Artykuły

Niecierpliwość uczuć

Na scenie Teatru Śląskiego, w prześlicznej, pogodnej i rozświetlonej, scenografii Marka i Ryszarda {#os#}Melliwy, spotykamy się z bohaterami "Ślu­bów panieńskich", do dziś wielce popularnej komedii Aleksandra {#au#207}Fredry{/#}.

Katowickie przedstawienie reży­serowała Anna Polony przy współ­pracy Andrzeja Mrowca. Stworzyli oni spektakl toczący się w dosko­nałym tempie, pełen udanych po­mysłów inscenizacyjnych i żartów sytuacyjnych, przede wszystkim jednak imponujący pięknym po­traktowaniem fredrowskiego wier­sza, który zachowując swoją po­etyckość, jest jednak językiem re­alistycznym, pełnym sensów, zna­czeń i podtekstów. Bo taka też jest ta teatralna opowieść, która wydo­bywa spod szlacheckich strojów odwiecznie ludzkie pragnienia i na­miętności, prowokowane przez uro­dę i walory płci przeciwnej.

Obawiam się jednak, że interpre­tacja Anny Polony idzie w tej mie­rze za daleko, co odbiera pierwo­wzorowi wiele wdzięku i lekkości.

To rzeczywiście utwór o namiętno­ściach, ale także o grze, która te namiętności usiłuje ukryć, przeło­żyć je na język gestów, min, spoj­rzeń, a przede wszystkim intrygi. "Śluby panieńskie" to doskonałe studium rodzenia się miłości, prób jej nazwania i zdobycia partnera - przeciwnika, podczas gdy w kato­wickim przed­stawieniu uczu­cie to ma już postać mocno ero­tyczną, w do­słownym tego słowa znaczeniu. O ile nagość Don Juana w innym spektaklu Teatru Śląskiego, choć odważna, idealnie współgrała z mroczną opowieścią Moliera, o ty­le Klara i Aniela splecione niedwu­znacznym uściskiem, niewiele mają wspólnego z urokiem opowieści o pierwszej miłości. Taka nadinter­pretacja niweczy finezję i delikat­ność, stanowiące o urodzie tekstu Fredry. Zbytek to niecierpliwości uczuć, jak mi się zdaje.

Na szczęście, rąk wędrujących pod spódnicę nie za wiele w tym przedstawieniu, to i nie przesłaniają one naprawdę ogromnych plu­sów całości. Akcja toczy się migo­tliwie i choć wszyscy wiemy, jak się skończy, to przecież obserwuje­my miłosne podchody z prawdziwą przyjemnością, bo tyle na scenie wdzięku, urody i dowcipu.

Piotr Warszawski w roli Gusta­wa pełen jest niekłamanego uroku, szczerość prze­platając błyska­wicznie z łagod­nym wyracho­waniem, zaś je­go uczucia, doprawdy przekonująco pokazane, kamień by poruszyły, a cóż dopiero Anielę. Gucia uko­chana, w interpretacji Anny Kadul­skiej, to też żadne tam cielę, tylko piękna dziewczyna, której serce rwie się do miłości i do przystojne­go amanta. Nie daje się ta Aniela wtłoczyć w schemat ckliwości, bo aktorka znakomicie sygnalizuje (nawet bez proponowanej przez re­żysera, a wspomnianej wyżej, do­słowności) wszystkie jej oczekiwa­nia i pragnienia.

Klara, czyli Katarzyna Kulik, to osóbka nad wyraz gwałtowna i chyba - również w sposobie in­terpretacji - nieco za głośna, ale sympatyczna i nietuzinkowa. Na marginesie: kto wymyślił tę kosz­marną fryzurę, splatającą burzę wspaniałych rudych włosów aktor­ki w obrzydliwe mysie ogonki?

Najbardziej dyskusyjny wydaje się Albin, któremu Grzegorz Przy­był nadaje rys czystej karykatury, pozostającej w niejakiej sprzeczno­ści z realizmem pozostałych posta­ci. Byłoby może o co się spierać, gdyby nie fakt, że śmieszy ten Al­bin wszystkich, ze swoim odtwórcą włącznie, bo gardłowy głos i kan­ciaste ruchy, w zestawieniu z sen­tymentalnym łkaniem nieszczęśni­ka, nie mogą nas nie rozbawić. Ma­ria Stokowska, jako Dobrójska, podkreśla w swojej bohaterce fi­glarność i brak odporności na mę­skie wdzięki. Roman Michalski stworzył niesłychanie wyrazistą i zagraną z niespotykanym tempe­ramentem postać Radosta, tak uro­kliwego, że aż nie wiadomo czemu go Klara nie chciała...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji