Artykuły

Szymanowski na wesoło

O szczegółach spektaklu i koncepcji realizacyjnej można oczywiście dyskutować. Nie ulega jednak wątpliwości, że prapremiera operetki Karola Szymanowskiego w Operze Krakowskiej - wpisana w ramy III Festiwalu Muzyki Polskiej i współgrająca z ideą przywracania do życia tego, co nieznane i zapomniane - stała się ważnym wydarzeniem nie tylko na skalę lokalną, wnoszącym dodatkowo optymistyczny powiew w mglisto-jesienne nastroje - pisze Adam Walaciński w Dzienniku Polskim.

Muzykologiczno-teatralny duet entuzjastów - Teresa Chylińska i Józef Opalski oraz Andrzej Kosowski, redaktor naczelny PWM, zawiązali grupę spiskową, która wciągnęła w swe sidła kilka niewinnych osób i po długotrwałych staraniach i zakulisowych knowaniach doprowadziła do wystawienia przez Operę Krakowską operetki Karola Szymanowskiego "Loteria na mężów, czyli Narzeczony nr 69". Sporo na ten temat już napisano i wszyscy wiedzą, że do tej pory nie ujrzała ona nigdy świateł sceny i że libretto zaginęło, a zachowały się tylko teksty śpiewane. Problemem zasadniczym było więc, co właściwie wystawiać, bo same fragmenty muzyczne bez łączących je dialogów, których musiało być sporo, są jedynie wdzięczną "wiązanką melodii operetkowych", ładnych i łatwo wpadających w ucho, ale treść libretta i bieg akcji można z nich wydedukować jedynie w najogólniejszych zarysach.

***

Informacja, podawana w różnych zapowiedziach, że "brakujące teksty uzupełnił" Wojciech Graniczewski, jest ogólnikowa i myląca, bo sugeruje, że literat siadł, albo i nie siadał tylko na stojąco coś tam tu i ówdzie dopisał. Ale sprawa nie była wcale taka prosta. Można było podjąć próbę dowolnej rekonstrukcji zaginionego libretta, zrobienia podróbki na modłę świeżo malowanych "portretów przodków", co choć z pozoru słuszne dałoby w rezultacie chyba jakąś teatralną ramotę, lub szukać innego rozwiązania, o co właśnie pokusił się Graniczewski. Napisał współczesną sztukę teatralną o spadkobierczyniach ekscentrycznego wuja Charliego, który w testamencie zapisał im jedynie rodzinne pamiątki i różnymi sposobami powiązał ją zręcznie z oryginalnymi fragmentami operetki, której postacie są przywoływane z przeszłości we wspomnieniach. Mamy więc teatralną symultankę rozgrywaną na oddzielnych planach scenicznych: aktorska trójka spadkobierczyń buszuje na zakurzonym strychu, zawieszonym nad sceną, na której toczy się akcja tytułowej operetki.

***

Realizatorzy spektaklu puścili wodze fantazji: Agata Duda-Gracz zaprojektowała barwne kostiumy i wyborną scenografię z zabawnymi elementami, co pozwoliło reżyserowi na rozwinięcie feerii pomysłów inscenizacyjnych, lekko groteskowych lub parodystycznie przerysowanych, powiązanych z akcją lub tylko luźno z nią związanych na zasadzie abstrakcyjnego humoru, jak np. tercet zgrabnych nóżek - raz damskich, raz męskich, tańczących w akwarium, które ogląda po kryjomu dostojny Tobiasz Helgoland (Kazimierz Różewicz), czy kuplety śpiewane przez Prezesową Klubu Starych Panien (Bożenę Zawiślak-Dolny) masowaną przez dwóch krzepkich masażystów, w czym dostrzegłem kpiny z eksponowania erotyzmu w kulturze masowej. Z drugiej zaś strony Opalski i Agata Duda-Gracz sięgają do arsenału różnych efektów tej proweniencji już bez żadnych parodystycznych zamiarów. Ale ich celem nie jest wzbudzenie donośnego rechotu, lecz zabawa w dobrym guście. Nie chcę wyjść na zadufka, więc nie powiem, że dla inteligentnych.

Nie ma sensu streszczanie loteryjnych perypetii i uczuciowych rozterek braci Helgoland, Charly'ego (Ryszard Kalus) i Darly'ego (Adam Sobierajski) oraz ich partnerek Sary i Molly Troodwood (Agnieszka Tomaszewska i Joanna Dobrakowska), toczących się na tle muzyki Szymanowskiego, będącej wszak główną bohaterką tego operetkowego spektaklu. Wszyscy się nią zachwycają, że taka melodyjna i lekka, dowcipna i pełna wdzięku. Istotnie w dorobku Szymanowskiego jest to pozycja wyjątkowa. W katalogu jego dzieł "Loteria na mężów" sytuuje się chronologicznie między cyklami pieśni do słów poetów niemieckich i do poezji Tadeusza Micińskiego ze zbioru "W mroku gwiazd", zaś kończył ją Szymanowski, równolegle do szkicowania "II Symfonii". Trudno o większy kontrast stylistyczny i wyrazowy.

***

Wiadomo, że operetkę napisał z myślą o szybkim zrobieniu kariery i... pieniędzy. Ale był przecież kompozytorem utalentowanym i potencjalnie wszechstronnym, więc nie jest czymś aż tak nadzwyczajnym, że lekką ręką zgrabnie i z inwencją napisał coś bardzo przystępnego, czy wręcz rozrywkowego, na co później, kiedy stanął na wzniosłym piedestale twórcy narodowego, nie mógł już sobie pozwolić. Zacząłem od działań "grupy spiskowej", więc wspomnę jeszcze, że jej macki sięgnęły aż do Wiednia, skąd w charakterze konsultanta wokalnego ściągnięto Helenę Łazarską. Kierownictwo muzyczne spektaklu sprawuje Piotr Sułkowski, a choreografię opracowali Iwona Runowska-Badurek i Jacek Badurek.

O szczegółach spektaklu i koncepcji realizacyjnej można oczywiście dyskutować, bo przecież różne mają ludzie gusta i różne poczucie humoru. Wykonawców i kreacje wokalne prześwietli zapewne jeszcze operowa specjalistka, Anna Woźniakowska. Nie ulega jednak wątpliwości, że prapremiera operetki Karola Szymanowskiego w Operze Krakowskiej - wpisana w ramy III Festiwalu Muzyki Polskiej i współgrająca z ideą przywracania do życia tego, co nieznane i zapomniane - stała się ważnym wydarzeniem nie tylko na skalę lokalną, wnoszącym dodatkowo optymistyczny powiew w mglisto-jesienne nastroje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji