Artykuły

Daleko od Verne'a

Dzieci klaskały, stare konie piszczały z zachwytu po czwartkowej premierze W 80 dni dookoła świata po stu latach Jerzego Bielunasa. Każdy teatr chciałby mieć taką publiczność

"Bielunas sprawnie realizuje we Wrocławiu muzyczne awanturki teatralne: Doktora Doolitle, 101 dalmatyńczyków, a teraz show według Verne'a. Ostatnia z tych prac - na scenie Capitolu -jest niezwykle kolorowa, roztańczona i rozśpiewana. Bohaterowie śmiało brykają wśród makiet łodzi podwodnych, automobili i lokomotyw, a nawet wznoszą się pod sufit w koszach balonu, wyśpiewując i wytańcowując niezbyt dramatyczne losy młodego Fileasa Fogga i Jeana Passepartout, którzy postanowili powtórzyć wyczyn swoich przodków.

Bohaterowie, korzystając z XIX-wiecznych wynalazków techniki, albo okrążą świat w 80 dni, albo przegrają zakład o pół miliona funtów. Dla zwiększenia dawki emocji ich wyścig z czasem utrudniają przestępcy wynajęci przez niezbyt honorowych członków londyńskiego klubu Reforma, skąd duet Fogg/Passepartout wystartował.

Bez psychologii

Mnie spektakl podobał się średnio. Jestem fanem Verne'a, więc złości mnie, że reżyser wraz ze scenografką Honoratą Mochalską zmienili niezwykle sugestywny, gęsty w odwzorowaniu materii świat w plażową przygodę. To, co w powieści pachnie, oddaje kształt i barwy mieszkańców kilku kontynentów, wrocławscy realizatorzy zmienili w dwuwymiarową przestrzeń ekraników i ekranów. Kompletnie też przepadła psychologia postaci. Powieściowy Fogg to wybitne studium snoba, Junior Fogg w ciepłej interpretacji Mariusza Kiljana mógłby być co najwyżej partnerem Koziołka Matołka. Broni postać Passpartout Grzegorz Wojdon - żywiołowy wiercipięta ma problem, by choć minutę ustać na scenie. Zaciekawia punk- królewna Auda Agnieszki Bogdan, która dzięki bohaterom nie zostaje zamknięta na resztę życia w świątyni w środku dżungli - łoi skórę złoczyńcom, korzystając z technik karate. Trochę mało, by rywalizować z powieścią. Komputerowe animacje z obrazem pustyni i oceanu miały sugerować przemieszczanie się bohaterów, ale wypadły szaro i brzydko. Także choreografia Katarzyny Aleksander-Kmieć przypominała zaledwie poranny fitness.

Świetna muzyka, piękne kostiumy

Co dobrego? Oprócz wspomnianych ról świetne, grające live z rockowym pazurem Legitymacje: Konrad Imiela, Cezary Studniak i Sambor Dudziński. Mimo raczej dydaktycznych niż artystycznych tekstów piosenek ze spektaklu naprawdę chciało się słuchać, podśpiewując refreny (zwłaszcza ten o groźnym haszyszu) z artystami Capitolu. Był też kolorowy chiński cyrk ze smokami, były czarujące parasolki--meduzy - niemała w tym zasługa kostiumów Elżbiety Terlikowskiej. Widzowie serdecznie oklaskiwali także żywiołowość, urodę i uśmiech występujących artystów - w takiej masie to rzadkość w polskim teatrze. A że o gustach źle dyskutować, sprawdźcie sami, czy to nudy na pudy, czy show i szał".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji