Artykuły

Niezwykła premiera "Jasia i Małgosi"

"Jaś i Małgosia" w reż. Roberta Dorosławskiego w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Tadeusz Piersiak w Gazcie Wyborczej - Czestochowa.

Zaczęło się od zbiorowego płaczu, a skończyło gorącymi oklaskami.

Najpierw w Teatrze im. Mickiewicza było dramatycznie: kiedy na scenie pojawił się Kocur Wyliniały z gongiem i oznajmił początek bajki, kilkoro dzieci zapłakało w głos. Gdy chwilę potem na sali zgasło światło, rozległ się jeden wielki płacz, który nie od razu ukoiło wejście Wiewiórek.

W bajce "Jaś i Małgosia", napisanej na nowo przez Roberta Dorosławskiego (dyrektora Teatru im. Mickiewicza), zagrały one role pierwszoplanowe. Oto bowiem Mama Wiewiórka opowiada swoim wiewiórczym córkom: Basi i Kasi, bajeczkę na dobranoc. Pociechy chcą opowieści o takich śmiesznych ludzikach, co chodzą na dwóch łapkach i mają na głowach wyleniałe futerka.

Sceniczne zwierzątka są bardzo sympatyczne. Opowieść czytana z księgi przez Mamę Wiewiórkę snuje się gracko, pozwala sceniczne dzianie skupić do węzłowych momentów. Zabieg jest ciekawy i niebezpieczny zarazem. Dorosłemu widzowi wydaje się, że treści wygłaszane przez Mamę Wiewiórkę są czasem nazbyt dydaktyczne (choć bajka oczywiście musi uczyć), a opowiadanie dzieciom (niby to Basi i Kasi), jak wygląda żarówka, jest chyba niezbyt trafionym wyborem. Szczególnie w sytuacji, kiedy za chwilę w jednym z dialogów pada słowo "cymes", którego objaśnić nie potrafi pewnie większość dorosłych Polaków. Trochę też brakuje żywej, scenicznej opowieści, zastąpionej przez bajanie Wiewiórki, piosenki i tańce. Tych ostatnich jest tak dużo, że "Jasia i Małgosię" śmiało nazywać można bajką muzyczną. Kompozycje wpadają w ucho, aranżacje są zróżnicowane (nawet z pulsem reggae), układy choreograficzne bardzo trafione. Przy całej swojej urodzie, sceny z piosenką i tańcem czasami nieco się jednak dłużą.

Dzieci bawią się za to znakomicie przez cały spektakl. Choć mały (pewnie dwuletni) koneser, który siedział koło mnie, pytał wciąż: A gdzie jest Baba Jaga? Bo tej Baby Jagi w sumie w częstochowskim "Jasiu i Małgosi" pozostaje niewiele. Za to, kiedy już pojawia się na scenie - wieje grozą. Czesława Monczka straszy obniżonym głosem i w tym swoim scenicznym wcieleniu jest nie do poznania. Szczególnie, że schowana jest za kostiumem projektu Stanisława Kulczyka (który zresztą pięknie ogrywa). Nie tylko kostium Baby Jagi budzi żywe reakcje małych widzów. Kiedy Sebastian Banaszczyk wychodzi, jako bardzo wyrośnięty Jaś z pszeniczną czupryną, wita go radosny śmiech. Kostiumy i scenografia (tańczące z aktorami drzewa czy mobilny domek dzieci / chatka Baby Jagi) - to mocne strony przedstawienia.

Są i momenty grozy. Kiedy dzieci wsadzają Babę Jagę do pieca, słychać jednak tylko odgłosy tragedii, jej samej nie widać. Robi się w każdym razie dramatycznie i tak jakoś niezręcznie! A tu nagle słychać huk i gaśnie światło. Po chwili dowiadujemy się, ku swojej uldze, że to zła czarownica poleciała na łopacie w kosmos. Uff - dzieci jej jednak nie usmażyły.

Kiedy opadła kurtyna, najmłodsi i dorośli zgodnie bili brawo. Bajkopisarski oraz reżyserski debiut Roberta Dorosławskiego znalazł u publiczności uznanie. Jak też praca wszystkich, których aktorzy i reżyser zaprosili na scenę do ukłonów. A - podkreślić warto - było to przedsięwzięcie w całości częstochowskie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji