcej niż inni. Taki jest także casus Hudziaka. Pomimo wielu ról w różnorodnym repertuarze (tylko w ostatnich latach Andrzej Hudziak grał m.in. w trzech spektaklach Pawła Miśkiewicza "Przedtem/potem" Rolanda Schimmelpfenniga, "Auto da fe" Eliasa Canettiego, "Niewinie" Dei Loher, oraz w "Makbecie" Shakespearea w reżyserii Andrzeja Wajdy) aktor pozostał na stałe Konradem z "Kalkwerku" Lupy. Został jego aktorem: na dobre i na złe. Nikt nie spróbował w teatrze stworzyć Hudziaka na nowo. Inaczej niż Lupa. Zaprosić go do własnego świata. Być może ze strachu, a może jednak z lenistwa.

Jedynym reżyserem, który zobaczył Hudziaka odmiennie od twórcy "Maltego", był Andrzej Barański (notabene kolega Krystiana Lupy z jednego roku w Łódzkiej Szkole Filmowej). Dzięki Barańskiemu Andrzej Hudziak dostał szansę zagrania Mirona Białoszewskiego. Nie zmarnował ani jednej minuty. "Parę osób, mały czas" to jeden z najpiękniejszych polskich filmów ostatnich lat. Opowieść o spotkaniu Jadwigi Stańczakowej (rewelacyjna Krystyna Janda) i Białoszewskiego: poety widzącego szeroko otwartymi oczyma swój świat wewnętrzny. Zewnętrzność Jadwigi skojarzona z osobnością Mirona ułożyła się w subtelny uczuciowy portret. Miron i niewidoma Jadwiga potrzebowali swojej obecności: ale nie ciała. On był introwertycznym gejem, ona za wszelką cenę chciała zagadać czeluście milczenia, które kryły się pod jej wszystkimi wykrzyknikami. Oboje odnaleźli w sobie własne strony osobowości, których dotąd nie dopuszczali do głosu. Miron był dla Jadwigi jej nieprzespanymi nocami, jej talentem i depresją; ona była dla wielkiego poety szczerym uśmiechem, który zawsze umierał w drodze z serca do mięśni twarzy. Dzięki filmowi Barańskiego i wybitnej kreacji Hudziaka - ów uśmiech na zawsze został uwieczniony. Innego Mirona nie poznamy.

Teraz, przy okazji pięknego jubileuszu tego niezwykłego aktora wszystkie zdarzenia z jego biografii wydają się mieć równie ważne znaczenie. Dzieciństwo na Śląsku. Młodzieńcze egzaltacje - nastoletnie happeningi oparte na muzyce Pink Floyd, które Hudziak aranżował w duecie ze znanym dzisiaj reżyserem Lechem Majewskim ("Wojaczek"), 30-letni romans ze Starym Teatrem, dwanaście wspólnych spektakli z Krystianem Lupą, "Parę osób, mały czas" Barańskiego, wreszcie najnowszy film Małgorzaty Szumowskiej, w którym Hudziak gra główną rolę ojca głównej bohaterki (pierwowzorem tej postaci był Maciej Szumowski)... Czas przyszły - czas przeszły. Niedokonany.

***

Trzy lata temu spotkaliśmy się w Warszawie na planie filmu Andrzeja Barańskiego. Pomiędzy zupą w przerwie zdjęciowej a artystycznym daniem głównym (plan filmowy) zobaczyłem twarz aktora, który niosąc w sobie pamięć wszystkich ról zagranych w spektaklach Lupy, jest gotowy do nowych grymasów, nieoczekiwanych wyzwań. Oby film "Parę osób, mały czas" okazał się dla Andrzeja Hudziaka kolejnym początkiem. Nowych osób, ciekawego czasu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji