Artykuły

"Atelier", Herdegen i Junior

W Dzień Teatru w "Ateneum" nastąpiło otwarcie nowej, trzeciej sceny nazwanej "Atelier". Jest to scena nocna. Spektakle zaczynają się o godz. 22. Scena ta ma umożliwić twórcom realizacje przedstawień, któ­re z powodu ryzyka artystycznego, a także z powodów technicznych, finan­sowych itp., nie znalazłyby miejsca w normalnych planach repertuarowych. Pierwszą premierą był "Bloomusalem" Joyce'a. Wyreżyserowany i przedsta­wiony w scenografii Grzegorzewskiego XV Epizod z "Ulissesa" stał się wido­wiskiem niezmiernie interesującym. Zaczyna się na dużej scenie, na wido­wni zajętych jest tylko dziesięć pierw­szych rzędów i zaraz na początku, w ciemności, gdy słychać tylko dźwięki przetworzone, do muzyki konkretnej podobne, nad publiczność wjeżdża czarny dach, z obu stron zasuwają się czarne ściany, jesteśmy uwięzieni w pudełku. Potem na scenie trwa ekspe­ryment z "Ulisseiem" wśród zaśpiewów i pobrzękiwań sznurów rozciąg­niętych i żelastwa. Nie umknął twórcy tego widowiska humor słowny i sytua­cyjny. Grzegorzewski nie modli się do "Ulissesa", on go po prostu prze­kłada na język teatru adekwatny w stosunku do tego, czym jest pierwo­wzór, o którym mówiono, że pogrze­bał prozę dziewiętnastego wieku.

W drugiej części jest jeszcze dziw­niej. Reżyser zabudował i rozplanował przestrzeń całego teatru na dole, po­dobnie jak w "Ameryce" Kafki. Tylko wówczas widzowie siedzieli wokół małej sceny. Teraz krzesła są puste, pu­bliczność snuje się po hallu, musi do niej dotrzeć to, co dzieje się wokół.

Na premierze prasowej był nastrój. Wszyscy się znali, więc wymieniano uwagi. Redaktor Rakowski twierdził, że ogromna maszyna, której koło z niemałym wysiłkiem obracała Elżbieta Kępińska, jest zwyczajnym maglem. Nawet przez chwilę walczył ze sobą, czy pomóc aktorce, czy podrzucić jej swoją koszulę do zmaglowania, ale obecna na widowni Ryszarda Hanin po­wiedziała, że to "maszyna do robie­nia miłości". Niebawem okazało się, że ma rację, bo spod brezentu rozle­gło się wezwanie: "Cała jestem naga, mam tylko gąbkę" - i panowie rzu­cili się w tym kierunku tym bardziej, że już przedtem inna aktorka okazy­wała na scenie uda i piersi. Na we­zwanie pośpieszył nawet nobliwy Woj­ciech Natanson, ale w pierwszym rzę­dzie i tak znalazła się pani Sołuba, która bardzo twardo powiedziała, te też musi zobaczyć. Tymczasem z przeciwnej strony na wieszakach szatni, w bardzo niewygodnej pozycji siedziała Hanna Skarżanka. Gdy się już wszyscy przyzwyczaili, że jest dziwnie, że re­żyser nagromadził stosy pomysłów i Maryla Kosińska szepnęła "nudno", zgasło nagle światło i w zupełnej cie­mności publiczność zbiła się pod fi­larami okręconymi czarnym brezen­tem. W tym brezencie tkwiły białe las­ki ślepców i kto praktyczniejszy, ma­jąc na względzie niedawne doświad­czenia z Japończykami, macał, czy da­dzą się wyciągnąć. Ale nie były potrzebne. Bo wśród zbitej publiczności z niesłychaną precyzją i ostrożnością poruszali się aktorzy.

Teraz już czas powiedzieć, że tak pomyślane widowisko wymagało od wszystkich wykonawców, niesłychanej precyzji i dyscypliny, z czego wywią­zali się znakomicie. W ten sposób sta­liśmy się świadkami dalszych poszuki­wań w teatrze, gdzie muzyka, prze­strzeń, plastyka, ruch zaczynają od­grywać większą rolę niż słowo.

A jeśli się ktoś za słowem na sce­nie stęsknił, jeśli przejął się hasłem te­gorocznego Dnia Teatru mówiącym o pisarzu a nie inscenizatorze - radzę iść do Starej Prochowni, gdzie Leszek Herdegen przedstawia "Niobe" Gałczyńskiego. Ale jak przedstawia! jak brzmią tu słowa poety! ile znaczy sło­wo wypowiadane! Widziałam tego uta­lentowanego aktora w wielu pięknych rolach, tu jego kunszt jest czysty, wi­doczny jak na dłoni, goły. I napra­wdę - ogromny.

A w ogóle to w Warszawie upały. Po wiosennej zimie nadeszła letnia wio­sna, zaroiło się na ulicach od koloro­wych wdzianek, a w Juniorze znów rewelacja: texasowe spodnie i bluzy "Pacyfik" dla młodzieży. I kilometro­we, barwne kolejki młodzieży przy stoiskach. Pani kierowniczka działu sprzedaży na II piętrze powiedziała mi, że nader sympatycznie pracuje im się z młodzieżą. Żadnego zamieszania, przepychania. Sto razy gorzej robi się, gdy zjawiają się rodzice! Ot, proszę, jaki wstyd dla naszego pokolenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji