Artykuły

Świąteczny cud krytyka

Mówi się, że okres Świąt i Nowego Roku to czas cudów, kiedy nawet krytycy teatralni mówią ludzkim głosem. I rzeczywiście, w tym roku mieliśmy do czynienia z prawdziwym cudem: Jacek Wakar, nieprzejednany krytyk Krzysztofa Warlikowskiego, zaczął pisać o jego teatrze entuzjastycznie - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Jeszcze niedawno Warlikowski [na zdjęciu] mógł liczyć u recenzenta "Dziennika" co najwyżej na lekceważące politowanie: "Warlikowski przekroczył granicę śmieszności", jego "reżyserskie praktyki są kpiną z dobrego smaku", Warlikowski "używa teatru, by się wypromować i jak najdrożej sprzedać", reżyser "za nic ma grecką tragedię, Eurypidesa, tradycję antyku", "rozwalił Szekspirowi arcydzieło", "drwi także z widzów, bo to, co pokazuje, właściwie nie jest teatrem".

Otwieram "Dziennik", a tam inny Wakar, ciepły, po ludzku przejęty, pełen zachwytu dla twórcy, którego spektakle jeszcze niedawno nazywał "kpiną z dobrego smaku": "Po pierwsze - Krzysztof Warlikowski. Narodził się dla mnie powtórnie, kiedy już prawie trzy lata temu wyreżyserował Kruma Levina w TR Warszawa. Już wtedy wydawało się, że polski światek jest za ciasny dla jego teatru i dla niego samego" - pisze Wakar w podsumowaniu roku i zachwyca się inscenizacją "Aniołów w Ameryce" ("wspaniale skomponowana opowieść dotyka czystym bólem i najmocniejszym wzruszeniem"), którą stawia na równi z "Miłością na Krymie" Jerzego Jarockiego - "inscenizacjami niemal arcydzielnymi, które dyktują poziom rozmowy o polskim teatrze".

Z kolei w recenzji Wakara z książki Piotra Gruszczyńskiego "Szekspir i uzurpator" czytamy, że Warlikowski "jawi się jako artysta pięknie i głęboko wątpiący", który "dojrzał do żmudnych studiów nad literaturą". "Warlikowski, zdzierając z dramatów wierzchnie warstwy, pragnie dotrzeć do sedna. Paradoksalnie, czytając jego autoanalizy, przypominają się sceny z dawnych przedstawień i na nowo układają w głowie łatwiej i logiczniej" - wyznaje recenzent. A więc W. już nie kpi z dobrego smaku, ale dotyka czystym bólem, nie rozwala Szekspirowi arcydzieła, lecz zdziera wierzchnie warstwy, pragnąc dotrzeć do sedna.

Skąd ta przemiana? Czyżby Wakar zmienił zdanie na temat Warlikowskiego? Nic podobnego, to Warlikowski dorósł wreszcie do Wakara. A wszystko stało się jednego wieczoru, podczas premiery "Kruma", kiedy to reżyser urodził się na nowo. Ale oddajmy głos krytykowi: "Był marzec ubiegłego roku. Usiadłem na widowni TR Warszawa, by obejrzeć Kruma . Kiedy zgasło już światło, tuż obok zasiadł reżyser. I nie zobaczyłem w nim pana sytuacji, przychodzącego świętować swój kolejny triumf. Raczej człowieka pełnego niepewności, wraz z aktorami trawiącego całkiem świeże przedstawienie. (...) W trakcie tego intymnego seansu miałem poczucie, że obcuję z innym Warlikowskim".

Dwie godziny intymnego obcowania z Wakarem zmieniły karierę reżysera. Posypały się propozycje z kraju i zagranicy, nawet "Teatr" przyznał mu swoją nagrodę. Powinna to być ważna wskazówka dla innych twórców, niedocenianych przez Wakara. Nie zapomnijcie przy najbliższej premierze zarezerwować miejsca obok surowego krytyka. Po tym seansie wasz teatr nie będzie już taki sam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji