Artykuły

Kiedy ty wreszcie zdechniesz

Po ponad roku terapii i pracy dwa razy w tygodniu nad spektaklem wiedzą, która co potrafi i do czego może się przydać - o kobietach występujących w spektaklu "Pasja. Obrzęd zdjęcia masek ofiarnych" zrealizowanym w ramach projektu "Praca i godne życie dla kobiet ofiar przemocy domowej" pisze Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska w Gazecie Wyborczej - Wysokich Obcasach.

Na początku była miłość. Niezależnie od tego, co się potem stało, na początku była miłość - sześć ubranych na czarno kobiet beznamiętnym głosem recytuje donośnie. Dwieście osób w sali teatralnej dawnej Wytwórni Wódek na warszawskiej Pradze cichnie. - Mój mężczyzna! - Ewa rzuca się w taniec. Harmonia przygrywa walczykiem, ale po chwili przechodzi w tango. Kobiety opowiadają wspólną historię: - Czasem się gniewał. - Wiedziałam, że to moja wina. - W końcu niepotrzebnie się urodziłam. - Wstawałam o 5.30. - Myłam się, robiłam śniadanie dla niego i dla dzieci. - Sama jadłam dopiero w pracy. - Praca, korek, przedszkole, do domu. - Pranie, sprzątanie, gotowanie. - Ale wszystko to, co robiłam, było bez pożytku. - Do dziś, choć już nie mieszkamy razem, czuję się odpowiedzialna za jego mieszkanie. - Wiem, że ma bałagan, i czuję się winna. Chórem: - Pił, lżył, przeklinał. Chciałam odejść. Zostawałam. Parę razy naprawdę mnie uszkodził - kobiety biorą głęboki wdech: - O mało mnie nie zabił.

Instynkt

Warszawa, czerwiec 2006. Grupa wsparcia. Rozmawiają: Beata, Ruda Beata, Elka, Bogusia, Ewa. Agnieszka tylko słucha.

- Mąż mnie śledził. A miał być lekiem na poprzedniego męża, a w końcu o niczym decydować nie mogłam.

- Zaczynało się od wyzwisk, kopnięć, a skończyło na regularnym tłuczeniu.

- Kiedyś dziecko bawiło się w pokoju. On wszedł do domu i najpierw był wrzask, a potem rzucił mną przez cały pokój. Nie wiem, skąd ta wściekłość. Ledwo wrócił. Agnieszka nie mówi nic, stwierdza, że w porównaniu z tymi opowieściami ona tak naprawdę to nic nie przeżyła. Do warszawskiego Centrum Praw Kobiet trafiła z powodu mobbingu w pracy (jest sekretarką w budżetówce). Od pierwszego chłopaka, który po kilku miesiącach znajomości tak ją stłukł, że nie mogła chodzić, uciekła. Miała 20 lat. Poszło o kota, okładał go pasem. Zaprotestowała. Wylądowała na ścianie, dalej już nie pamięta. Chłopak charczał, walił pięściami, kopniakami. Zwiała. To był instynkt. Jacek to co innego. On był spokojny. Jak zaczęli rozmawiać, okazało się, że czytają podobne książki: Camus, Dostojewski, egzystencjaliści albo okolice. On lubił góry, ona też. On lubił las i ona lubiła las. Narodził się między nimi rodzaj bliskości. Później zdarzało się, że ją przydusił, ale nie było śladów, więc to nie ma chyba znaczenia. A po co ma się odzywać, jeśli to nie ma znaczenia?

Mówił, że mnie kocha

Harmonia zmienia melodię na bardziej marszową. Kobiety znów rzucają pojedyncze zdania:

- Postanowiłam odejść. Siedem lat czekałam na rozwód.

- Miałam w sądzie jednocześnie trzy sprawy: dwie karne i jedną rozwodową.

- Udowadniano mu przestępstwo.

- A ja wciąż czekałam na rozwód!

- Mówił, że mnie kocha.

- Sędzia uwierzyła.

- Człowiek, który próbował mnie zabić, mieszkał ze mną pod jednym dachem!

- Awanturował się. Przychodził pijany! Upokarzał mnie!

- Jego dziwki gasiły papierosy na progu mojego pokoju.

Chórem: - A mnie wciąż namawiano do ratowania małżeństwa.

Zapada cisza. Ludzie na widowni pochrząkują, pokasłują.

Niepotrzebnie urodzona

Agnieszka gra. To nie jej życie, nie jej kwestie. Trik polega na tym, że w pierwszej części spektaklu ona mówi kwestie z życia koleżanek, a koleżanki - z jej życia. Tak, żeby każda na swoje życie spojrzała z boku. Agnieszka patrzy na scenę ze swego rodzinnego domu.

Chór kobiet krzyczy: - Maatkaa! Na scenę wychodzi Ruda, prywatnie taksówkarka z długimi kasztanowymi włosami.

Chór krzyczy: - Ooojciec!

Beata zakłada pożyczony od męża czarny kapelusz, błyska jaskrawymi paznokciami. Jako ojciec nic nie mówi, tylko stoi.

Chór: - No i jeszcze babka. O babce nie można zapomnieć. Baabka!

To Elka przepasana fartuchem, prywatnie nauczycielka tuż przed emeryturą.

Matka wyje, bo rodzi: - Aaaa, a po cooooo. A w dupieee. Aaaaa.

Spomiędzy nóg wychodzi jej Agnieszka, którą gra Ewa: - Aaa, aaa, aaaa.

Babcia czule obejmuje Agnieszkę: - Niepotrzebnie się urodziłaś. Kiedy ty zdechniesz?

Matka też czule: - A po co? A w dupie!

Po kilku czułościach babka już wrzeszczy: - Niepotrzebnie się urodziłaś! Kiedy ty zdechniesz?!

Matka też wrzeszczy. Reszta kobiet skupia się wokół Agnieszki-Ewy i jak czarownice zaklinają starą kołysanką: Bzi, bzi, bzi-bzianka. Po-żarł wil-czek ba-ranka. Po-tem wilczka zjadły psy. Uśnij, niuniuś. Bzi, bzi, bzi!

Matka i babka

Agnieszka do terapeutycznej grupy teatralnej trafia w wieku 38 lat. Dagna Ślepowrońska, terapeutka, daje wszystkim zadanie: wypisać zdania, które utkwiły im w pamięci, zdania, którymi się do nich zwracali rodzice, mężowie, koleżanki.

Na następnych zajęciach kobiety czytają: 'Wiesz, córeczko, że musisz', 'Nie należy ci się', 'Jesteś za głupia', "Beze mnie wszy cię zeżrą', 'Ty to nic, tylko tę cipę myjesz', "Nie masz studiów".Agnieszka nie przynosi nic. Obserwuje. Na drugie spotkanie przynosi całą litanię - ze 40 zdań: "Nadajesz się tylko do szkoły specjalnej", 'Nie rusz, bo zepsujesz', 'Jak pójdziesz do liceum, to się będziesz tylko puszczać", 'A po co - a w dupie', 'Kiedy ty wreszcie zdechniesz', "Niepotrzebnie się urodziłaś, tylko matce życie zmarnowałaś". Elka: - Aga zna tylko jedną - złą - rzeczywistość. Bogusia, matka dwóch synów, technolożka żywienia: - Ona to miała od urodzenia. Jej wpajała to matka, babka. Dopiero kiedy koleżanki odgrywają sceny z jej życia, np. kłótnię matki z babką, Agnieszka zaczyna się odzywać: - Wtedy zauważyłam, na czym ludzie się koncentrują - na nienawiści mojej babki z moją matką. Pochodzę z domu nienawidzących kobiet. To przechodzi z matki na córkę. Matka była bita przez babkę, a babka była bita przez swoją matkę. Bite były dziewczynki, nigdy chłopcy. Doświadczam tego, czego one doświadczały wcześniej. Mieszkałyśmy na 12 metrach we trzy. Mnie matka uchroniła przed fizycznym katowaniem. Cały problem mojego życia to to, że mnie nie było. Była matka i babka, i ich nienawiść. Ja byłam jako ktoś, kto im przeszkadzał, albo jako ktoś, komu można dowalić, kto zmarnował komuś życie. Przez pół roku się męczyłam, żeby nazwać to, co poczułam, gdy dziewczyny odgrywały sceny z mojego życia. Dopiero jak zaczęłyśmy próby do spektaklu, zrozumiałam, że nie zostałam wyrzucona w życie, tylko w pustkę, w grób. Nie pamiętam siebie innej niż wycofanej. Już jak miałam pięć lat, byłam gotowa wejść pod stół, jak tylko ktoś na mnie krzyknął. W domu nie mogłam ani śmiać się, ani płakać, ani czytać. Miało mnie nie być. Panowała absolutna cisza. No, chyba że włączono telewizor. Siedziałam w pokoju i myślałam, żeby tylko nic nie czuć. I to mi się udawało.

Ja - szczęśliwa

Cichnie harmonia.

Chór: - Na początku była miłość.

Agnieszka wychodzi na scenę w białej sukience i w sinej masce. Gra siebie. Mówi niepewnie, głos jej się łamie. Trzyma zdjęcie z Bieszczad: - Jak dawno nie robiłam zdjęć, chociaż tak to lubiłam. Jaka byłam szczęśliwa. Ja - szczęśliwa, nie może być. A jednak. Widać to po tym, jak fotografowałam krajobraz. Słońce niczym woda spływa w dół. Skąpane w nim źdźbła trawy zdają się uśmiechać. Czy zawsze musi być tak samo? Bezwiednie powielam stare schematy. Wchodzę w stare tryby.

On

Agnieszka wyprowadza się z domu jako 19-latka. Pracuje w szpitalu, wynajmuje pokój za opiekę nad starsząpanią. Po chłopaku psychopacie poznaje spokojnego Jacka, z którym spędzi niemal 20 lat. - To był proces, którego nie zauważałam. Po dziesięciu latach on się zaczął robić agresywny. Ale już wcześniej zaczęło się takie delikatne osaczanie. Jak on poszedł na jakiś kurs, to ja nie mogłam wyjść z domu, musiałam być pod telefonem, musiałam go przepytywać. To, że sobie gdzieś chodzę, jak on się uczy, było niedopuszczalne. Mówił: 'Jesteś kobietą', i to był argument.

Agnieszka mówi jednym tchem, miejscami piskliwie, ale to podobno nic w porównaniu z tym, jak piskliwie mówiła kiedyś.

- Mówię do niego z pewnym wyprzedzeniem: "Wtedy i wtedy chcę pójść do kina". On mówi: "Dobrze, świetnie". Ja wychodzę i już jest awantura, o byle co. Że na przykład kupiłam za kwaśne śliwki. I albo ja już nie pójdę, bo mi się odechciało, albo pójdę i nic z tego nie będę mieć, bo już nie mam siły być w tym kinie. Już mi nie zależy.

W końcu mogłam zrezygnować ze wszystkiego i też było źle. Ale ja tego nie widziałam. Zauważyłam to, gdy pierwszy raz żeśmy się poszarpali. On chciał wyjechać, a ja powiedziałam, że nas nie stać w tym roku na wakacje. I wtedy dostałam w dziób. Powiedziałam, że mu tego nie wybaczę. Nie widzieliśmy się, o Jezus, ze trzy lata, cztery. Ale wróciłam. Od tej pory już byliśmy razem na zasadzie rozstań i powrotów. On rzadko był emocjonalny. Po prostu przychodził do domu i wystarczyło cokolwiek. Przez parę godzin chłodno mi wykładał. To były słowne uderzenia: 'Jesteś kobietą, a kobieta jest słabsza od mężczyzny', 'Kobieta jest głupsza', 'Inne kobiety są lepsze'. Jak zdałam maturę, to miałam 'chore ambicyjki'. Jak się rozkręcił, mówił: 'Ty nie masz prawa do niczego', 'Ty jesteś dziwką z marginesu'. Ja się go bałam. Jak mówiłam o przemocy, on mówił: "O co ci chodzi, przecież nie masz sińców". Nie miałam argumentów. O przemocy psychicznej jest trudniej mówić. Tamten mną rzucał po ścianach, byłam posiniaczona, nie mogłam chodzić - rzeczy konkretne. A tutaj nie. Czujesz sięcoraz bardziej osaczana, bez wyjścia. Ja byłam wpatrzona w jego twarz, jakikolwiek grymas i od razu pytałam: 'Coś się stało, zły jesteś?'. I on krzyczał: 'Nie jestem!'. I ja: 'Ale wiesz, jesteś agresywny'. On: 'No to po co się pytasz?! Jakbyś się nie zapytała...', i zaczynał się kilkugodzinny monolog. Tak mnie psychicznie wykończył, że to ja się na niego rzuciłam z pięściami. Chciałam gdzieś wyjść, on mnie nie chciał puścić, i ja go zaatakowałam. To był jedyny raz, kiedy doszło do szarpaniny, którą ja zaczęłam. Po co ja to wszystko znoszę?

Na scenie wokół Agnieszki w tej białej sukience i sinej masce gromadzą się upiory. - Martwi nie odczuwają zmian. Martwi są... niezmienni - szepczą jej do ucha. Agnieszka niepewnym głosem próbuje uciąć ich gadaninę: - Co za bzdury.

Ale upiory dalej ciągną o martwych.

Agnieszka: - Po co ja to wszystko znoszę?

Upiory doskonale znają odpowiedź: - Z miłości. Z miłości do nas, kochanie. Dla nas gotowa jesteś umrzeć, bylebyśmy cię tylko po-ko-chały. Łasisz się do nas jak kot... Ale śmietanki nie dos-ta-nieszszszsz!

Agnieszka: - Koty są niezależne. Koty mają... - krzyczy: - ...pazury!

- Gadanie, zawracanie - upiory się śmieją i grożą: -Będziesz sama jak palec.

Maska

Agnieszka: - Wiesz, cały ten proces robienia swojej maski był dla mnie trudny, bo każdy kolor, który starałam się stosować, był za żywy. Mam siną maskę zombi z zaklejonymi plastrem ustami, bo ja w zasadzie nie mogłam nic. Musiałam bardzo dużo pracy włożyć w to, żeby się dokopać w sobie innych rzeczy niż same koszmarne. Wszystko było pochodną tych pierwszych tekstów, które słyszałam w domu. Dlatego wchodziłam w takie związki, w jakie wchodziłam, że pozwalałam się tak traktować. Że mi nawet nie przyszło do głowy, że się mogę obronić. Moją maską była obojętność. Jak mnie ktoś obrażał, nie odpowiadałam. Lata temu zwróciła mi uwagę koleżanka: 'Ty mi mówisz takie pioruńskie rzeczy. Ty się jeszcze uśmiechasz! Ty chora jesteś?'. Ja mówiłam tak, jakby to nie dotyczyło mnie. To jest ta maska. Albo lekarz: 'Jak pani mówi, to pani otwiera usta, ale nie rusza szczęką'. Nie miałam mimiki. Nie śmiałam się, nie płakałam. To było znieczulenie. W tej masce czułam się bardziej akceptowana. Fakt, można mi było dowalić, ale jakoś czułam się mniej samotna. A teraz czuję się samotna, i to jest trochę przerażające.

Premiera

Tuż przed premierą spektaklu Agnieszka dzwoni do Beaty. - Nie pamiętam już nawet, co ona tam mówiła, bo dla mnie było ważne, żeby ją przytrzymać - opowiada Beata. - I powiem szczerze, że ja wtedy zrobiłam jej świństwo, bo natychmiast zadzwoniłam do Majki i do Dagi, i przekazałam, że Agnieszka chce odejść i że trzeba ją zatrzymać.

Agnieszka: - Nie powiedziałaś mi tego!

Elka się uśmiecha: - Dagna ma wśród nas duży autorytet. I rzeczywiście kilkakrotnie musiałyśmy się odwoływać do Dagny po to, żeby przytrzymać osoby, które traciły siły. Oczywiście, że tak, skarżypyciłam - uczciwie się do tego przyznaję i wcale się nie wstydzę. Skarżyłam, że ta i ta to chce odejść.

Ruda przypomina: - A Ewa, która tuż przed spektaklem rzuca: 'Ja nie będę tego grała, nie pamiętam tekstu!'?

Beata: - Każda z nas chciała zrobić to samo.

Elka: - Zaprosiłam później wszystkie koleżanki z pracy, ale jakiś czas wahałam się, czy zaprosić którąkolwiek. Spektakl powstał dzięki pieniądzom na pomoc ofiarom przemocy. Tylko że ten tytuł: 'Ofiary przemocy', to tytuł, którego nienawidzimy wszystkie co do jednej.

Beata: - Ja też się wahałam - wyjść czy nie wyjść na scenę. Mój mąż jest osobą publiczną - i pod takim szyldem ja miałam wystąpić.

Elka: - To nie jest łatwe obnażyć siebie samą. To jak stanąć na golasa.

Beata: - A pamiętasz, Aga, jak przed pierwszym przedstawieniem chciałaś iść do domu żelazko wyłączać? A ja powiedziałam, że nie wiem, czy moim pieskom ktoś jeść dał, a jeszcze kotki muszę nakarmić.

Agnieszka: - Ja ci zaproponowałam, że nakarmię te kotki.

