Artykuły

Być jak Lette?

"Brzydal" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Magdalena Hasiuk w Odrze.

Okładka płyty filmu Być jak John Malkovich (reżyseria Spike Jonze) przedstawia kilkudziesięciu mężczyzn. Każdy z nich zasłonił twarz maską z wizerunkiem amerykańskiego aktora. Już nie ma indywidualnych oblicz, jest za to ciżba klonów, nieludzka i przerażająca, grupa postaci rodem z "Brzydala" Mariusa von Mayenburga. Prapremiera tej sztuki dramaturga berlińskiej Schaubiihne, znanego dotychczas polskim widzom przede wszystkim z Ognia w głowie oraz Pasożytów, odbyła się na scenie Teatru Jaracza w Łodzi.

Klucz do sztuki von Mayenburga stanowi pomysł obejmujący wiele poziomów interpretacyjnych dzieła; naczelna metafora, z której wyłania się fabuła tyleż moralitetowo-uniwersalna, co absurdalna. W "Brzydalu" autor nie mówi nic nowego o rozkładzie konsumpcyjnego społeczeństwa Zachodu, w którym manipulacja dotyka wszystkich dziedzin życia, kiedy to ambicje i potrzeby indywidualnego rozwoju zastępuje wyścig szczurów, a opacznie rozumiany sukces "przysługuje" tylko nielicznym, uosabiającym społeczne wzorce przede wszystkim fizycznej atrakcyjności. To już wiemy skądinąd. Siła von Mayenburga wynika z formy przekazu - prostej, precyzyjnej i tak przezroczystej, że aż porażającej. Widzowie śmieją się wraz z bohaterami, śmieją się z nich, a jednocześnie czują się sparaliżowani wobec takiej wizji świata, rozpoznając w niej rzeczywistość za oknem.

Taki odbiór tekstu stał się możliwy dzięki wycyzelowanej do najmniejszego szczegółu inscenizacji Grzegorza Wiśniewskiego. Rzadko spotyka się w teatrze tak organiczną koegzystencję tego, co napisane, z tym, co przedstawione. Reżyser zaufał tekstowi i aktorom, stworzył im odpowiednie miejsce i sytuacje. Przezroczystej formie tekstu odpowiadają prostota i szlachetność przedstawienia, w którym zarówno śmiech, jak i przerażenie ostatecznie służyły pogłębionej refleksji na temat współczesnego świata.

"Brzydal" to historia wynalazcy Lettego (Mariusz Siudziński), który z powodu nieatrakcyjnego wyglądu nie może podczas kongresu zaprezentować swojego życiowego odkrycia - wtyczki 2CK. Zamiast niego, szef laboratorium Scheffer (Mariusz Saniternik) oddelegowuje tam przystojnego asystenta, niedokładnego śrubokręta Karlmanna (Mariusz Ostrowski). Lette, wspierany przez chirurga-demiurga (w tej roli także Saniternik), postanawia zmienić swą powierzchowność. Wyniki operacji zadziwiają nie tylko lekarza. Ty podobasz się mnie - zachwyca się Fanny (Barbara Marszałek), żona naukowca, która chwilę wcześniej nazywała męża wstrętnym. Mężczyzna z tytułowego brzydala przeistacza się w amanta. Niezwykle sprawny w swojej roli Mariusz Siudziński (momentami do złudzenia przypominający Bogumiła Kobielę, szczególnie z filmu Kobiela na plaży) tylko gra zmianę: fizycznie się nie zmienia, ale widzowie postrzegają go inaczej, aktor po zabiegu "pięknieje". Od tej pory to wyłącznie Lette reklamuje produkty laboratorium, za sowitą gażę demonstrując przy okazji dzieło chirurga. Jako zblazowany piękniś od niechcenia romansuje z dwudziestoma pięcioma kochankami (motyw iście witkacowski), wśród których jest pewna wpływowa siedemdziesięciotrzyletnia dama, w całości odgruzowana (w tej roli także Barbara Marszałek). Nie ulega tylko jej androgynicz-nemu synowi (Mariusz Ostrowski). Towarzysząca wypięknieniu wewnętrzna metamorfoza wynalazcy, jego cynizm i wyrachowanie nie przeszkadzają w żaden sposób w tym, by był on społecznie rozchwytywany. Fenomen pacjenta wykorzystuje sprytny chirurg, rozpoczynając "masową produkcję" mężczyzn z nową twarzą Lettego. Sytuację trafnie komentuje Fanny, zafiksowana na twarz ukochanego mężczyzny i szukająca pociechy w ramionach także przeistoczonego w jej męża jego asystenta. Czas Lettego jednak mija. Takich jak pan jest za dużo - mówi Scheffer, wyrzucając go z pracy. Sens życia pryska. Katastrofa, która wydawała się nieunikniona, w ostatniej chwili zostaje zatrzymana.

Aby opowiedzieć tę współczesną przypowieść, Grzegorz Wiśniewski (twórca także scenografii) ukształtował metaforyczną przestrzeń bez ozdób, zimną i nieludzką. Scenografia przypomina tunel, środek gigantycznej tuby, wnętrze teleskopu, w którym w metalicznym obramowaniu dostrzec można kolejne ścianki z plastiku odpowiadające ogniskującym soczewkom. Niemal wszystko jest tu metaliczno-szaro-czarne (jedyny barwny akcent to wnoszone przez Scheffera mandarynki). Samo miejsce staje się narzędziem badania ludzkiej kondycji w jej wymiarze indywidualnym i społecznym. Oto współczesne kręgi piekła. W scenie transformacji Lettego jedna z przezroczystych przegród zostaje zbryzgana ciemną cieczą, a mo-

że to tylko odbicie światła wywołuje efekt brudnej zasłony. Nawet w tym zimnym i bezdusznym świecie pewne ludzkie decyzje i działania powodują kosmiczne konsekwencje.

Scena przemienia się kolejno w laboratorium naukowe, metaliczny salon współczesnego domu, gabinet lekarski, pokój hotelowy, salę odczytu, windę. Płynna transformacja miejsc odbywa się nie tylko, choć przede wszystkim, dzięki grze aktorów, zmianie detali w ich kostiumach, ale także dzięki różnobarwnemu światłu, przechodzącemu od bladej poświaty, przez czerwień nocnych klubów, do trupiej zieleni. Wszystkie przywołane w ten sposób domeny niewiele się od siebie różnią, są równie bezduszne i anonimowe. Nieliczne meble (a la Ikea) - biurko i krzesła -zmieniają się pod wpływem działań aktorskich. Siła teatru Wiśniewskiego polega na połączeniu prostoty z czystą teatralnością, kiedy to gest aktora, jego spojrzenie i ton głosu całkowicie przemieniają miejsce, przywołują fizycznie nieobecne przedmioty, kształtują sytuacje. Aktor coraz to na nowo formuje świat na oczach widzów, wzbudzając ich zadziwienie i zachwyt.

Asceza środków oraz metaforyczny wymiar sceny doskonale odpowiadają specyfice dramatu. Lekkość i kunsztowność języka von Mayenburga, jego piękno, trafność i rytm wybrzmiewa-ją w całej pełni. Kiedy Scheffer sam odpowiada wobec Lettego na postawione przez siebie pytanie, po co robi się wynalazki, jego replika: Żeby ludzie kupowali, kupowali, kupowali brzmi jak mantra. Z kolei oszczędność tekstu i inscenizacji otwiera dodatkowe możliwości aktorom. Czwórka wykonawców przeistacza się w korowód barwnych postaci. Ich wewnętrzne bogactwo kontrastuje z szarzyzną noszonych przez nich strojów, tyleż eleganckich, co oficjalnych i standardowych. Świat biznesu określony zostaje jako pokaz mody, w którym każdy człowiek zajmuje kolejne miejsce jak model na wybiegu. Wszyscy aktorzy grają bez zarzutu, ale to struktura spektaklu sprawia, że ich role są więcej niż dobre, Grzegorz Wiśniewski skonstruował przedstawienie z obrazów-sytuacji równie prostych, co subtelnych, odgrywanych coraz szybciej w lekko narastającym tempie. Większość z nich to majstersztyki. Bo jak inaczej nazwać małżeńską rozmowę przed telewizorem (współczesny trójkąt), w której mimika i spojrzenia zawierają więcej informacji niż słowa. Spojrzenia Siudzińskiego i Marszałek mówią wszystko, podobnie jak chropowaty glos aktorki w roli wampa. Relacja siedemdziesięciotrzyletniej milionerki z synem jest jedną z najbardziej elektryzujących w całym przedstawieniu. Możliwości transformacji Mariusza Ostrowskiego zadziwiają, podobnie jak dystans Mariusza Saniternika. W ustach jednego z najlepszych aktorów charakterystycznych sekwencja wijącego się jak piskorz szefa skierowana do tytułowego brzydala: Ta pańska twarz nie jest zupełnie w porządku, nabiera dodatkowych znaczeń i niuansów. Wiśniewski cyzeluje niemal każdy obraz. Nawet jeśli scena operacji plastycznej Lettego świadomie przypomina siteom, towarzyszący jej komentarz (reżyser włączył do spektaklu tekst didaskaliów), wypowiadany monstrualnym głosem przez osnutego nikotynowym dymem Ostrowskiego, wprowadza efekt przerażenia. Wszelkie "obyczajowe rozmowy" zostały sprowadzone do esencji, pozostawiając aktorom możliwość i przestrzeń na dookreślenie ich.

Finał spektaklu sprawia, że "Brzydal" nie tylko ukazuje bolączkę współczesnego świata, ale odsłania także ten jedyny raz w pełni ludzkie pragnienie osiągnięcia stanu kryzysowego. Kulminacyjny moment przedstawienia, gdy na dachu wieżowca spotykają się pragnący popełnić samobójstwo mężczyźni o tych samych obliczach, porusza. Krótki dialog wypowiadany przez Lettego i Karlmanna wprowadza patos. Jego fragment brzmi: Ty jesteś mną. / Tęskniłem za sobą. I Kocham. Moment nad przepaścią, o włos od katastrofy, staje się chwilą rozpoznania. Nawet w społeczeństwie masowej produkcji, manipulacji i ogólnego rozkładu wartości pozostaje ludzka tęsknota za nawiązaniem kontaktu ze sobą, pragnienie bliskości i uczuć. Taka relacja człowieka z samym sobą nie może się jednak już dokonać bezpośrednio, ale tylko poprzez kontakt z "Ty". Z "Ty" szczególnym, bo o twarzy "Ja", a do tego jedynie w chwili największego zagrożenia. Ten moment prawdy, zatrzymania się, spotkania ze sobą elektryzuje nawet wówczas, gdy inni, jak chirurg i milionerka, pozostają uwięzieni w swoich rolach.

Jeśli ludzka twarz jest milczącą mową, która została stworzona nie dla siebie, ale dla innego, dla Boga, we współczesnym świecie tylko w sytuacji ostatecznej, krańcowej, wobec śmierci ta mowa potrafi wybrzmieć i zostać wysłuchana. Tylko wówczas człowiek umie choć przez chwilę dostrzec przebłysk życia. Czy to wystarczy, żeby zacząć na nowo w pełni go doświadczać?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji