Artykuły

Jeszcze o Gombrowiczu

Fachowcy niech spór wiodą, czy dramaturgiczny kształt jaki "Ślubowi" nadał Jerzy Jarocki jest - jak to w ich mowie potocznej błyskotliwie się określa - "wydarzeniem repertuaro­wym i artystycznym". Sądy krytyczne tyczące owego przedstawienia są nie­kiedy doprawdy rewelacyjne: jako do­wód takiego pojmowania dzieła Gom­browicza, które stoi banałem i myślo­wą trywialnością. Do zadań recenzenta teatralnego należy podobno konfronta­cja rzeczywistości elementarnej danego widowiska - czyli tekstu sztuki - z wielorodnym, a mającym stanowić spoistą całość, układem scenicznych działań: Złudzenie! Uważna lektura "Ślubu" zakłóciłaby jedynie umysłowy spokój krytyka, charakteryzującego ów dramat w ten sposób: "Wśród lapi­darnych, sformułowań jakieś dłużyzny, obok czystych i pięknych zdań, jakieś nie zawsze udane stylizacje, obok pro­zy kulejący biały wiersz i proste ry­my, cudowne wyczucie językowe i celo­wo może brudna, ale sprawiająca chwi­lami wrażenie lingwistycznej pomyłki gwara" (Jan Kłossowicz, "Formę formą przekazać" - "Literatura" nr 16/1974 r.).

A zatem, by rzec mniej dyplomaty­cznie, zachowując zarazem upodobanie autora powyższych słów do wskazywania na jakieś tam jakości: "Ślub" to po trosze gniot ponury, a po trosze rzecz nie pozbawiona domieszek jakie­goś pisarskiego talentu. Przyszpililiśmy więc Gombrowicza. Rymopisem był złym i gwarą stylizowaną nie żonglo­wał tak zręcznie jak Reymont. Wszak­że ów autor dramatu nieudanego w trzydziestu pięciu, załóżmy, procentach (dwadzieścia procent - dłużyzny, pięt­naście - reszta uchybień) okazuje się portrecistą ludzkich charakterów wca­le zdolnym; postać Bijaka ze "Ślubu" czyż nie jest "żałosnym wcieleniem zła i zwyczajnej ludzkiej pazernej podło­ści'"? (J. Kłossowicz, tamże). Pewnie, Gombrowicz za substancjalną wizją osobowości opowiadał się i jednostka u niego jak podła, to podła - od początku po sam koniec akcji. Zapomina Kłossowicz, że postać Mani tłumaczyć trzeba jako wcielenie kobiecej perfidii. Podziwiam krytyka, któremu z dużym natężeniem intelektualnego lenistwa udało się nie zrozumieć, skąd się w "Ślubie" bierze zamierzona przecież i dokładnie przez autora zaplanowana, tandeta słownych gestów.

"Ślub" jest, powtórzę tę oczywistość dramatem słów, które nas mówią i aby silniej wyrazić to automatyzacyjne oddziaływanie systemów znakowych na ludzką osobowość, Gombrowicz buduje wypowiedzi bohaterów swego dramatu również z parodystycznie poczwarnych zbitek mowy "wysokiej" i "niskiej". Każdej roli społecznej odpowiada pe­wien umiejscowiony w hierarchicznym porządku styl języka naturalnego. Role wypaczone, nieszczelne - a takie wła­śnie są udziałem postaci ze "Ślubu", urzeczywistniają się w języku znaczeń nadpsutych. Gombrowicz w "Ślubie" spotęgował - na groteskową modłę - oba te zjawiska. I oto cały sekret ję­zykowych "nieczystości" dramatu. Ogłoszone po premierze "Ślubu" niektó­re oceny tego spektaklu rozpowszech­niają utarte a nader powierzchowne mniemanie jakoby "całość dramaturgii Gombrowicza" była "traktem zaułka, z którego nie ma wyjścia (...). Skoro bowiem wszystko jest formą, skoro nawet walcząc o jej przezwyciężenie, o obalenie gestów, min i rytuałów skonwencjonalizowanych i śmiesznych popadamy nieuchronnie w pozę i "for­mę" przeciwną, która także dorabia się swego zasobu gąb i pup (...) - to cóż pozostaje"? (Michał Misiorny, "Ślub" na scenie" - "Trybuna Ludu" nr 109/1974 r.). Kurczowe trzymanie się "pupy", terminu, który chyba tylko na skutek tego, że trafił u niezbyt chętnie myślących krytyków na podat­ny grunt ich wąskiej wyobraźni, uzna­ny został za kluczowy dla twórczości autora "Operetki" - zatrzymuje inter­pretacyjne pokusy Misiornego na owym "trakcie zaułka" przypisanym przezeń Gombrowiczowi.

Gombrowiczowski bohater nie jest wcale zaledwie nicością obudowaną mniej lub bardziej trwałym murem skłamanych póz, nicością poddaną cał­kowicie zewnętrznym, anonimowym naciskom formotwórczym. "Ślub" jest także dramatem świadomości, która sama w sobie poszukuje ludzkiej podstawy świata. Henryk, rzucony w beł­kotliwy strumień ciemnych przymusów i mrocznych znaczeń co rodzą się obok, mimo człowieka, uporczywie powtarza: "...a ja wyjaśnię i odgadnę", I jeśli pragnie odrzucić "wszelki ład, wszelką ideę", to dlatego, by przedrzeć się do konkretu człowieczej egzystencji fał­szowanego przez uładzone systemy, które zwalniają jednostkę z odpowie­dzialności za chaos zagrażający na­szej potrzebie sensów uczłowieczonych. Pozwalając na "dutknięcie" siebie, Henryk przyjmuje odpowiedzialność za to, iż nie potrafił opanować rzeczy­wistości jawiącej się jako migotliwy nadmiar niedocieczonego znaczenia, iż zgodził się - w imię odnalezienia sacrum ludzko-ludzkiej świątyni - na rolę boga świeckiego terroru. Nie warto jednak wymądrzać się nad "Ślubem": "Mój Boże, co się z tą sztuką przez te lata stało! Albo co się stało z nami, skoro to wszystko pozostawia nas w tak dokładnej, tak doskonałej obojęt­ności!" (KTT, "Trochę jakby gęba..." - "Kultura" nr 17/74 r.).

Nic się z wami nie stało przez te pięk­ne lata, drodzy felietoniści. Już w 1958 roku Kałużyński doszedł do wniosku, że "sukces Gombrowicza ukrywa program myślowo skromny", w czym nie wyprze­dził Lichniaka, który o dwa lata wcze­śniej ułożył zdanie warte stu felietonów KTT, poświęconych Gombrowiczowi: "Wydaje mi się, że pisarstwo autora "Pamiętnika, okresu dojrzewania", któ­re - według mnie zawsze było więcej snobistyczną gierką obliczoną na popyt wśród smakoszowsko pomlaskujących snobów, nie twórczością prawdziwie za­angażowaną w poznawczą walkę o ro­zumienie świata i człowieka, stało się w warunkach izolacjonizmu emigracyj­nego, w klimacie skompleksowanego mszczenia się na rzeczywistości poprzez lekceważenie jej obiektywnych praw, namiastką sztuki, tak jak życie oderwa­ne od życia narodu, od pragnień i tę­sknot zbiorowości ludzkiej stać się mu­siało namiastką życia, ersatzem filozo­ficznym, surogatem istnienia w realnych kategoriach historycznych" (Zygmunt Lichniak, "Spojrzenie z ukosa, ale nie zezem" - "Dziś i Jutro" nr 1/56 r.).

KTT powiada by się "Ślubem" zbyt­nio nie przejmować, jest to bowiem "awangarda" zwietrzała i zramolała. Na jakiej podstawie KTT uznaje część pi­sarstwa autora "Ferdydurke" za przy­kład krótkowieczności awangardowych konceptów - nie wiadomo. Pojęcie "awangardy", jeśli historycznie nie ukonkretnione, staje się jednym z po­ręcznych słów-obuchów, które służą ogłuszaniu wszelkiej niewygodnej pro­blematyki. Dla KTT "awangardowość" "Ślubu" jest czymś na kształt myślowe­go nowinkarstwa, wyniesioną niezasłużenie wysoko przez niegdysiejsze mody na egzystencjalizmy i absurdy przecięt­nością dzieła o relatywnej, bo wynika­jącej tylko z sytuacyjnego kontekstu dawnych gustów, wartości. "Strąciłem Gombrowicza z wyżyn..." - poszeptuje KTT między wierszami swej felietono­wej diatryby. Miejsce tej detronizacji zostało jednak bezzasadnie ustanowio­ne: trzeba było wpierw obwołać ska­zańca królem bliżej nieokreślonej "awangardy", by ukazać następnie jego insygnia obrócone w proch, który w urnę historii literatury składamy...

W jakich to już pseudodefinicjach nie umieszczano Gombrowicza! Był więc autor "Pornografii" surrealistą, był "wieszczem emigracji", był Sartrem ro­dzimego chowu. Czysto zewnętrzne wy­znaczniki odbioru twórczości Gombrowi­cza uznawał ten i ów za jej cechy we­wnętrzne. Problematyka Gombrowi-czowska? Snobów wymysł! Płód mody! Gdy spóźniona bania egzystencjalizmu pękała nad Warszawą, Gombrowicz oka­zywał się naśladowcą paryskich rewela­cji - gdy konał w nas nieszczęsny spór o realizm. Gombrowicza-surrealistę przeciwstawiono realiście Konwickiemu. Za niezgodą na pełną, niefragmentaryczną, nie sprowadzoną do paru krytycz­nych banałów obecność twórczości auto­ra "Ferdydurke" w naszej kulturze kryje się brak intelektualnego przygotowania do rozbioru dzieła, które swoją wielko­ścią... obraża mędrców z zaścianka.

PS. Korektorowi "Kultury" "pupa" nie opatrzyła się zbytnio, skoro w felietonie KTT czytamy o tym, jak z wi­downi Teatru Dramatycznego "powiało gębą" i całkiem czteroliterowym feno­menem cielesnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji