Artykuły

Biedny Tyrmand

"Życie towarzyskie i uczuciowe" w reż. Mateusza Bednarkiewicza w Teatrze Nowym Praga w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku- Kultura.

Do nieudolnego reżysersko, nadętego pychą "Życia towarzyskiego i uczuciowego" wg Tyrmanda w Teatrze Nowym Praga w Warszawie pasuje jedno określenie - skandal.

Reżyser Mateusz Bednarkiewicz wyznaje w programie, że z zamiarem przeniesienia znakomitej książki Leopolda Tyrmanda nosił się od dawna. Niczego nie nauczyła go widać klapa z adaptacją "W oczach Zachodu" Conrada w poznańskim Teatrze Polskim ani fakt, że "Życie towarzyskie i uczuciowe" to rzecz wybitnie niesceniczna. Brakuje w niej wartkiej akcji jak w "Złym", dominują obserwacje obyczajowe, koloryt czasów i rozbudowana forma. To wszystko z książki autora "Dziennika 1954" czyni materiał dla kina. Jednak teatr stoi na straconej pozycji. Bednarkiewiczowi wszelkie wyzwania i przeszkody nie do pokonania niestraszne. Gdyby wziął sobie do serca opinię Jerzego Koeniga, który żartobliwie radził inscenizatorom, by swe ulubione książki trzymali wysoko na półce i kiedy najdzie ich ochota, przeczytali fragment, nie byłoby nowego przedstawienia w Teatrze Nowym Praga. Grono aktorów nie dopisałoby do swego CV kuriozalnych ról, a nieszczęśni widzowie, zwabieni do Fabryki Trzciny nazwiskiem autora i obsadą, zaoszczędziliby prawie cztery godziny. W "Życiu towarzyskim i uczuciowym" kuleje absolutnie wszystko. Najpierw scenariusz, ponieważ Bednarkiewicz, próbując nie uronić niczego z bogatej w wątki powieści Tyrmanda, gubi doszczętnie wszystko. Historie poszczególnych bohaterów rodzą się na kamieniu i kończą bez jakiejkolwiek pointy. Wyrwane z kontekstu dialogi zamiast robić wrażenia najpierw osłupiają, a potem śmieszą. Obserwacje Polski czasu Tyrmanda, jego fascynacje jazzem, na scenie w Fabryce Trzciny staczają się w żałosny banał. Aż strach pomyśleć, że na to przedstawienie mogą zbłądzić ci, którzy o autorze "Filipa" słyszeli, ale z jego twórczością nie mieli dotąd do czynienia. Więc przyjdą do teatru, usłyszą brzmiące jak czysta grafomania frazy i dojdą do wniosku, że zachwalający pisarza, zwariowali. Tyrmand przewraca się w grobie. Tym bardziej że w odróżnieniu od Jacka Głomba, który w Legnicy zrobił ze "Złego" sensacyjne widowisko jak ze starego dobrego kina, Bednarkiewiczowi nie wychodzą nawet najprostsze statyczne sceny. Reżyseruje prosto - aktor wchodzi, duka swoją kwestię, a partner lub partnerzy patrzą na niego lub w pustkę jak woły na malowane wrota. Nic się nie dzieje, nie ma mowy o relacjach między bohaterami, nawet udawanych emocjach. Zmiany miejsc akcji i perspektyw widzenia sygnalizuje scenograf Agnieszka Zawadowska rozsuwaniem i zaciąganiem prowizorycznych kurtynek i zastawek. Poza tym sceną rządzi wyłącznie "umowność". Być może chodzi o to, by widz wyobraził sobie, że spektakl opatrzony jest scenografią. Niewykluczone też, że po zatrudnieniu dwudziestu aktorów na dekoracje nie starczyło już pieniędzy. Rozumiem, tylko po co na afisz trafia "Życie towarzyskie i uczuciowe"? Jest przecież tyle dwuosobowych jednoaktówek... Na afiszu Grochowska, Garlicki, Dałkowska, Pokojska, Reczek, Talar. Patrzyłem na scenę i przecierałem oczy ze zdumienia. Tak, to byli oni. Nikt nie podszył się ani pod tych, ani pod innych, zdolnych przecież wykonawców. Tymczasem "Życie towarzyskie i uczuciowe" nie jest - jak to się mawia - koncertem gry. Raczej kakofoniczną symfonią, specyficznymi zawodami. Wygrywa ten, kto fałszuje najbardziej. Wszystko to upodabnia spektakl do występu amatorskiego teatrzyku w świetlicy któregoś z domów kultury. Do takiej scenerii dobrze też pasowałaby muzyka Tomasza Hynka, absurdalnie łącząca dawne piosenki z wybranymi bez pomysłu współczesnymi bitami. Nad wszystkim zaś unosi nieprzyjemny zapach reżyserskiej pychy. Bednarkiewicz chce widowiska totalnego, łączącego teatr z minikoncertem, każe siedzieć na tych mękach blisko cztery godziny. Bez żenady powołując się na "Krystiana" (Lupę) i "Wojtka Marczewskiego", kompromituje się do końca. Teatr Nowy Praga nie ma dziś kierownika artystycznego. Podobno kandydatem jest... sam Bednarkiewicz, więc łatwo się domyślić, dlaczego jego "dzieło" zostało dopuszczone do premiery. A nie powinno.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji