Artykuły

Aktorska hańba Stępowskich

Awanturka o "Katyń" jak zapłonęła, tak ucichła. Co było do przewidzenia. Bo do dyskutowania wiele tu nie ma. A nawet jak kto bardzo spragniony oglądania narodowych tragedii, to drugi raz pewnie na dziełku nie wysiedzi. Co się ma odwrotnie do - powiedzmy - "Popiołu i diamentu". W "Popiele" było odwrotnie niż w "Katyniu" - same historyczne łgarstwa, ale jak podane. A tu - sama prawda, a nudno aż skręca.

Na progu kolaboracji

Nic dziwnego. Kino nie jest od tego, żeby pokazywać, jak było. Od tego jest kanał Discovery i podobne. Kino ma dać poruszającą historię. Że szuka takich na wojnie - nic dziwnego. Tam zagęszczenie wypadków i emocji takie, że tylko sięgać garściami. I ja mam nawet pewną propozycję. Temacik wojenny, raz już obrabiany przez film, ale tak fatalnie, że nikt tego nie pamięta. W dodatku - wszystko na faktach. I to nie marginalnych - bo rzecz dotyczy jednego z najlepszych aktorów, jakich mieliśmy kiedykolwiek. Bywał demoniczny w roli szatana, stylowy, gdy grywał amanta w duecie z Połą Negri, patetyczny, gdy odtwarzał słynnego Znachora. Kazimierz Junosza-Stępowski.

Ale dla kina byłby interesujący nie ten Junosza, który jest wielki. Bardziej interesujący byłby Junosza-Stępowski, kiedy jest już nikim. No, prawie nikim. Bo nadchodzi 5 lipca roku 1943. Junosza-Stępowski zostaje zastrzelony przez żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. Dla szerokiej publiczności - szok, dla wtajemniczonych - mniejsze zaskoczenie. Wiedzą, że wybitnemu aktorowi wiedzie się fatalnie. Wprawdzie odmówił zagrania w antypolskiej propagandówce niemieckiej, w filmie "Powrót" i zaczął zarabiać na życie prowadzeniem kawiarenki, którą nazwał "Znachor". Ale niebawem ją zamknął i przeniósł się do prowadzanego przez niemieckich kolaborantów teatru Komedia - wbrew zakazowi władz Polski Podziemnej. To już była hańba - polski gwiazdor grywa pod niemiecką kuratelą wesołe rólki, a za ścianą jego widzów rozstrzeliwują w ulicznych egzekucjach.

Jesteś moją kokainą

Publiczność tłumaczyła sobie, że wielki aktor nie może żyć bez świateł rampy, ale tłumaczyła sobie błędnie. Przyczyna haniebnego postępku Junoszy-Stępowskiego była zupełnie inna. Otóż aktor miał na utrzymaniu żonę kokainistkę w zaawansowanym stadium. W dodatku żonę, na której punkcie dosłownie oszalał. Jadwiga Kosówka była śliczną niebieskooką brunetką - młodsza od niego o 20 lat.

Córka dozorcy warszawskiej kamienicy, która podawała się za rosyjską arystokratkę. Trochę puszczalska, na scenie całkowite beztalencie. Ale Junosza-Stępowski uparł się, że zrobi z niej gwiazdę. Od dyrektorów teatrów żądał, by partnerowała mu w wielkich rolach. Nie godzili się. Więc objeżdżał z nią prowincjonalne teatrzyki. Kończyło się to tak, że publiczność nawet w zapadłych dziurach wygwizdywała ją i żądała zwrotu za bilety. Ona sama nie wytrzymywała presji bycia żoną wielkiego Junoszy i zaczęła najpierw uśmierzać stres morfiną, a potem kokainą. To były czasy, że z Wiednia do Warszawy woziło się kokainę w walizeczce, a kiedy celnik pytał, co to takiego, mówiło się, że to puder. I celnik przepuszczał, bo o kokainie nie wiedział nic. Za okupacji o proszek było już jednak znacznie trudniej. Jadwiga wyniosła już z domu wszystkie rzeczy dające się spieniężyć, zadłużyła się u wszystkich przyjaciół. Samemu Junoszy nikt już od dawna pieniędzy nie pożyczał, bo wiadomo było, że nie odda. A na kokainę ciągle brakowało.

Biały proszek z gestapo

Ale Jadwiga znalazła wyjście. Zbierała pieniądze od znajomych, którzy mieli bliskich w obozach koncentracyjnych na łapówki. Miała je wręczać znajomym hitlerowcom, a ci mieli uwalniać swoje ofiary. W rzeczywistości wszystkie te, zdobyte najwyższym wysiłkiem, fundusze szły na kokainę. Niespokojne rodziny zaczęły na własna rękę dowiadywać się o los najbliższych w gestapo i tak niemiecka tajna policja polityczna zorientowała się, że ma w ręku nieocenioną informatorkę. Za kolejne porcje kokainy Stępkowska sypie teraz nawet świetnie zakonspirowanych żołnierzy podziemia. Trafiają do Oświęcimia, są rozstrzeliwani w Palmirach, w Lasku Bielańskim.

Ale i ją namierzył wywiad AK. 5 lipca 1943 roku do mieszkania Stępowskich zastukali dwaj żołnierze Polski Podziemnej. Bardzo zdenerwowani, bo zabójstwo żony wielkiego aktora to nie taki zwykły wyrok. Podali się załączników z gestapo, a kiedy Stępowska wyszła do przedpokoju, zaczęli odczytywać wyrok. Wówczas ze swego gabinetu wyszedł też Junosza-Stępowski i widząc, na co się zanosi, własnym ciałem zasłonił żonę. Było już jednak za późno, kula ugodziła go w brzuch, zmarł na rękach żony.

Jadwiga Stępowska przeżyła go o kilka miesięcy. Był to dla niej straszny okres. Gestapo przestało się nią interesować, bo podziemie odcięło ją od wszelkich informacji. Na kokainę, oczywiście, brakowało, przyjaciele się odwrócili. Kiedy więc 21 marca zjawił się u niej rzekomy dyrektor banku, aby kupić jakieś obrazy, których do tej pory nie udało się upłynnić, natychmiast zaprosiła go do salonu. Rzekomy dyrektor wyjął rewolwer, strzelił jej w serce i w skroń. Dochodzenie prowadziła tylko granatowa policja i szybko je zamknęła z powodu niewykrycia sprawców. Jadwigę Stępowska pochowano na Powązkach obok męża. Na pogrzeb przyszło tylko kilka osób.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji