Artykuły

Z serialami bywają problemy

- Aktor to poniekąd zawód jak każdy inny. Kiedy w twoim zawodzie nie ma pracy, trzeba się przebranżowić. Seriale dają pracę aktorom i pozwalają im osiągnąć sukces, czyli utrzymywać się, uprawiając swój zawód. Teatr dziś już nie daje takiego komfortu - mówi DARIUSZ KOWALSKI, aktor Teatru Nowego w Łodzi.

We wtorek [15 stycznia] w TVP zobaczyliśmy tysięczny odcinek serialu "Plebania". Od początku gra w nim Dariusz Kowalski, na co dzień aktor Teatru Nowego. - Nie bardzo miałem czas na oglądanie seriali, więc pomyślałem sobie, że dobrze byłoby w jakimś zagrać - mówi serialowy Janusz Tracz

Krzysztof Kowalewicz: Jest Pan w serialu od pierwszego odcinka. Pamięta go Pan jeszcze?

Dariusz Kowalski: Chyba tak. Zdaje się, że było tam pierwsze spotkanie z nowym wikarym Adamem i bójka w restauracji "Andżelika".

Przez lata dużo się zmieniło na planie?

- Sporo. Wypiękniała restauracja, zmienił się dom Tracza... Kalejdoskop postaci przesuwa się nieustannie przed oczami widzów. Niektórym zdążyły wyrosnąć pierwsze siwe włosy na skroniach. A poza tym dwie ekipy zdjęciowe mają znacznie więcej pracy, bo "Plebania" emitowana jest teraz pięć razy w tygodniu, a nie trzy, jak to było na początku. Na szczęście atmosfera na planie ciągle jest dobra i przyjazna.

Tysięczny odcinek jest dla Pana jakimś szczególnym przeżyciem?

- Z tej okazji zorganizowano specjalny telewizyjny koncert (emisja w środę - przyp. kk), podczas którego główni bohaterowie mieli przed kamerami krótkie rozmowy na temat granych postaci. To rzeczywiście było przeżycie dość szczególne, nie tylko dlatego, że jako aktor zwykłem się wypowiadać publicznie raczej przy użyciu cudzego tekstu, ale przede wszystkim dlatego, że rozmowa zeszła na temat dobra i zła, a szczególnie, czym jest zło, skąd się w człowieku bierze i jakie konsekwencje wywołuje w życiu. Pomyślałem, że po takie refleksje wolałbym skierować panią redaktor na przykład do Ojców Dominikanów. To całkiem niedaleko teatru, w którym pracuję, a jednak zupełnie inny adres. Potem jednak w jakiś szczególny sposób dotarło do mnie, że życie ode mnie wymaga codziennej odpowiedzi na te pytania i że ta odpowiedź jest tym ważniejsza, im trudniej ją znaleźć, bo nie chodzi tu wcale o wielką filozofię, tylko o konkrety. Banalne? Być może, ale ta refleksja warta była niejednego tysiąca odcinków "Plebanii".

Końca "Plebanii" nie widać?

- Na razie chyba nie. Może między innymi dlatego, że skoro już mówimy o złu i dobru, mamy stałą grupę wiernych widzów, którzy widocznie cenią sobie to, że mogą oglądać historię, w której, jak to w życiu, ludzie zmagają się z szarą codziennością, dobro nieustannie walczy ze złem i przy tym wszystkim można wyraźnie odróżnić jedno od drugiego. Myślę, że ludzie mają w sobie tęsknotę do prostych historii, jasnych komunikatów. To chyba zostaje nam z dzieciństwa - najpiękniejszego okresu życia.

Co robiliby dzisiaj Polscy aktorzy gdyby nie seriale?

- Aktor to poniekąd zawód jak każdy inny. Kiedy w twoim zawodzie nie ma pracy, trzeba się przebranżowić. Seriale dają pracę aktorom i pozwalają im osiągnąć sukces, czyli utrzymywać się, uprawiając swój zawód. Teatr dziś już nie daje takiego komfortu.

Czy jednak telewizyjne tasiemce nie stały się przekleństwem Pana zawodu?

- No cóż, tak po prostu jest, tak wygląda dzisiaj rynek usług aktorskich. A prawdziwe przekleństwo tego zawodu to kiedy aktor, po latach mówienia cudzym tekstem i wystawiania na sprzedaż emocji i uczuć nie potrafi już ich uporządkować, zapomina, jak się nazywa, zapomina o swoim prawie do wolności i nie jest w stanie odnaleźć brzmienia własnego głosu. Bywa i tak. To jest dopiero kłopot. Chociaż i z serialami bywają problemy

No i jeszcze zawodowym aktorom rośnie konkurencja amatorów robiących karierę właśnie w serialach, którzy później gwiazdują chociażby w programie "Jak oni śpiewają".

- Przecież nie ma obowiązku oglądania wszystkiego, co serwuje telewizja. Na szczęście pracuję w teatrze, czyli tam, gdzie widz z natury rzeczy jest bardziej wymagający. Przecież już do samego pójścia do teatru potrzeba pewnego wysiłku, począwszy od podjęcia decyzji, dokonania wyboru, aż po fizyczne pokonanie dystansu, zwykle znacznie dłuższego niż droga z kuchni do salonu przed telewizor. Jestem bardzo wdzięczny wszystkim widzom, którzy przychodzą do teatru, żeby nas oglądać. Oby zawsze teatr był tam, gdzie być powinien, to znaczy schowany głęboko w sercu, choć jednocześnie leżący gdzieś na marginesie rzeczywistości; hodowany jako coś bardzo ulotnego, z naiwną wiarą w to, że może pomagać człowiekowi spojrzeć na siebie z boku, bez złudzeń, ale też bez podsuwania mu krzywego zwierciadła. Że może pomagać mu uwierzyć, a nie zwątpić.

Dariusz Kowalski (ur. 1963) ukończył PWST we Wrocławiu. Od dekady jest aktorem Teatru Nowego. Obecnie można go oglądać w spektaklach: "Małe zbrodnie małżeńskie" i "Wszystko z miłości". Poza "Plebanią" zagrał w m.in. fabułach "Strajk" Volkera Schlondorffa i "Komornik" Feliksa Falka

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji