Artykuły

Teatr powinien dotykać marzeń

- Mamy w tej chwili do czynienia w teatrze polskim z czymś, co przypomina "politykę kulturalną" - trochę w innym wymiarze; że jak jest współczesna sztuka, to musi się dziać w jakimś blokowisku, muszą być patologie społeczne, jakieś problemy ukazane "od pasa do kolan". Ja się na to nigdy nie godziłem - mówi reżyser KRZYSZTOF BABICKI przy okazji premiery "Idioty" w lubelskim teatrze.

Tymoteusz Iskrzak: "Idiota", grany obecnie w Teatrze Osterwy, nie jest Pana pierwszym reżyserskim zmaganiem się z Dostojewskim.

Krzysztof Babicki: Bardzo rzadko sięgam do adaptacji prozy. Jak ostatnio spojrzałem na swój coraz dłuższy, niestety - bo 26 lat pracuję w tym zawodzie - biogram, to do pewnego momentu powtarzałem słynne zdanie Swinarskiego, że reżyser nie może być mądrzejszy niż dwa tysiące lat literatury. Dziś zresztą również biorę to pod uwagę. Bywa tak, że z autora nie pozostaje nic tylko nazwisko - po to, by pozostała winda, do której wsiada reżyser i wjeżdża nią na kolejne piętro kariery. To jest nieuczciwe i ma bardzo krótkie nogi. Nie może być tak, że autor sztuki nie poznaje swojego utworu na scenie. Wracając do pytania jest dwóch autorów, do których sięgałem dwukrotnie. Pierwszy to właśnie Dostojewski i jego ,Biesy" - pięć lat temu w "Osterwie" w Lublinie, a wcześniej w pierwszej wersji w gdańskim Wybrzeżu. "Idiota" jest zaś moim drugim podejściem do kolejnego dzieła Dostojewskiego. Drugim pisarzem, którego adaptacje prozy realizowałem, jest Günter Grass. W 1994 r. reżyserowałem adaptację jego powieści "Kot i mysz" oraz "Psie lata" zatytułowaną "Było sobie kiedyś miasto", a później, w roku 2000 - wmieszkaniu przy ulicy, na której Grass się urodził - spektakl "Wróżby kumaka", który przez dwa sezony cieszył się w Trójmieście ogromnym powodzeniem Niedawno przeczytałem w ostatniej jego powieści-spowiedzi ,,Przy obieraniu cebuli", że wraz z żoną oglądał parę lat temu "udaną inscenizację mojego opowiadania "Wróżby kumaka"". Przeczytałem to z wielką radością. Reżyser nie może mieć większej nagrody, jak noblista stwierdza, że oglądał swoje opowiadanie - mimo adaptacji i sporych ingerencji w tekst, mimo grania tego w mieszkaniu prywatnym Jak Dostojewski będzie z zaświatów spoglądać na tę naszą sobotnią premierę, to bardzo chciałbym, żeby także mógł ją nazwać spektaklem według swojej prozy.

Jaki to jest "Idiota"?

- Robimy spektakl oparty na większości wątków "Idioty". Zastanawiałem się, czy w ogóle dawać ten tytuł. W przypadku prozy często bywa, że kiedy jest to tylko jakiś wątek, to tytuły się zmienia. Doskonałym tego przykładem sprzed lat jest

"Nastasja Filipowna" w reżyserii Andrzeja Wajdy, kiedy to ten wątek był wybrany z powieści i teatr nie podpierał się tytułem ,.Idiota". Było to bardzo uczciwe i wspaniały spektakl był grany przez wiele lat. W adaptacji "lubelskiej" wraz z aktorami próbujemy objąć wszystkie najważniejsze, moim zdaniem, watki powieści. To jest adaptacja, nad którą pracowałem od wczesnych lat 90., jak jeszcze myślałem o wystawieniu tej pozycji w Gdańsku. Materiał leżał na moim biurku bardzo długo, a ostatnie trzy lata były okresem intensywnej nad nim pracy W końcu uznałem, że w Teatrze Osterwy jest odpowiedni zespół; mam przede wszystkim odtwórców Myszkina i Rogożyna, którzy są w moim odczuciu podstawową w przypadku "Idioty" sprawą i którzy mogą zagrać tematy i kwestie najważniejsze, a nie tylko wpisane w role emocje. Chciałbym, żeby dla widzów była to wersja - czy polemiczna czy zbieżna z oczekiwaniami - wyrastająca z utworu Dostojewskiego, a nie pewna wyrafinowana i cyniczna reżyserska próba budowania ego na bazie ruin powieści

Myszkin ma budzić współczucie, czy podziw?

- Pragnąłem, żeby był to Myszkin wzbudzający jedno i drugie. Wszyscy mamy w sobie trochę Myszkina i trochę Rogożyna. Często w nas Myszkin nie lubi Rogożyna, a Rogożyn Myszkina. Bardzo chcę, żeby Myszkin budził współczucie w chwili, kiedy każdy z nas nim był i za to zapłacił, ale jednocześnie podziw - do momentu, kiedy Myszkinem się było. W tytułowym idiocie, który w zderzeniu ze światem pieniędzy, gdzie chęci zastępują uczucia, a skuteczność zastępuje sens w relacjach międzyludzkich - ten Myszkin żyje w swoim przekonaniu, że inaczej być nie może.

Czy to Myszkin XXI wieku?

- Jego postać gra Szymon Sędrowski, młody chłopak, który sam przecież żyje w XXI wieku. Myślę, że tak jak stworzył kilkka lat temu wspaniałą kreację przerażającego Wierchowieńskiego w "Biesach", tak w przypadku Myszkina będzie to postać, która budzi podziw. A współczucie nie dlatego, że o nie zabiega, ale dlatego, że w nim zobaczymy nasze własne porażki, kiedy czasem sami bywamy "idiotami"...

Wspomniał Pan o roli pieniądza we współczesnym świecie. To bardzo szerokie zagadnienie...

- No więc proszę spojrzeć na "Idiotę". Jest to powieść, gdzie mamy spadek, sposób jego wykorzystania bardzo efektowne próby wyłudzenia tego spadku, sprawę posagów, czy też związków połączonych przez pieniądze, albo też związków, które z powodu braku pieniędzy do skutku nie dochodzą.Dostojewski w XIX wieku napisał coś, co jest i dziś bardzo istotne. Myszkin, który przypadkiem ma pieniądze, jako człowiek uduchowiony jest rozdarty pomiędzy tym, co metafizyczne, a co rzeczywiste. Świat współczesny, w którym dwa razy dwa zawsze musi dawać cztery, świat przewidywalny bez takich idiotów jak Myszkin jest światem nie do przyjęcia, jest światem płaskim. Światem, który na dłuższą metę zwyczajnie nuży.

Zmieńmy temat. Ma Pan wswoim dorobku zawodowym współpracę z Teatrem Telewizji - instytucją, która już w praktyce nie istnieje, a jeśli nawet mówimy o jej istnieniu, to tylko w szczątkowej formie.

- W Teatrze Telewizji wyreżyserowałem ponad dwadzieścia przedstawień. Były to spektakle bardzo różne. Z Teatrem

TV jest tak jak z każdym innym, który - jeśli chce mieć widza - powinien prezentować repertuar eklektyczny. To musi być teatr, w którym zmieniają się realizatorzy, aktorzy Nie może to być teatr nastawiony na jeden nurt, czy też jeden sposób postrzegania świata Coś takiego staramy się robić w Lublinie w "Osterwie", gdzie obok pozycji autorów współczesnych muszą być Szekspir i Dostojewski I dzięki temu są różne adresy i różni widzowie do teatru przychodzą. I jest prawie 90 proc. frekwencji! Kiedyś Teatr TV - myślę tu zwłaszcza o okresie, kiedy kierował nim Jerzy Koenig, a był to najlepszy okres tego teatru - był teatrem, w którym widz bardzo często mógł zobaczyć coś, czego nie było na scenach repertuarowych. Przecież nie były to łatwe czasy, zwłaszcza lata 80. A jednocześnie wszystko było w możliwie najlepszej obsadzie i przy najlepszych możliwościach, jakie teatr telewizyjny daje. Potem nastąpił okres, który był pewnym nieszczęściem Teatru TV, kiedy zaczaj on przypominać tanie kino, bo musiało być za wszelką cenę wyjście w plener. Nieszczęściem Teatru TV są bowiem reżyserzy filmowi, którzy starają się robić zeń film - z braku możliwości robienia tylu filmów, ile by chcieli. Oczywiście jest to ich problem, ale z powodu ich problemu zrobił się problem Teatru Telewizji

Zamiast tego mamy jakąś propagandową papkę, która przypomina kroniki filmowe z okresu stalinizmu. Kiedyś, w zamierzchłych czasach Polski Ludowej, też była scena faktu. Do dziś pamiętam spektakl "Przed burzą", który był nikczemny w sensie prawdy historycznej, ale pamiętam też z niego wspaniałe kreacje, na przykład śp. Henryka Bisty jako Hitlera. Myślę, że to był tylko taki nurt w Teatrze TV - był to teatr faktu. Ale jak Teatr TV jest tylko teatrem faktu, to nie jest Teatrem Telewizji.

Czy można powiedzieć, że Teatr TV zatoczył pewne koło?

- Mamy w tej chwili do czynienia w teatrze polskim z czymś, co przypomina "politykę kulturalną" - trochę w innym wymiarze; że jak jest współczesna sztuka, to musi się dziać w jakimś blokowisku, muszą być patologie społeczne, jakieś problemy ukazane "od pasa do kolan", musi to być coś bardzo brutalnego i bulwersującego. Wtedy jest dobrze

i tworzy się tak zwany młody teatr. Ja się na to nigdy nie zgodziłem, bo dla mnie polskiego teatru nie ma bez Bałuckiego, Fredry i Wyspiańskiego, ale też bez Różewicza, Mrożka, Stopparda, Taboriego. Znów powrócę do eklektyzmu - to może słowo wyświechtane, ale w teatrze bardzo skuteczne. Tak jak nic złego w teatrze repertuarowym nie stanie się, gdy na jednych deskach spotkają się sztuki Bałuckiego i Dobbiwa, tak nic złego by się nie stało, gdyby się spotkały w Teatrze Telewizji Nie wiem, ile razy oglądałem wspaniale spektakle, "Rewizora" Jerzego Gruzy czy "Trzech sióstr" Aleksandra Bardiniego, ale mógłbym je obejrzeć zawsze.

Ale takiego Teatru TV nikt już nie robi...

- Nie wiem, ale ja bardzo bym chciał, żeby taki był Teatr Telewizji. Ludzie nie chcą oglądać w teatrze czegoś, z czym się zmagają przez okno swojego bloku. Teatr nawet jak mówi o sprawach bardzo brutalnych, powinien dotykać marzeń.

Tymczasem dzisiejszy Teatr TV prezentujący świat "od pasa w dół" jest raczej miejscem dawania odpowiedzi niż zadawania pytań.

- To jest taka dramaturgia "z poniedziałku na wtorek". W środę już jej nie będzie. Siła teatru jest w wielości jego propozycji, w szerokości oferty tematycznej i estetycznej, a nie w dyktacie piszących, że ma być tylko tak, a nie inaczej, bo to jest trendy i tak się teraz robi Tb jest myślenie bardzo wąskiej grupy zwolenników takiego teatru, a przecież teatr zawsze uczył tolerancji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji