Artykuły

"Ślub" Gomrowicza

Przed pięciu laty, po zachodnioberlińskiej prapre­mierze "Ślubu" Gombrowi­cza, jeden z recenzentów napisał, że odbyła się ona wprawdzie w dwadzieścia kilka lat po napisaniu sztuki, a jednak co naj­mniej o dziesięć lat za wcześnie. Publiczność "z czołem zmarszczonym od wysiłku" próbowała, wespół z recenzentami, roz­szyfrować "nader skompli­kowany i ambitny tekst".

Jarocki robi "Ślub" już po raz któryś z rzędu. W 1960 r. wystawił tę sztukę w Studenc­kim Teatrze Gliwic, STG, re­żyserował ją dwa lata temu w Schauspielhaus w Zurichu, kilka razy próbował ze stu­dentami Szkół Aktorskich Warszawy i Krakowa.

Przedstawienie warszawskie jest wielkim sukcesem Gom­browicza i Jarockiego. Rzecz, jak wiadomo, dzieje się w świadomości Henryka, żołnie­rza walczącego w północnej Francji w latach drugiej woj­ny światowej. Jest to sen lub majaczenia rannego. Henryk z linii frontu przenosi się do ro­dzinnego dworu w Małoszycach (w Małoszycach urodził się Gombrowicz). Ten dwór i jest i nie jest rodzinnym do­mem, rodzice i narzeczona - są i nie są postaciami z jego wspomnień. Dwór jest także obskurną karczmą przydrożną, rodzice karczmarzami, a na­rzeczona Maria dziewką słu­żebną. Henryk ratuje ojca-karczmarza przed atakami pi­jaków; klęka przed nim w momencie, kiedy ojciec bro­niąc się mówi - jestem niety­kalny. Nietykalny a więc po­siadający atrybuty króla. U Gombrowicza słowo ma wagę materialnego faktu, Henryk mówiąc o ojcu - król, czyni go królem. Pociąga to za sobą dalsze konsekwencje: sam sta­je się następcą tronu i wcho­dzi w nowe układy z ojcem - karczmarzem-królem. Nie chcąc tego, opierając się dwor­skim intrygom - przejmuje jednak, władzę, wtrąca ojca i matkę do więzienia. Rządzi jak tyran. Postanawia także sam sobie udzielić ślubu z Marią-służącą-księżniczką. Miał to zrobić ojciec, swoją królew­ską godnością przywracając upadłej dziewce niepokalaną dziewiczość, żeby wszystko było "jak należy", żeby był "prawdziwy ślub". Ślubu jed­nak nie będzie. Henryk czuje, jak pisze Gombrowicz - "że jego władza nie będzie rze­czywista, póki nie zostanie po­twierdzona dobrowolną ofiarą czyjejś krwi". Zabija się przy­jaciel Henryka - Władzio. Słowo raz jeszcze staje się czynem. Henryk cofa się prze­rażony. Ślubu nie będzie.

Streszczanie akcji tej sztuki jest, w gruncie rze­czy, pozbawione sensu. Jej znaczenia nie leżą w sferze "dziania się". Gombrowicz tak pisze we wstępie do Ślubu: Z jednej strony - świat wewnętrzny Henryka deformuje świat zewnętrz­ny... Ale z drugiej strony to świat zewnętrzny na­rzuca się Henrykowi- Jest to więc deformacja wza­jemna - nieustanne zma­ganie się dwu sił, wewnę­trznej i zewnętrznej, które nawzajem się ograniczają. Takiej podwójnej deforma­cji poddany jest wszelki akt artystyczny tworzenia i dlatego Henryk upodab­nia się raczej do artysty w stanie natchnienia, niż do osoby, która śni. Wszystko tu bez przerwy "stwarza się": Henryk stwarza sen, a sen Henryka, akcja też stwarza się nieustannie sa­ma, ludzie stwarzają się wzajemnie i całość prze na­przód ku nieznanym roz­wiązaniom.

I jeszcze cytat z "Dzien­ników": Człowiek jest dla człowieka, człowiek jest wobec człowieka... Lu­dzie są straszną potęgą dla pojedynczej istoty ludzkiej.

KRYSTYNA ZACHWATOWICZ stworzyła "Ślu­bowi" znakomitą scenerię. Szczątek samolotu, pojem­niki na amunicję, jakieś wojskowe plandeki - to pole bitwy ostatniej woj­ny. Zmienia się ono w zależności od potrzeb w sposób jak najbardziej na­turalny w jadalnię w Małoszycach, w karczmę, w dwór królewski. Jest w tej scenografii niedookreślenie właściwe poetyce snu, at­mosfera pustki i osaczenia. Kostiumy z niby to woj­skowych szyneli w jednej chwili przeinaczają się w stroje dostojników dwor­skich; Maria przy pomocy jednego gestu ze służącej markietanki przeobraża się w pannę młodą. Oprawa plastyczna to jeden z nie­wątpliwych walorów tej inscenizacji.

Jarocki zrobił spektakl klarownie czysty, podpo­rządkowany Gombrowiczo­wi, wydobywający wszyst­kie znaczenia jego tekstu. Bez popisów reżyserskich, ograniczając teatralizację do koniecznego minimum, choć posługuje się i tańcem i zrytmizowanym ruchem scenicznym, i śpiewem, i muzyką (STANISŁAW RADWAN). Jest to prezen­tacja teatru Gombrowicza, nie reżyserskiego komen­tarza.

Znakomicie obsadzona zo­stała rola Henryka. Gra go PIOTR FRONCZEWSKI, mło­dy aktor, który tym razem ujawnił całą skalę swego talen­tu przekazując czytelne i ze zrozumieniem wielowar­stwowe treści "Ślubu". Świet­nie grają również JÓZEF NOWAK (Ojciec-Karczmarz-Król) i RYSZARDA HANIN (Matka-Królowa). JADWIGA JANKOWSKA-CIEŚLAK w tekstowo niewielkiej roli Mani (Służąca-Księżniczka) stwo-

rzyła postać narzucającą się wyobraźni widza i bardzo Gombrowiczowską z ducha. Prowodyra Pijaków i zdra­dzieckiego Ambasadora gra ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ doskonale trafiając w ton między groteską a tragizmem. Jest to przedstawienie w całości aktorsko bez zarzutu. Po wielu latach Gombrowicz wraca na nasze sceny spektaklem, który przejdzie do historii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji