Artykuły

Ocalić Eurodisneyland

Rola Producenta prowadzona jest przez Łukaszczyka konsekwentnie, przekonująco, ale bez fajerwerków. Owszem, udaje mu się najtrudniejsza sztuka w monodramie - przykuć uwagę widza na cały spektakl, ale chwilami odczuwa się niedosyt - o spektaklu "Produkt" w reż. Jakuba Kamieńskiego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym pisze Karolina Barańska z Nowej Siły Krytycznej.

Mark Ravenhill znany jest w Polsce dzięki dwóm sztukom: "Shopping and Fucking" i "Polaroidom". Podtytuł tego drugiego utworu brzmi "Kilka ostrych zdjęć" i w zasadzie tak właśnie można scharakteryzować te dramaty. Mocno osadzone w rzeczywistości bezmyślnego konsumpcjonizmu, narkotycznego uzależnienia i pozornej wolności seksualnej, która powoduje jeszcze większe zniewolenie. Wyraziste obrazy tworzą świat chorych, sztucznych relacji międzyludzkich, przegranego świata. Szybkie cięcia, błysk flesza uwidaczniający na moment kolejną brutalistyczną, naturalistyczną scenę.

"Produkt", monodram z 2005 roku, pozbawiony jest podobnego połamania tekstu, a zarazem siły oddziaływania. Nie ma porażać ani elektryzować. Banalna historyjka o producencie filmowym, nakłaniającym znaną aktorkę do udziału w filmie, stanowi punkt wyjścia do analizy dwóch zagadnień - pułapek show-biznesu oraz islamskiego terroryzmu, który po przetrawieniu przez kulturę masową staje się produktem gotowym do sprzedaży. Sam autor lubi powtarzać, że opowiada historię Bridget Jones wyruszającej na Dżihad.

Przed wejściem na Scenę Inicjatyw Aktorskich, gdzie odbywa się spektakl, oglądamy wizualizację Spectribe'a: na suficie wyświetlona zostaje upozorowana sonda uliczna, w której uczestnicy odpowiadają na pytanie: "Co robiłem 11 września 2001 roku?". Jak łatwo się domyślić, padają dość trywialne odpowiedzi: "To były imieniny mojej mamy, siedziałyśmy w kawiarni i jadłyśmy ciastka", "Byłam w szkole", itp. Z czasem pojawiają się "próby analizy" zamachu na WTC, a nawet podejrzenia o amerykańską prowokację.

Chwilę później, siedząc już w rzęsiście oświetlonej sali, jesteśmy świadkami spotkania Aktorki (Anna Ilczuk) i Producenta (Piotr Łukaszczyk). Kobieta słucha streszczenia filmu, w którym miałaby zagrać. Jest to opowieść o młodej Amerykance rodem z popularnych seriali - dobra praca, duże zarobki, piękne mieszkanie i brak stałego partnera. Pewnego dnia w uporządkowanym życiu Amy pojawia się Mohammed, islamski terrorysta. Wielka miłość wznosi się ponad podziałami na fundamentalizm i demokrację, dobro i zło. Kicz-story opowiadane przez producenta stopniowo zaczyna sięgać granic absurdu - w mieszkaniu bohaterki pojawiają się członkowie Al-Kaidy, Osama Bin Laden pocałunkiem złożonym na jej czole zezwala na udział w samobójczym zamachu w Eurodisneylandzie, Mohammed podpala się przy użyciu benzyny, a następnie stapia się z ukochaną w miłosnym uścisku, wypada z okna wieżowca, by ostatecznie wylądować w basenie.

Takich "smaczków" jest w tej opowieści sporo. Każdy stanowi karykaturę rzeczywistości, brzmi śmiesznie, tandetnie, głupio. Odsłuchiwana wiadomość od Troya, który dzwoni z jednej z wież chwilę po uderzeniu samolotu, budzi jedynie sarkastyczny uśmiech, podczas gdy z takich właśnie nagrań często składały się relacje telewizyjne i radiowe po zamachu w 2001 roku. Wszystko spowszedniało, nabrało przerysowanych cech. Powstać może jedynie ckliwe love katastrofa story, nędzna kopia "Titanica" czy "Pearl Harbour", powielająca stereotypy i taśmowo tworząca wszelkiego rodzaju uproszczenia.

Rola Producenta nie jest łatwa - oprócz cynicznego biznesmena jest też narratorem i wszystkimi bohaterami opowieści. Problem odbiorcy monologu jest tu rozwiązany poprzez wprowadzenie postaci Aktorki. Anna Ilczuk nie wypowiada ani jednego słowa, pełni jakby funkcję fatyczną w spektaklu - gdy absurd historii o Amy sięga zenitu, reaguje głośnym śmiechem, innym razem gra jedynie twarzą, pokazując zaciekawienie, ironię lub niedowierzanie. Początkowo wyniosła gwiazda powoli staje się przedmiotem, tytułowym produktem. Odgrywa wszystko, co nakazuje Producent: smutek, przerażenie, a nawet "orgazm wszystkich swoich orgazmów". Gubi się w manipulacjach, jakim poddaje ją mężczyzna i ostatecznie próbuje zdobyć rolę najpierw przez erotyczny taniec, a później przez seks oralny. Upokorzona przez Jamesa jest już tylko nic nieznaczącym elementem hollywoodzkiego przemysłu.

Rola Producenta prowadzona jest przez Łukaszczyka konsekwentnie, przekonująco, ale bez fajerwerków. Owszem, udaje mu się najtrudniejsza sztuka w monodramie - przykuć uwagę widza na cały spektakl, ale chwilami odczuwa się niedosyt. Złożoność tego monologu daje dużo większe możliwości różnicowania wypowiedzi, których aktor nie wykorzystuje.

Reżyser nie ustrzegł się przed zgubnym naśladownictwem i brakiem samodzielności - wizualizacje i muzyka DJ Patricii zbyt jawnie nawiązują do estetyki przedstawień Redbada Klynstry. "Produkt" Ravenhilla to krytyka trywializacji kultury, zataczającej coraz szersze kręgi zgodnie z zasadą "wszystko na sprzedaż". Paradoksalnie sam tekst także balansuje na granicy banału, trudno bowiem pozbyć się wrażenia, że otrzymujemy stary towar w nowym opakowaniu. Dobrze zagrany może jednak stanowić istotny głos przeciwko amerykańskiej komercjalizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji