Rozerotyzowane śluby
Śluby panieńskie" {#au#207}Fredry{/#} dziś kochają przede wszystkim smakosze teatralni. Anna Polony, reżyser katowickiej inscenizacji, swym dziełem przekonuje, że nawet młody widz może je uznać za interesujące. Tą inscenizacją potwierdza krążące powszechnie opinie, że poczciwy Fredro dowcipnie świntuszyć też umiał.
"Śluby panieńskie czyli magnetyzm serc" jest popularną w czasach Fredry formą "komedii miłości", której mistrzami byli Francuzi {#au#1250}Marivaux{/#} i de {#au#89}Musset{/#}. Już starożytni Grecy wiedzieli, że miłość jest grą, a Fredro jednego z bohaterów "Ślubów" - Gucia - postawił właśnie w sytuacji gracza "rozgrywającego" romansowy scenariusz. By zdobyć oporną mu pannę, z lekkomyślnego trzpiota zmienia się w wytwornego uwodziciela.
Przemiana dokonuje się nie dlatego, że zakochuje się bez pamięci w Anieli, lecz raczej, a nawet na pewno pod wpływem wieści o ślubach niewychodzenia za mąż dwóch kuzyneczek -inteligentnych przeciwniczek w grze.
Uczucie, ów magnetyzm serc, zrodzi się dopiero pod wpływem gry. Podszepnięta przez Gucia Albinowi zmiana taktyki uwodzenia Klary, też przyniosła pożądany skutek. Miłość okazała się najważniejszą grą życia.
Te niuanse owej gry, śledzenie taktyki opartej na literackich wzorcach, stanowią najsmaczniejszą pożywkę dla fredrowskich smakoszy, ale "zjadaczy hamburgerów" nudzą. Trzeba więc było dodać pieprzu, by przemówić do wyobraźni "dyskotekowego" pokolenia, wychowanego na mocno rozerotyzowanym kinie "akcji". Dlatego magnetyzm "Ślubów" Polony jest właśnie bardzo erotyczny. I publiczność to kupuje.
Doskonałą rolę zagrał Piotr Warszawski - Gucio. Albin Grzegorza zbudowany został na kontraście wielkiego, basującego mazgaja. Niezmiernie śmieszy. Figlarny wujaszek Radost Romana {#os#3778}Michalskiego, przeobrażająca się z romansowej dziewczyny w kobietę świadomą swych uczuć Aniela Anny Kadulskiej, ciepła i mądra dojrzałą kobiecością Dobrojska Marii Stokowskiej - właściwie świetny jest cały zespół. No, może poza krzykliwością Klary w wykonaniu Katarzyny Kulik - która to interpretacja raczej mnie zirytowała.
Sukces tej sztuki opiera się jednak przede wszystkim na ogromnej pracy, pomysłowości reżysera. Już dawno nie oglądaliśmy tak ciekawie ogranych rekwizytów, np. tamborka, drutów do włóczki, sofy; tak interesująco stworzonych sytuacji scenicznych. Wysmakowana scenografia Marka Brauna i Ryszarda Melliwy oraz muzyka Jacka Ostaszewskiego dopełniły dzieła, które w swej wymowie niesie pochwałę nie tyle namiętności, co domowego szczęścia. I ten mariaż seksem podszytej formy z moralizatorskim przesłaniem "Ślubów" jest fascynujący.