Artykuły

Już jestem dziadkim

- Dziś w filmie grają wszyscy, łącznie z modelkami, dziennikarzami, piosenkarzami, sportowcami, kurami, motocyklami i tak dalej. Nie ma zapotrzebowania na aktorów wyposażonych w przyzwoity warsztat - mówi PIOTR FRONCZEWSKI, aktor Teatru Ateneum w Warszawie.

"Kolację dla głupca" [na zdjęciu] graliście ponad 400 razy, premiera w Teatrze Ateneum odbyła się w 2001 roku. To chyba bardzo długo?

- To absolutny rekord, coś, co się nie zdarza w naszych czasach. 400 spektakl był w kwietniu, z "Kolacją..." jeździmy po całej Polsce i ona ciągle się podoba. To przecież farsa, którą staraliśmy się uszlachetnić, pójść w stronę komedii i chyba się to udało, bo ludzie bawią się doskonale. Ale to też dowód na to, że widzowie oczekują zabawy i jeśli zgadzają się na jakąś poważniejszą refleksję to podaną lekko.

Ta liczba przedstawień to także rekord powtórzeń w pana karierze?

- Tak, coś takiego zdarza się naprawdę rzadko.

Widząc ten tłum na widowni jest pan spokojny o przyszłość teatru?

- Teatr z pewnością ma wielką przyszłość. Mija czas zachwytu i zachłyśnięcia się techniką i komercyjnymi sztuczkami elektronicznymi. Mam nadzieję, że ten zapas się wyczerpuje i już wracamy do teatru, aby spotkać się z żywym człowiekiem.

Bardzo wzbraniał się pan przed rozmową twierdząc, że nic inteligentnego pan nie powie, bo jest pan zbyt zmęczony. Ale to kokieteria. Czyta pan literaturę filozoficzną i powszechnie uznawany jest pan za aktora intelektualnego. Więc jak to jest z tym intelektualizmem w zawodzie, czy inteligencja w nim przeszkadza?

- Nie aspiruję do miana intelektualisty, chociaż jestem wykształciuchem. Mam jednak świadomość licznych braków i luk nie tylko w pamięci, także w wykształceniu. Jestem tylko aktorem i uważam, że w tym zawodzie inteligencja jest niezbędna, bo przecież zadaniem artysty jest próba zrozumienia świata, a następnie wyrażenia tego. A w ogóle to ja jestem nieśmiałym, wstydliwym człowiekiem. Prywatnie i w pracy, a to bywa uciążliwe. Tego chyba nie mają młodzi aktorzy, odważni, bez kompleksów. Moja generacja wychowała się w pewnej pokorze wobec świata i sztuki.

Panie Piotrze, z żalem stwierdzam, że w filmie pana nie można zobaczyć. A może przygotowuje pan coś nowego?

- Niestety, najwyraźniej nie ma zapotrzebowania na takiego gościa jak ja, bo nie dostaję żadnych interesujących propozycji. Zresztą wydaje mi się, że jeśli chodzi o polskie scenariusze jest kiepsko. Widać to było na ostatnim festiwalu filmu polskiego w Gdyni. Poza tym dziś w filmie grają wszyscy, łącznie z modelkami, dziennikarzami, piosenkarzami, sportowcami, kurami, motocyklami i tak dalej. Nie ma zapotrzebowania na aktorów wyposażonych w przyzwoity warsztat. Ot co.

Na szczęście pana słychać. Udziela pan swego głosu różnym bohaterom, czytał pan "Ogniem i mieczem", był pan tygrysem Diego w "Epoce lodowcowej", a ostatnio nagrał pan "Harry'ego Pottera". Jak do tego doszło? Czyżby był pan fanem tego rodzaju książek?

- Fanem raczej nie jestem, a wydawnictwo Media Rodzina zaproponowało mi nagranie audiobooka, więc czytałem kolejne tomy przygód. Oprócz jednego, bo skomplikowały się terminy i musiał mnie zastąpić Witek Zborowski.

Jak pan wspomina tę pracę?

- Morderczo. To nie jest proza pamiętnikarska czy narracja opisowa, tylko powieść o bardzo wartkiej akcji. Jest w niej wiele bardzo różnorodnych postaci. To wszystko trzeba ubrać w jakiś wiarygodny dźwięk i to jest naprawdę ciężka fizyczna praca. Pani Rolling jest bardzo płodną pisarką i ostatnia nagrana przeze mnie część, "Zakon Feniksa", liczy ponad tysiąc stron. Nagranie zajęło mi ponad sto godzin. Tyle czasu spędziłem w studiu. By przesłuchać 24 płyty CD, bo tyle zajął ten tom, potrzeba 30 godzin, a na całość, pięć tomów - aż 83 godziny.

A na rynku jest już kolejny tom, więc przystępuje pan do pracy?

- Czeka mnie to, ale mam nadzieję, że ten tom jest trochę chudszy, może 700-800 stron. Wiem, że warto się pomęczyć, bo ludzie chętnie słuchają. Nawet moje stare córki też tego słuchały.

A czy pana córki mają już dzieci?

- Tak, już jestem dziadem.

I czyta pan wnukom bajki?

- Na szczęście jeszcze nie muszę, bo Anka jest malutka i nie kapuje za bardzo, co się mówi, ale czeka mnie to w najbliższej przyszłości.

Pozazdrościć takiego dziadka. A nad czym pan obecnie pracuje?

- W Ateneum cały czas gram Edypa w reżyserii Gustawa Holoubka, opowiadam też Porfirego w "Zbrodni i karze". Przygotowujemy spektakl muzyczny Andrzeja Poniedzielskiego "Stacyjka Zdrój". Cieszę się, że biorę w tym udział, bo scenariusz jest bardzo piękny, pełen humoru i mądrości. A premiera będzie na wiosnę.

Panie Piotrze, rzadko pan zagląda do Kielc czy na ziemię świętokrzyską. Jest szansa, by to się zmieniło?

- Problem w tym, że ja nie jestem typem podróżnika, nie lubię podróżować i zwiedzać, więc w celach poznawczych raczej się tu nie zjawię. Chyba że na emeryturze, która już jest na horyzoncie, może ona sprawi, że sobie - ale to też w dużym cudzysłowie - popodróżuję. Ale jeśli otrzymamy zaproszenie do zagrania czegoś z naszego repertuaru, chętnie.

Dziękuję za rozmowę.

***

Piotr Fronczewski

Ma 61 lat. Jeden z najpopularniejszych i najlepszych polskich aktorów. Znany z ról teatralnych i filmowych, z dubbingu, a także piosenek, które wykonywał jako Franek Kimono. Nagrał wiele audiobooków, czyli książek do słuchania, między innymi z przygodami Harry'ego Pottera. Aktor warszawskiego Teatru Ateneum. W Kielcach gościł ostatnio ze spektaklem "Kolacja dla głupca ".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji