Artykuły

Erotyczne tajemnice niejednej prababci

"Loteria na mężów, czyli Narzeczony nr 69" w reż. Józefa Opalskiego w Operze Krakowskiej. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.

Co robiły nasze prababcie, kiedy w ich żyłach płynęła młoda krew, rozbudzone zmysły nie dawały spać, a rodzące się namiętności niewiele już miały wspólnego z westchnieniami pensjonarek? Czy tylko grzecznie ściągały buzię w ciup i pozwalały w romantycznych uniesieniach spływać łzom na karty pamiętnika? A może czasami zrzucały z siebie ciasne gorsety, burzyły udrapowane fryzury i dawały ponieść się nie tylko małżeńskiej namiętności?

Pewnie z tego były jeszcze jakieś dzieci, a wiedzę na temat ich biologicznego pochodzenia prababcie zabrały z sobą do grobu. O takich właśnie tajemnicach naszych prababć i dziadków opowiada "Loteria na mężów, czyli narzeczony nr 69", fantastyczne przedstawienie zrealizowane w Operze Krakowskiej przez Józefa Opalskiego.

Reżyser podjął się dość karkołomnego przedsięwzięcia, pokazania pierwszy raz na scenie nieznanej operetki Karola Szymanowskiego. Karkołomnego choćby z tego powodu, iż zaginęło libretto autorstwa Juliana Krzewińskiego-Maszyńskiego, z którego pozostały tylko podpisane pod partyturą partie śpiewane. Posłużyły one Wojciechowi Graniczewskiemu za pretekst do napisania sztuki o trzech kuzynkach, a jak się potem okazuje, jeszcze bliższych krewnych niż im się wydawało, spotykających się na starym strychu, gdyż tak sobie zażyczył w testamencie ich wuj. Katarzyna Krzanowska, Małgorzata Kochan-Dziwisz i Iwona Budner wysłuchują pani notariusz (pełna werwy Dagmara Bilińska), by dowiedzieć się, co dostaną w spadku. Pamiątki znajdowane na strychu stają się powodem do rozegrania niezwykle zabawnych scen przez trzy świetne aktorki i prowokują pojawienie się śpiewaków, wykonujących arie i duety do muzyki Karola Szymanowskiego.

Na tym planie spektaklu odbywa się też tytułowa loteria na mężów, w której uczestniczą członkinie Klubu Starych Panien i członkowie Klubu Wesołych Wdowców. To tu rewelacyjna Bożena Zawiślak-Dolny śpiewa komiczną arię, w trakcie której poddaje się masażowi i odnowie biologicznej, wykonywanej przez przystojnych młodzieńców. To tu hulacy Charly i Darly (Ryszard Kalus, Adam Sobierajski) wpadają w sidła kobiet, i to tu rodzą się wyśpiewane z delikatnym liryzmem uczucia między braćmi a piękną Sarą (Agnieszka Tomaszewska). W tych popisach aktorskich i wokalnych śpiewakom towarzyszyła Orkiestra Opery Krakowskiej, sprawnie prowadzona przez Piotra Sułkowskiego.

Dostosowała się ona do lekkości i subtelnego humoru wymyślonych przez reżysera scen, którym przysłużyła się także wysmakowana scenografia Agaty Dudy-Gracz. Zbudowana przez nią na kilku płaszczyznach przestrzeń oddzielała od siebie dwa różne światy - ten współczesny i ten dawny - nie zacierając między nimi estetycznej granicy, która również została zachowana w kostiumach. A te nie dość, że były naprawdę ładne, to na dodatek dowcipnie określały charakter bohaterów, choćby takiego Charly'ego - pociesznego grubaska z postawionymi na sztorc włosami. Ale szczytem poczucia humoru twórców przedstawienia byli rogacze oraz balet, tańczący w akwarium ojca braci Tobiasza (świetna rola Kazimierza Różewicza).

Nasze prababcie, jak wszyscy, miały swoje tajemnice. Skutki finalne tych tajemnic darły się później w kołyskach. Tajemnicą dla zwykłych melomanów był fakt, że Karol Szymanowski napisał operetkę. Skutkiem finalnym odkrywania tajemnicy kompozytora jest zabawne i przy tym niegłupie przedstawienie, które może wywróży wreszcie dobre czasy dla krakowskiej Opery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji