Artykuły

Wolna amerykanka

"Iwona" w reż. Piotra Cieślaka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku - Kulturze.

Zamiast dworu - podwórko. Zamiast króla Ignacego - rzeźnik Król. No i Iwona, żydówka z getta. Piotr Cieślak w Teatrze Dramatycznym w Warszawie "poprawił" Gombrowicza. Widz ze wstydu wlazł pod fotel.

Z Witoldem Gombrowiczem nie ma lekko. Próby uaktualniania, unowocześniania, dopisywania jego dziełom jedynie słusznych tez nieodmiennie kończą się kompromitacją. Na podobnym, co Cieślak, tylko o wiele subtelniej przeprowadzonym zabiegu, przejechał się swojego czasu Jan Jakub Kolski, realizując film według "Pornografii". Pobudki działań Fryderyka, reżyserującego przewrotnie własny teatr ludzko-ludzki, próbował wytłumaczyć obozową przeszłością bohatera. Tyle że autor "Ślubu" nie znosi takich podpórek.

Piotr Cieślak nie bawi się w żadne niuanse. Reżyseruje "przodem do przodu i tyłem też do przodu", jak mawiał Edek z Mrożkowskiego "Tanga". W świecie literatury porusza się z właściwym mu wdziękiem. Inscenizacja warszawskiego Teatru Dramatycznego, przygotowana (sic!) na jubileusz 50-lecia jednej

z najważniejszych polskich scen, do cna wykorzystuje panoszący się dziś prawie wszędzie schemat, a przy okazji doszczętnie go ośmiesza. Skoro wszystko wolno, autor, Bogu dzięki nie żyje i nie będzie protestował, sprawdźmy, gdzie są granice inwencji inscenizatora barbarzyńcy. Był w "Iwonie, księżniczce Burgunda" królewski dwór, widzianyjako co chwila ośmieszana ostoja formy? Stanowił prze-śmiewczo traktowaną stronę konfliktu między wysokim a niskim, odzwierciedlenie zniewolenia w świecie norm i konwenansów? Był, stanowił. I co z tego? Wystarczy chwila olśnienia i w głowie reżysera, który z modnymi chce się ścigać, powstaje fantastyczny koncept. Zlikwidujmy dwór, z dam zróbmy leciwe bielanki (niemal dosłowny cytat z "Burzy" Warlikowskiego), z króla rzeźnika o nazwisku Król, z królowej kretynkę o nazwisku Król, z Szambelana podejrzanego typka o manierach szpicla. Przecież tak też może być, bo wszystkie chwyty dozwolone. Książę Filip, to jest, przepraszam, Filip Król stanie się w tym układzie nie żadnym następcą tronu, ale spadkobiercą rzeźniczego interesu. W czarnym uniformie, z głosem imitującym krzyk wodza, z punktu byłby przyjęty do Hitlerjugend. A skoro Filip z Hitlerjugend, a blondwłosa Iza nie pozostawia złudzeń w kwestii "właściwego" pochodzenia, Iwona musi być obca. Obca to znaczy żydówka z getta, w pierwszej scenie przerzucona przez mur. I wszystko jasne. Dla swej rewolucyjnej interpretacji Piotr Cieślak znajduje wytłumaczenie. Gombrowicz znał Zuzannę Ginczankę, młodą poetkę żydowskiego pochodzenia, rozstrzelaną przez hitlerowców. A Cieślak dostrzegł w niej Iwonę, unieważniając tym samym arcydramat Gombrowicza, zabijając jego ironię i przewrotny humor.

W zamian oferuje spektakl niemiłosiernie nudny i rozwlekły. Aktorstwo jest tak nieporadne, że ze współczucia dla wykonawców najlepiej byłoby przemilczeć ich nazwiska. Choć swoją drogą dziwię się artyście klasy Mariusza Benoit, że przyłożył rękę do tak pomyślanego przedsięwzięcia. "Iwona" z Dramatycznego budzi bowiem wstyd i obrzydzenie. Pozostawia poczucie żerowania na cudzej dramatycznej biografii, wykorzystanej na potrzeby inscenizacji krańcowo ordynarnej, a przy tym pozbawionej sensu. Przykry jubileusz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji