Artykuły

Jest czego zazdrościć

II Przegląd Teatralny "Forma" w Kielcach podsumowuje Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.

Kielce nie należą do miast szczególnie aktywnych teatralnie. O Teatrze im. Żeromskiego w prasie ogólnopolskiej pisze się mało lub nienajlepiej. Teatr Lalki i Aktora "Kubuś", ze względu na repertuar przeznaczony głównie dla dzieci nawet lokalnie jest lekceważony. Kielecki Teatr Tańca występuje w ciągu roku w Kielcach tylko kilkanaście razy. Jest jeszcze Stowarzyszenie Teatralne "Ecce Homo" - jedyna znacząca formacja w mieście zajmująca się teatrem alternatywnym. Kilka dobrych lat temu zaprzestano organizacji przeglądu "Drogi Teatru - Spotkania", imprezy o ośmioletniej tradycji. Zaskoczeniem była więc ubiegłoroczna decyzja Kieleckiego Centrum Kultury, które przygotowało dla mieszkańców miasta I Przegląd Teatralny "Forma", a jeszcze większym - tegoroczny program Formy 2007 (14-21 października). Teraz już wiem, czego Kielce mogą zazdrościć polskim teatrom.

W Kielcach mieliśmy okazję obejrzeć kilka naprawdę dobrych spektakli. Po raz pierwszy w naszym mieście pojawił się Teatr im. Modrzejewskiej z Legnicy, który na Bazie Zbożowej zaprezentował "Dziady" w reżyserii Lecha Raczaka. Konsekwentnie zrealizowany i wykonany na scenie pomysł - to główna siła tego spektaklu. "Dziady" to nie dramat romantycznej jednostki, ale całego pokolenia Konradów-Gustawów, którzy kilkanaście lat temu walczyli o wolną Polskę. Kim są teraz? Czym się zajmują? Raczak pozwolił im znowu śnić, że są młodzi, pełni energii i ducha walki. Pokoleniowość "Dziadów" daje siłę i przejrzystość temu spektaklowi, pokazuje jego ciągłą aktualność, tak często gubioną współcześnie w teatrze. Dodatkowym plusem są wyeksponowane siły Dobra i Zła. Demoniczne Duchy są siłami sprawczymi całego dramatu, a obraz kulawego, poturbowanego Anioła pozostanie ze mną na długo. Mimo zarzutów podnoszonych przez krytyków, że to kalki ze Swinarskiego, aktorstwo "alternatywne" (brakowało tylko zanurzania głowy w wiaderku), uważam ten spektakl za naprawdę dobry i ważny w historii polskich realizacji scenicznych "Dziadów". Pokazuje możliwości zespołu Teatru z Legnicy, prowadzonego przez reżysera, który wie, co i jak chce przekazać. Dodatkowym powodem do zazdrości była książka sprzedawana przed spektaklem. Teatr im. Modrzejewskiej ma własną publikację: antologię dramatów napisanych specjalnie dla teatru w Legnicy, wydaną przez wydawnictwo "Słowo - Obraz - Terytoria" z okazji I Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Miasto", który odbył się jesienią tego roku.

Drugim ważnym przedstawieniem było "Ja jestem zmartwychwstaniem" Przemysława Wojcieszka z Teatru Dramatycznego im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. To pierwsza premiera na Scenie Kameralnej w tym teatrze, utworzonej specjalnie, aby wystawiać tam polskie prapremiery. "Ja jestem zmartwychwstaniem" to sztuka napisana przez Wojcieszka specjalnie dla Wałbrzycha. Historia księdza, który zrzucił sutannę i próbuje sobie ułożyć życie "cywilne", jest niezwykle przejmująca i ciekawa. Wiesław nie zmienia środowiska, spotyka swoich byłych parafian, zapija beznadzieję i poczucie winy alkoholem. Nie wiadomo, co go do tego pchnęło: własne sumienie, czy chęć autodestrukcji. Ksiądz jest mocno osadzony w realiach Wałbrzycha. Obok dramatu jednostki, mamy dramat społeczności lokalnej: brak perspektyw, beznadzieja codzienności, nuda i niemożność odmiany swojego losu. Duże brawa za kreacje aktorskie zwłaszcza dla pań, grających prostytutki: Aleksandry Cybulskiej (Marta) i Marty Zięby (Ewelina). Grając takie role niezwykle łatwo popaść w przesadę, pójść w karykaturę i śmieszność. Panie uniknęły tej pokusy. Zespół z Wałbrzycha jest bardziej nierówny od legnickiego. Obok świetnych kreacji: prostytutek, Wiesława (Andrzej Szubski), Tomasza (Dariusz Maj) były i gorsze bardziej sztuczne, np. Andrzeja (Ryszard Węgrzyn). Mimo to, jest czego zazdrościć. Chciałoby się, aby ktoś opowiedział nam na scenie, jak się żyje w Kielcach.

Na Formie swoją dość liczną reprezentację miały także teatry tańca i balety. Najwyżej należy ocenić oczywiście balet Borysa Ejfmana, który już kilkakrotnie gościł w Kielcach. Tym razem rosyjscy tancerze zaprezentowali "Mewę" według Czechowa. Kunszt tańca i świetne pomysły inscenizacyjne sprawiły, że historia młodej tancerki i doświadczonej primabaleriny oraz ich romans z choreografem były niezwykle czytelne i przejmujące. Dobrą propozycję przedstawił także Teatr Tańca "Zawirowania" ze Starej Prochoffni w Warszawie. Opowieść o tym, co dzieje się w głowach "ugarniturowionych" pracowników korporacji urzekała głównie prostotą i pomysłami inscenizacyjnymi - scena gwałtu była naprawdę doskonała! I znowu mamy powód do zazdrości. Rozczarował - mnie już nie po raz pierwszy - Kielecki Teatr Tańca. Spektakl "Metamorfozy" jest zbiorem głównie synchronicznych układów tanecznych, z których nie da się wyczytać (przynajmniej ja nie potrafię) żadnej idei. Trudno się dziwić, jeśli inscenizacyjnie dba się bardziej o wygląd scen niż o przesłanie, jakie za sobą niosą. Umieszczone na scenie klatki, które jednoznacznie kojarzą się z ograniczeniem przestrzeni, są dowolnie przez tancerzy zasiedlane i opuszczane. Zmiana stroju związana jest głównie ze zmianą oświetlenia, a nie tematem, czy opowieścią (można się rozebrać i potem ubrać, nie wiadomo po co). Liczyłam, że podwojenie tancerek przyniesie jakieś wyjaśnienie przynajmniej tytułu "Metamorfozy" (tańczą po dwie przy drewnianych kubikach). Nic z tego - wszystkie ubrane są jednakowo, a ich taniec niewiele się o od siebie różni. Nie wątpię, że w kieleckim teatrze są wybitni tancerze o doskonale opanowanej technice. Jednak nad wyrazem artystycznym, zwłaszcza, gdy nosi się miano Teatru Tańca, a nie zespołu tanecznego, kielczanie muszą jeszcze dużo popracować lub zatrudnić lepszych choreografów.

Rozczarowała nieco "Balladyna" z Teatru Banialuka z Bielska-Białej. Ciekawa scenografia, duże, 2-metrowe lalki, a jednak spektakl był nieco nużący i mało magiczny. Wyobraźnia Słowackiego i jego zabawa z Szekspirem wydaje się być wręcz predestynowana dla teatru lalek: w końcu jak pokazać Goplanę, Chochlika i Skierkę, a nawet martwą Alinę czy Grabca zaklętego w wierzbę? Reżyser Petr Nosalek zdecydował się na "ulalkowienie" ludzi, a postaci fantastyczne pozostawił w wersji aktorskiej. Mimo to i tak jest czego zazdrościć: gabaryty sceny kieleckiego "Kubusia" nie pozwoliłyby na taki spektakl, a przedstawienia dla dorosłych robione są w Kielcach zbyt rzadko.

Największym ewenementem przeglądu był spektakl Teatru Polskiego w Warszawie. "Cyjanek o piątej" Pavela Kohouta w reżyserii Doroty Ignatjew. Minimalna scenografia, 40-minut z dwoma aktorkami na scenie. Opowieść o Zofii, która przywłaszcza sobie historię Żydówki z getta jest pojedynkiem dwóch kobiet, a nie nudną martyrologią. Spektakl ma powolne tempo, a mimo to tętni emocjami i zajmuje widownię. Sprawiło to z pewnością dobre aktorstwo i przemyślana reżyseria, jakby skrojona na wytrzymałość widzów. Po raz kolejny jest czego zazdrościć.

Szkoda, że tak niewiele osób miało okazję to zauważyć, a na spektaklach II Przeglądu Teatralnego "Forma" nie było pełnej widowni.

na zdjęciu: "Dziady" w reż. Lecha Raczaka, Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji