Malarz w teatrze
OSTATNIE lata przyniosły kilka wybitnych przedstawień, sztuk Witkacego, które dowiodły, że jego twórczość może być całkowicie zrozumiała i dostępna dla każdego normalnie przygotowanego widza. Przedstawienia Jarockiego, Prusa, Skarucha przekazywały nie tylko formę, ale myśl Witkacego, która gra w jego sztukach rolę wcale nie mniej ważną.
Pod tym względem przedstawienie Szajny (skomponowane na kanwie kilku utworów Witkacego) jest wyraźnym krokiem wstecz. Są w tym spektaklu urzekające kompozycje plastyczne, które dowodzą raz jeszcze, jak wybitnym scenografem i malarzem jest ten artysta. Nie ma jednak myśli, bez której sztuki Witkacego tracą przynajmniej połowę swych walorów. Jest tylko Czysta Forma. W programie czytamy deklarację programową Szajny: "Nowa figuracja artystyczna teatru otwartego zmierza do jedności całkowitej, do zbiorowego aktu twórczego. Sztuka ta rodzi się na przecięciu NIGDY, NIGDZIE, NIC". A tymczasem u Witkacego jest ZAWSZE, WSZĘDZIE, COŚ.
W sztuce pt. "Oni" mówi jej bohater Bałandaszek, porte parole Witkacego: "Wierzę w Czystą Formę w malarstwie, nie wierzę w nią w teatrze". I dalej w rozmowie z aktorką Spiką Tremendosą: "Precz z tym twoim teatrem. Czystej Formy w teatrze nie ma. To jest pewnik". Założyciel nowej religii Absolutnego Automatyzmu Seraskier Banga Tefuan mówi w tej sztuce: "chcemy zniszczyć sam ośrodek zła - tym jest Sztuka. Ona to jest jedyną pałką między szprychami wozu, który wiezie ludzkość w kierunku zupełnej automatyzacji". Spika pyta Tefuana: "No dobrze, ale cóż z teatrem. Czemu to chcecie zniszczyć Czystą Formę w malarstwie, a w teatrze, gdzie ona niemożliwa jest, gdzie w nią nie wierzy ani Bałandaszek ani ja, chcecie ją utrzymać?". A na to Tefuan: "W teatrze? (...) To jest zupełnie co innego. To jest zwykły humbug pod maską Czystej Formy (...). Za pięć lat zmienimy wszystkie teatry w przytułki dla zidiociałych podrzutków (...). Wiedz, że wszystkie sztuki "pure nonsense" piszę ja i tylko ja, aby przygotować grunt pod komedię dell'arte w Czystej Formie, która będzie końcem teatru i aktorów. To nie jest malarstwo, które nikogo właściwie nic nie obchodzi. Do teatru ludzie są zanadto przyzwyczajeni. Musimy zabić go powoli". Czyżby te słowa miały odnosić się do Teatru Studio?
W swym eseju o nowym typie sztuki teatralnej pisał Witkacy: "Celem naszym nie jest programowy bezsens, raczej tylko rozszerzenie kompozycyjnych możliwości przez nietrzymanie się w sztuce konsekwencji życiowej, czyli fantastyczność psychologii i działania, dająca, według nas, zupełną swobodę komponowania formalnego". Nie przystaje do tych założeń przedstawienie Szajny. Jeśli pragnął on zbudować spektakl prezentujący realizację jego założeń teatru otwartego - niedobry, niewłaściwy, nieodpowiedni wybrał sobie budulec. Może należało napisać własny scenariusz, może posłużyć się innym tekstem. Po co jednak niszczyć Witkacego?
Współczuć można tylko aktorom, którzy włożyli ogromny wysiłek w to przedstawienie, grając w najprzedziwniejszych kostiumach i najprzedziwniejszych sytuacjach. Wysiłek ten był jednak daremny. Od czasu do czasu ratowali się o własnych siłach: Wanda Lothe-Stanisławska, Antoni Pszoniak, Anna Milewska, Marian Opania, Eugeniusz Kamiński, Krystyna Chmielewska, Gabriel Nehrebecki, Irena Jun, Czesław Roszkowski i Sławomir Lindner.
W Teatrze Studio otwarta została galeria obrazów polskich malarzy współczesnych. Program przedstawienia "Witkacego" zaprasza do jej obejrzenia. Ależ przecież widzowie tego spektaklu nie robią niczego innego przez cały wieczór. Oglądają wystawę plac plastycznych i mobilów scenicznych Józefa Szajny. Może to nawet niektórych (przynajmniej przez pewien czas) interesuje. Tylko, że to nie jest teatr. I wydaje się, że Józef Szajna musi zrozumieć różnicę istniejącą pomiędzy salonem wystawowym współczesnego malarstwa i teatrem. Dopóki tego nie zrozumie - będzie tylko malarzem w teatrze, a nie inscenizatorem.