Beata: - Powiedziałam, że sama nakarmię.

Protestuję

Agnieszka ciągle w tej białej sukience walczy z upiorami. - Chcę odzyskać swoją twarz - próbuje cicho.

Upiory dobrze znają uporczywie powtarzane zdania z dzieciństwa. - Nie masz prawa do życia - szepczą. I: - Niepotrzebnie się urodziłaś. Nie-masz-prawa-do-życia-niepotrzebnie-się-urodziłaś-nie-masz-prawa-do-życia-niepotrzebnie-się-urodziłaś!

- Protestuję! - wrzeszczy wreszcie Agnieszka i ściąga maskę. - To jest moja twarz - zarzuca zawadiacko włosami i na krześle z tyłu zapala pod maską świeczkę. Mówi do maski: - Dziękuję ci. Przez wiele lat byłaś mi potrzebna. Pozwalałaś przetrwać. Teraz poradzę sobie bez ciebie.

Telewizja

Na pierwsze przedstawienie przychodzi 150 osób. Na drugie - ponad 200. Do tego TVP kręci materiał do 'Wiadomości'. I aktorki są rozrywane przez media. Przemoc fizyczna dla TVP - proszę bardzo. Skutki picia alkoholu dla TVN - 'Może któraś z pań opowie?'. Program "Kobieta zaradna"? - idzie Elka i Ewa.

Beata: - W telewizji pierwszy raz zostałyśmy wszystkie podciągnięte pod jedną przemoc - fizyczną - że byłyśmy bite, katowane. I żeśmy się do siebie rozdzwoniły, że nie o to chodziło. Ale potem doszłyśmy do wniosku, że jeśli to ma pomóc chociaż jednej kobiecie, to nie będziemy protestowały. Powiedziałam mężowi, że mogą mnie 14 tys. razy pokazywać, jeżeli ma to pomóc chociaż jednej kobiecie. A po tym programie rozdzwoniły się telefony.

Ruda zaciąga się papierosem: - Przemoc psychiczna, ekonomiczna, fizyczna. Po ryju można dostać od różnych facetów w różny sposób. Schemat zostaje ten sam.

Elka: - My mówimy publicznie, że już się na to nie godzimy.

Przyjaciółki

Białobrzegi nad Zalewem Zegrzyńskim, lipiec 2007, wieczór po szkoleniu, jak zakładać spółdzielnię socjalną. Aktorki chcą założyć objazdową spółdzielnię teatralną albo knajpę, albo jeszcze co innego. Mają kilka pomysłów. Po ponad roku terapii i pracy dwa razy w tygodniu nad spektaklem wiedzą, która co potrafi i do czego może się przydać.

Agnieszka wcześniej nie miała takich koleżanek. - Miałam na zasadzie: jak przyjdziesz, jak pomożesz, jak załatwisz. Jak ja o coś poproszę: 'No co ty, chora jesteś? Dla ciebie?' - mówione tonem księżniczki. Był taki moment, że nie mogłam wrócićdo domu. I zadzwoniłam do - wydawało mi się - przyjaciółki, którą się opiekowałam, jak była chora, z którą mieszkałam, jak jej facet odszedł. Mówię: 'Słuchaj, jest tak i tak', i ryczę do tej słuchawki. A ona na to: 'To musisz mi dać 200 zł. Musisz mi zapłacić za tę noc. Jak się nie ma pieniędzy, to trudno oczekiwać od ludzi, że coś dla ciebie zrobią'. To nie była pierwsza taka jazda. I w tym momencie ja się wycofałam z jakichkolwiek kontaktów. Praca, druga praca, dom, książki, zakupy. Potem moja matka wróciła ze szpitala, ja wróciłam do niej, ale ona znowu miała ataki, więc musiałam się wynieść dla swojego i jej bezpieczeństwa. I znowu trafiłam do Jacka.

Beata: - To myśmy ją znowu ochrzaniły. Za to, że wróciła. Nie podobało nam się, że ona do niego wraca jak bumerang, kiedy już zaczyna walczyć o siebie. I kiedy już widać postępy. Bo Aga, taka cichutka, niewidoczna, zaczęła wychodzić na światło dzienne, zaczęła się pokazywać, zaczęło być jej pełno, zaczęła rozmawiać. I nagle powrót do tego gnębiciela. Zaczęłyśmy ją rugać. Przecież ona zarabia, jest w jakiś sposób niezależna. Nie można żyć ze swoim gnębicielem. Mój mąż był na spektaklu. Zrozumiał. Jacek odmówił - Beata patrzy Agnieszce w oczy. - Aga, mogę powiedzieć o tym, co było u mnie? O tej kropli, która przelała czarę?

- Wiesz, ale ogólnie.

- Był u mnie grill, byłyśmy wszystkie, rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się - jak to w babskim gronie. W pewnym momencie usłyszałam jej rozmowę. Aż zacisnęłam ze złości zęby. Bo widziałam Agę ze łzami w oczach.

Agnieszka: - To był wybór: albo teatr, albo on.

Beata: - Powiedziałam: "Nie wrócisz do domu, masz zostać u mnie". I Aga u mnie zanocowała, spędziłyśmy razem pół niedzieli. Potem trafiła do Eli. Myśmy wszystkie wbrew niej walczyły o nią. Bo są kobiety, które kochają za bardzo. Kochają swoich gnębicieli, tych swoich oprawców tak, że są w stanie wybaczyć im wszystko.

Ruda wchodzi jej w słowo: - Skaczemy sobie czasem do oczu, mało się nie pozabijamy.

Beata: - Żadna na żadną się nie obraża. W pewnym momencie jest tak, jakbyś dostała obuchem w łeb i: "Cholera, ona ma rację".

Bogusia: - Za dzień, za dwa człowiek prześpi sprawę i uświadomi sobie sam. Moje działanie, moje gadanie nie dociera. Mogą minąć lata - mnie minęło 20 lat z moim mężem i nic nie wskórałam. Nie uda ci się zmienić nikogo oprócz siebie samej. Lepiej nie trać czasu.

Ruda: - To świetnie widać u kogoś, natomiast same z uporem maniaka wracamy do starych nawyków. Na pewnym etapie mówimy: 'Tak, wiem', po czym odwracamy się i robimy dokładnie to samo. I cały świat nam może mówić, cały świat wszystko dostrzega, natomiast my z uporem: 'Tak, wiem, już to przerobiłam...' - kobiety wybuchają śmiechem. - Wszystkie to znamy.

Beata: - Słuchaj, do k... nędzy, przestań, uspokój się, pomyśl chwilę! Chodzi o wstrząśnięcie tą osobą. Któryś z kolei kopniak powoduje, że my wyskakujemy z tych starych kolein i wpadamy na czystą szosę. I zaczynamy nowe koleiny sobie tworzyć. I te nowe koleiny zaczynają nas prowadzić nową drogą. Ale w tej drodze czujemy się często samotne. I w tym momencie wszystkie my jesteśmy po to, żeby w razie czego złapać za rękę, w razie czego powiedzieć: 'Kocham cię, nie bój się, nie jesteś sama. Jestem przy tobie. Bogusia jest przy tobie, Aga, Elcia, Beata, Ewa. To jest dobra droga, idź nią'. I taka osoba powoli stawia pierwszy krok, drugi krok, za chwilę się odwraca i widzi, że ma za sobą nas. Wbrew tej osobie jesteśmy w stanie walczyć o nią.

To miłość

Sześć ubranych na biało kobiet stoi już bez masek. Znów mówią chórem: - Na początku była miłość. Może trwała bardzo krótko, tylko tyle, ile może trwać mrugnięcie, przelotny uśmiech, błysk światła pod powieką. A jednak niezależnie od tego, co się potem stało, na początku była miłość. To ona pozwalała iść, kiedy chciało się położyć i usnąć na zawsze. To miłość pozwalała podnieść się po każdym upadku, po każdej śmierci, małej lub wielkiej - krzyczą: - Zmartwychwstać!

Imiona Agnieszki, Elki i Jacka zostały zmienione.

"Pasja. Obrzęd zdjęcia masek ofiarnych".

Scenariusz: Dagna Ślepowrońska

Reżyseria: Dagna Ślepowrońska i Maria Depta

Muzyka: Katarzyna Szurman i Katarzyna Żytomirska.

Występują uczestniczki projektu "Praca i godne życie dla kobiet ofiar przemocy" realizowanego ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego (Inicjatywa Wspólnotowa EQUAL) koordynowanego przez fundację Centrum Praw Kobiet (tel. 022 652 01 17).

Pomoc dla ofiar przemocy - Niebieska Linia tel. 0 801 12 00 02

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji