Artykuły

Chodząc tyłem

"Pippi Pończoszanka" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Magdalena Foks w Teatrze.

Idąc na "Pippi Pończoszankę", to coś między Fizią a Langstrump, zastanawiałam się, dlaczego właściwie Teatr Dramatyczny wystawia to przedstawienie, chociaż niemal nie grywa spektakli dla dzieci. Nie z miłości przecież do kultury szwedzkiej. Stanęłam więc zrazu po stronic przeciwników Pippi. Tymczasem moja podejrzliwość została skarcona, dostałam prztyczka w nos. I dobrze.

Najpierw Pippi. To prawdziwa gwiazda. I wielka rola, bo wbrew powszechnemu mniemaniu wielkie role zdarzają się również w przedstawieniach dla dzieci. Dominika Kluźniak jest Pippi w stu procentach. Ma świetne warunki, niewysoka, szczupła, ruda, cudownie zręczna, a jej głos... trzeba go słyszeć: trochę dziecięcy z leciutką chrypką, bardzo donośny jednocześnie. Aktorka jest ucharakteryzowana na Pippi z ilustracji książkowych i pamiętnego szwedzkiego filmu. Nosi krótką sukienkę na szelkach, za duże trzewiki, pończochy z grubej bawełny, nie do pary, zwijające się wokół kostek w malownicze obwarzanki. Fryzura obowiązkowa: sterczące rude kitki giętkie jak druciki. Pippi-Dominika nie międli fartuszka, nie składa buzi w ciup, nie robi wielkich oczu. Porusza się inaczej: jest lekko przygarbiona, stawia długie kroki, ale jej chód jest bardzo lekki - aktorka prawie podskakuje. Swoje historie jakby zmyśla na oczach widzów,

a nie przywołuje ich, wyuczonych, z aktorskiej pamięci. Kluźniak udaje małpiszona, zawodnika sumo, drapie się po głowie, posapuje, chichocze. Ma się nawet wrażenie, że bardziej to sobie przypomniała, niż wymyśliła. Podczas ukłonów aktorka nie wychodzi z roli. Wielu widzów mogłoby przeżyć szok.

Kilka cech Pippi zostało przez interpretatorów i twórców spektaklu podkreślonych szczególnie. Pippi kłamie, a raczej zmyśla tak, że "język jej czernieje". Historyjek dziewczynki nie można jednak nazwać po prostu kłamstwem, bo Pippi nie chce nikogo oszukać ani wprowadzić w błąd. Ją po prostu rozsadza żywioł niestworzonych historii, on się z niej wylewa szeroką, niepohamowaną falą. Pippi zaraża, przemienia. Stłumiona Annika pod wpływem Pippi wyje jak wilk i huczy jak sowa. Miejscowy stróż prawa próbuje ugryźć się w nos, a włamywacz przeprowadza lekcję polki galopki. Pippi kreuje rzeczywistość, co ma odbicie w rzeczywistości scenicznej. Kiedy wkłada nagłowę wiadro, reflektory przygasają i zapada teatralna noc. I już nie wiadomo, czy to tylko projekcja rozbuchanej wyobraźni, czy może rzeczywiście "ta mata to dziwna jest", jak mówi policjant. Pippi działa z zaskoczenia, ma sposób na każdego przeciwnika. Atleta, Silny Adolf, przegrywa walkę z Pippi, ale do prawdziwego nokautu doprowadza go niewinny z pozoru buziak w policzek. Mimo sprytu i zaradności Pippi nic jest dziwną hybrydą, "starą-malutką", ale dzieckiem, choć niezwyczajnym. Zawsze mówi to, co myśli, jest prostolinijna, a kiedy nie zmyśla, to nigdy nie kłamie. I prowokacyjnie, po dziecięcemu, "cholerrrnie" sobie przeklina.

Agnieszka Glińska, konstruktorka całej tej frajdy, precyzyjnie rozłożyła akcenty budujące napięcie i eksponujące treść. Początek: Pippi przechodzi tylem przez scenę. Ktoś zwraca jej uwagę: "Przodem się chodzi!". "Ja chodzę tyłem, to przecież wolny kraj" - pada odpowiedź. I juz wiadomo, rzecz będzie o wolności. Pippi jest odmienna i taką stara się pozostać. Jest dzieckiem, a mieszka sama, jest mała, a uniesie koma, jest bystra, a nie umie czytać. Pippi przełamuje wszystkie rytmy. Nie pasuje do rozśpiewanej klasy, która wykonuje taneczne układy rodem z musicalu, pod wodzą nauczycielki dyrygentki intonującej mormorando, w którym rozpoznajemy piosenki ABBY. Psuje proszony podwieczorek mamy Anniki i Tommy'ego, wpadając głową w tort z kremem. Nie rozumie, czemu zaproszone panie obgadują swoje służące, zamiast same zabrać się do solidnej roboty. Doprowadza do rozpaczy Panią Prysselius, wysłanniczkę Towarzystwa dla Dobra Dziecka, która świetnie zna przepisy i wie, ze małe dziecko nie może mieszkać samo, a skoro tak, to potrzebuje opieki. Opieka to słowo klucz. Wszyscy chcą zapewnić Pippi opiekę. Opieka zaś to nie tylko czułość, bezpieczeństwo i troska, ale też zespól zasad, którym trzeba się podporządkować. A tego Pippi unika jak ognia.

Żeby nie było zbyt prosto i słodko, szybko okazuje się, ze wolność wiele małą Pippi kosztuje. Zwariowane przedstawienie chwilami robi się naprawdę poważne. Niesforny "rudy bachor" cały czas czeka na zaginionego tatę, którego piracka tusza miała ocalić od utonięcia gdzieś na morzach południowych. Pippi śni o tacie i mamie-aniele, przechwala się nimi. Pani Prysselius proponuje Pippi, że ją do siebie przygarnie, bo chce w ten sposób rozwiązać problem własnej samotności. Pippi także jest samotna, ale jednocześnie lojalna wobec taty i nawet przez chwilę nie wątpi w jego szczęśliwy powrót. Trzon fabuły przedstawienia stanowią więc ciągłe próby umieszczenia Pippi w domu dziecka. Dziewczynka, choć niezwykle silna i sprytna, opiera się im z coraz większym trudem. Jej świat staje na krawędzi katastrofy.

Działania aktorów ogarniają całą salę teatralną. W przypadku przedstawienia dla dzieci, które jak wiadomo z większym trudem skupiają uwagę, wszelkie zabiegi dynamizujące spektakl wydają się zasadne. Willa Smiesznotka stoi na obrotowej scenie, dzięki czemu raz zaglądamy do Pippi przez okno, innym razem od kuchni. Aktorzy co chwilę pojawiają się na widowni. Loża zamienia się w okręt piratów. Pippi jest wszechobecna. Wchodzi na dach, na pokład okrętu jest wciągana po linie, zawieszona na flugu lata nad sceną.

Scena jest przestrzenna, scenografia dość prosta. Pozostaje wiele miejsca dla symultanicznych działań licznego zespołu aktorskiego. Na początku poznajemy miasteczko, w którym mieszka Pippi. Przez scenę przechodzi rozśpiewana klasa, przejeżdża policjant na rowerze, ktoś śpieszy się na zakupy. Podobnie dzieje się podczas festynu: ludzie kręcą się wokół oświetlonego straganu, tańczą polkę, inni rozmawiają. To jasno i czytelnie skomponowane obrazki, którym towarzyszy grająca na żywo kapela Sambora Dudzińskiego. Muzyka jest zresztą dużą zaletą tego przedstawienia. Różne dziwne instrumenty, skrzeczące, dudniące, odrobinę jarmarczne, może trochę cyrkowe. Grajkowie są pełnoprawnymi bohaterami przedstawienia, wychodzą na scenę, łączą się z barwnym tłumkiem. W teatralnym kramie jest jeszcze wiele atrakcji: teatr cieni, slapstickowe gagi policjantów próbujących złapać Pippi, różnorodne światła: neony, świetlówki, małe lampki zamieniające sufit Willi Smiesznotki w nocne niebo. Mnogość środków, jednak stosowanych z umiarem i wyczuciem, pozwala uzyskać zaskakująco jednolity wyraz całości.

Czy więc ten spektakl jest wybitny? Z pewnością radość tworzenia przełożyła się w nim na radość odbioru. Rozglądając się po widowni, miałam wrażenie, że nie ja jedna tak sądzę. Ja po prostu cieszę się, że zobaczyłam ten spektakl. I nawet nos mnie już nie boli.

Magdalena Foks - absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji